Po 34 latach fani Willowa doczekali się jego wielkiego powrotu. Oceniamy, czy było warto tyle czekać.
Czarownik o wielkim sercu
Ten rok najlepiej udowadnia, że sięgnięcie po produkcje sprzed wielu lat, których młoda widownia nie ma prawa pamiętać, to strzał w dziesiątkę. Trzeba jednak odpowiednio podejść do materiału, aby jednocześnie go uwspółcześnić, ale zachować najlepsze elementy oryginału, jak również zadbać ciągłość serii. Top Gun: Maverick jest tego koronnym przykładem i przy odpowiednich pomysłach oraz twórcach można stworzyć kontynuację, która nie tylko przebije poprzedniczkę, ale również zachwyci widownię do tego stopnia, że stanie się globalnym hitem. Sukces ten będzie próbował powtórzyć serialowa wersja Willow, która zadebiutowała na Disney+ po niespełna 35 latach od premiery kultowego filmu fantasy od George’a Lucasa. Czy to się uda? Pewnie nie, ale Willow rozpoczyna się na tyle intrygująco, że warto dać szansę, nawet jeżeli nie jesteście związani nostalgią z pierwowzorem.
W magicznej krainie minęło kilkanaście lat. Królowa Sorsha (Joanne Whalley) próbuje okiełznać dwójkę swoich dzieci, nastoletnich bliźniaków Kit (Ruby Cruz) i Airka (Dempsey Bryk), po utracie swojego męża Madmartigana. Królewna Kit szykowana jest do zamążpójścia za księcia Graydona (Tony Revolori), których małżeństwo pozwoli na połączeniu królestw. W uroczystości przeszkadzają złe siły, które napadają na Tir Asleen, porywając księcia Airka. Kit, wraz ze swoją przyjaciółką Jade (Erin Kellyman), w której potajemnie się podkochuje, a także złodziejem Boormanem (Amar Chadha-Patel), robiącym za przewodnika i Graydonem wyruszają w misję ratunkową. Ich śladem podąża podkuchenna Wróbelek (Ellie Bamber), która związana jest płomiennym romansem z Airkiem. Wspólnie odnajdują Willowa (Warwick Davis), potężnego czarownika, który jako jedyny może pomóc im pokonać zło. Nie spodziewają się jednak, że podczas swojej podróży odkryją wielką tajemnicę, która odmieni losy całego królestwa.
Dla niektórych widzów może być niemałym rozczarowaniem, że w serialu zatytułowanym Willow, na wspomnianego w tytule bohatera trzeba czekać aż do samego końca pierwszego odcinka. Niemal cały premierowy epizod poświęcony jest zarysowaniu fabularnego kontekstu, przedstawieniu najważniejszych bohaterów i określeniu stawki, za którą przyjdzie walczyć grupie śmiałków przeciwko niebezpiecznym siłom zła. Była to odważna decyzja twórców, ale sprawdza się lepiej, niż można było oczekiwać. Widzowie znający oryginał będą mogli bez większego pośpiechu zapoznać się z nowymi postaciami, zaś dla osób, które nie oglądały filmu, nie powinno mieć większego znaczenia, że Willow w istocie nie jest centralną postacią swojego własnego serialu.
GramTV przedstawia:
Historia skupia się na kilku bohaterach i gdy po pierwszym odcinku wydaje się, że wydarzenia będą podążać przede wszystkim za krnąbrną i zuchwałą Kit, drugi odcinek koncentruje się na innej postaci, której prawdziwa tożsamość zostaje ujawniona jeszcze w poprzednim epizodzie. Nie oznacza to jednak, że w drugim odcinku Willowa ponownie jest jak na lekarstwo i kultowy bohater zaczyna odgrywać istotną rolę, ale twórcy nie poświęcają mu całej uwagi, nie pozwalając mu przyćmić innych bohaterów wesołej ferajny. Nie wiem, jak rozwinie się to w kolejnych odcinkach, ale w dwóch pierwszych twórcy kładą duży nacisk na zarysowanie relacji między członkami drużyny, między którymi od samego początku mocno iskrzy.
Wynosząca na piedestał przez cale swoje życie Kit nie może pogodzić się z tym, że nie jest najważniejszą osobą w ekipie. Odbija się to na jej relacjach z Jade, która pozostaje przede wszystkim wierna koronie, a dopiero później obiektowi swoich uczuć. Kit lekceważy również Graydona, z którym kompletnie nic ją nie łączy, co jeszcze bardziej podkreśla fakt, że młody książę bardziej zainteresowany jest Wróbelkiem, która z kolei pragnie uratować swoje ukochanego. Wiem jak to brzmi, ale nie musicie obawiać się kiepskiej telenoweli, gdyż wątki romantyczne nie zdominowały serialu i w Willow wciąż najważniejsza jest sama przygoda, która staje się dobrą zabawą również ze względu na nietypowy humor Boormana, który swoją postawą i żartami potrafi rozładować każde napięcie.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!