Spokojnie, na luzie, całkiem ładnie i relaksująco. W dodatku bez dodatkowych kosztów.
Spokojnie, na luzie, całkiem ładnie i relaksująco. W dodatku bez dodatkowych kosztów.
Znane z meaningful entertainment 11 bit studios ma w portfolio jedną grę, która na pierwszy rzut oka kompletnie nie pasuje do tego wydawcy oraz dewelopera. Powstała w Hiszpanii Creature of Ava obiecuje jednak, że nie jest bezsensownym skokiem w bok i faktycznie ma w sobie jakiś istotny wątek fabularny. Z drugiej strony coś też musi być w tym, że warszawska spółka niespecjalnie starała się promować ten tytuł. Wydaje się, że podoba on się tylko Microsoftowi, który zapłacił za dystrybucję w Game Passie oraz konsolową wyłączność. Może jednak producent Xboksa widzi w tej niepozornej produkcji coś, czego my nie dostrzegamy? Sprawdźmy.
Pewnego rodzaju elementy meaningful entertainment widać na samym początku rozgrywki. Twórcy witają nas scenką przerywnikową wykonaną w stylu anime, w której jesteśmy świadkami tragicznych wydarzeń z główną bohaterką i jej rodziną w roli głównej. Szybko jednak ocieramy łzy i lądujemy na planecie Ava która, według pracodawcy protagonistki, niszczona jest pewnego rodzaju skażeniem. Na tyle silnym, że niedługo nie będzie zdatna do zamieszkania. Celem bohaterki jest więc uratowanie znajdujących się na niej żyjątek. Pewnym problemem (lub wręcz przeciwnie?) jest fakt, że na Ava żyje plemię człekokształtnych istot, które niespecjalnie chce się ruszać z miejsca. Co więc może zrobić bohaterka? Na siłę transportować zwierzątka na statek-matkę czy próbować przekonać lokalnych mieszkańców, że niedługo nie będą mieli gdzie żyć?
Jeśli więc kojarzycie motyw czyszczenia planety z zarazy to mniej więcej wiecie czym jest Creatures of Ava. Najbliżej temu do The Gunk. Tyle, że ta produkcja jest liniowa, nie ma walki i w swojej skali jest znacznie mniejsza. Tam też celem jest uratowanie planety, a w recenzowanej produkcji przetrwają tylko żyjące na niej istoty. Pewne schematy są jednak zachowane. Mamy więc klasycznie trujące pnącza, które trzeba eliminować, a także skażone potworki, które nas atakują. Walka jest jednak nietypowa. Za pomocą magicznego kija bohaterka wysysa skażenie tak, aby zwierzak stał się potulny. Zamiast więc atakować głównie unikamy ciosów. Traci na tym dynamika, ale też troszkę rozumiem decyzję twórców. Creatures of Ava, mimo że jest grą dużą (pod kątem czasu potrzebnego na jej skończenie), ewidentnie nie miało ogromnego budżetu, który byłby wymagany, aby przygotować dynamiczną i dopracowaną walkę. Tak więc mamy swego rodzaju półśrodek, który jednak w tej produkcji sprawdza się całkiem znośnie.
Creatures of Ava ma jednak swój wyróżnik. Jest nim magiczny flet, którym musimy grać melodie pozwalające zdobyć zaufanie zwierzaka. Wtedy może on za nami podążać, co jest potrzebne do przeniesienia go do miejsca z którego jest teleportowany do naszej latającej w kosmosie bazy. Możliwe jest też przejęcie kontroli. Każdy potworek ma specjalne zdolności, które na przykład pozwalają odblokowywać nowe przejścia. To sprawia, że Creatures of Ava ma bardzo delikatne elementy metroidvanii. Nie są one duże, ale trzeba na nie zwrócić uwagę, bo dają dużo satysfakcji i pokazują, że twórcy byli w stanie przygotować bardzo kompetentny level design. Wróćmy jednak do fletu, bo on ma swoją głębię. Otóż aby zdobyć zaufanie zwierzaka trzeba zagrać dedykowaną mu melodię. Gra wyświetla na ekranie co musimy zrobić (pojawia się wtedy koło, z którego wybieramy nutki), a my musimy to powtórzyć. Przyznam, że czasami bywa to dosyć wymagające. To w zasadzie jedyny trudny element gry. Niekiedy margines błędu w wyczuciu tempa jest minimalny, a więc spodziewam się, że część graczy czasami może mieć z tym problem. Tym bardziej, że całe Creatures of Ava jest raczej skierowane dla osób szukających czegoś luźniejszego, a nie kolejnego souls-like.
Istotnym elementem gry, oprócz fabuły, jest więc ratowanie stworków. Na każdej planszy musimy zdobyć ich określoną liczbę, a więc jeśli nadarzy się do tego okazja, nie warto jej marnować. W przeciwnym wypadku w pewnym momencie gra zatrzyma progres i będzie wymagała wykonywania tych z pozoru pobocznych zadań zanim pozwoli pchnąć fabułę. Nie jest to głupie rozwiązanie, ale twórcy mogliby przynajmniej umieszczać na mapie miejsca do tego przeznaczone, zwłaszcza jak są już odkryte. Na szczęście plansze nie są wybitnie duże, a więc da się jakoś z tym uporać. Oczywiście ma to swoje uzasadnienie fabularne. Z dialogów z tubylcami wynika, że zachowują pełen spokój i nie oczekują, że zostaną uratowani. Bohaterka, troszkę wbrew im, musi więc “kraść” biegające po okolicy potworki, budując tym samym wspomniany na początku meaningful entertainment. Może na końcu wyjdzie z tego jakiś fabularny twist. Przyznam jednak, że doszukiwanie się tego w Creatures of Ava jest troszkę naciągane. Nie oznacza to, że tego nie ma, ale też nie liczcie na zbyt wiele. Dla niektórych nazwisko Rhianny Pratcher w napisach końcowych (jako współautorka scenariusza) może robić wrażenie, ale jednak wolałbym studzić optymizm.
Ciągle otwarte pozostaje też pytanie czy to w ogóle daje jakąś przyjemność. Otóż całkiem sporą. Wspomniany wcześniej The Gunk był spokojny i relaksujący. Momentami aż nadmiernie. Creatures of Ava bierze te same elementy, ale umieszcza je w znacznie bardziej rozbudowanej grze. Satysfakcja z “czyszczenia” planety jest więc jeszcze większa. Tutaj nie ma aż tyle brudów do sprzątania, co daje ogromny wizualny efekt, ale i tak nie brakuje przyjemności z przechodzenia kolejnych fragmentów planszy. Wszystkie mapy są dosyć skondensowane, dzięki czemu na każdym kroku coś się dzieje - zwierzaki do uratowania, przejście do odblokowania, znajdźka czy element skażenia. Myślę, że level design to zdecydowanie najmocniejszy punkt gry. Pojedyncze mechaniki nie są ani odkrywcze, ani specjalnie rozbudowane. Wszystko jednak przykrywa nieustająca dawka satysfakcji ze zrobienia czegoś, nawet najdrobniejszej rzeczy. Kiedy do tego gameplay jest relaksujący, nagle okazuje się że przy Creatures of Ava czas leci bardzo szybko.
Wielka szkoda, że za tym wszystkim nie poszedł odpowiednio dobry art style. Gra jest ładna i estetyczna. Taka na naciąganą czwórkę. Aż chciałoby się czegoś więcej. Często plansze są za bardzo zawalone różnymi elementami otoczenia, a niekiedy problem stanowi zbyt pstrokata paleta barw. Przykładowo w dżungli dominuje fioletowy, co na dłuższą metę jest nieco męczące. Widać, że deweloperowi brakowało porządnego art designera, który opracuje dla tej gry unikatową i estetyczną stylistykę, dzięki której będzie zachwycać wizualnie. Tak jest to tylko poprawne. Również projekty stworków nie są szczególnie odkrywcze (do tego często się powtarzają), chociaż wiem, że ciężko tutaj o jakieś innowacje. Może więc gdyby twórcy zaproponowali nieco więcej w obszarze wizualnym ocena końcowa byłaby wyższa.
Największą siłą Creatures of Ava jest więc ten bardzo relaksujący gameplay, w którym niczego nie jest za dużo, skala map nie jest przesadzona, wszędzie w otwartym świecie jest blisko, a każdy skrawek ziemi skrywa wiele rzeczy do odblokowania i zrobienia. Satysfakcja jest więc spora i to bez stresujących momentów, które wymagają pełnego skupienia czy zaangażowania. Creatures of Ava jest więc typowo relaksującą grą i w tej formie sprawdza się świetnie. Aż dziwne, że ktoś na siłę próbował do niej dopisać historię z motywem meaningful entertainment. Tego jest tam zdecydowanie za mało, aby wciskać graczom wyższe wartości płynące z kampanii fabularnej. Mógłbym też się doczepić o długość gry. W kilku miejscach twórcy za bardzo ganiają gracza z miejsca na miejsce, aby wykonał proste zadania. Spokojnie można było to skrócić. W końcu siła tej gry to eksploracja, ratowanie zwierzątek i czyszczenie kolejnych fragmentów planszy, a nie bieganie z miejsca na miejsce.
Mimo wszystko na tyle ile znam rynek wydaje mi się, że Creatures of Ava, mimo swoich wyraźnych atutów, nie jest grą którą kupi zbyt wiele osób. Dlatego wielkim sukcesem jest to, że można ją znaleźć w Game Passie. Bez dodatkowych kosztów można spróbować i odprężyć się po ciężkim dniu. Do tego Creatures of Ava świetnie się nadaje. Biorąc pod uwagę skromny marketing być może dla niektórych będzie to nawet jedno z większych, pozytywnych odkryć tego roku.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!