Dylogia Choi Dong-hoona to kawał solidnej rozrywkowej fantastyki i przykład, że w jej ramach można skutecznie połączyć „niepasujące” konwencje.
Alienoid (Oegye+in 1bu) i Alienoid: Powrót do przyszłości (Alienoid: The Return to the Future, Oegye+in 2bu) stanowią w zasadzie jeden ponad czterogodzinny film, widzowie musieli jednak długo czekać – bo aż do bieżącego roku – by poznać ciąg dalszy pierwszej części, która weszła na ekrany koreańskich kin (a potem na streamingi) w 2022. Na szczęście w ramach 18. Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków można obejrzeć obie części jednego dnia, co też uczyniliśmy (zarówno w edycji kinowej, jak i online).
Kogel-mogel z dodatkiem gochugaru
Choi Dong-hoon, reżyser i scenarzysta dylogii (przy drugiej produkcji współpracował z Lee Gi-cheolem), to popularny w Korei Południowej twórca blockbusterów, który przyciąga zwykle liczną widownię do kin. W niniejszych obrazach połączył on różne gatunki filmowe i konwencje fantastyczne. Otrzymujemy zatem mknący z piorunującą prędkością i kręcący fabularne pętle niczym kolejka w lunaparku, a przy tym tryskający humorem miks SF, fantasy, wuxia, horroru, kina akcji, przygodowego i familijnego.
W świecie przedstawionym funkcjonują obok siebie obcy, roboty, magowie. Ci ostatni to dosa (koreańskie określenie na taoistycznego mnicha - Do stanowi koreański odpowiednik Tao), którzy w obu Alienoidach toczą widowiskowe pojedynki z użyciem zarówno mocy, zaklęć i niezwykłych przedmiotów, jak i walki wręcz. Pojawiają się wątki i motywy ratowania świata; poszukiwania ważnego artefaktu, kiedy to nie stroni się od czysto łotrzykowskich akcji; cudownego dziecka, którego przeznaczeniem są wielkie czyny; inwazji z kosmosu i podróży w czasie, a także rodzicielskich kłopotów ze zbuntowaną, wścibską małolatą. Z kadrów wręcz wylewa się humor sytuacyjny, slapstick i odrobina surrealizmu, a fabułę można odczytać po trosze jako rodzaj pastiszu amerykańskich filmów superbohaterskich. Dosłownie: kosmiczne szaleństwo.
Akcja ma wielu równoprawnych bohaterów i liczne mniej lub bardziej ciekawe drugoplanowe postacie. Przedstawmy zatem osoby, na których skupi się uwaga widowni (a przynajmniej powinna): poznajemy Strażnika i Pioruna (w obu rolach świetny Kim Woo-bin), czyli roboty/programy mające za zadanie pilnować więźniów osadzonych na Ziemi i uniemożliwiać im ucieczkę z... ciał ludzi, w których zostali zamknięci. Dołącza do nich Ean (w którą wcielają się kolejno Choi Yoo-ri i Kim Tae-ri), dziewczynka, którą pomimo faktu, że mają się nie wtrącać w sprawy Ziemian, decydują się zaopiekować.
Sześć stuleci wcześniej obserwujemy poczynania zdolnego, acz chwilami pechowego młodego maga Muruka (Ryu Jun-yeol), z niewiadomych dla nas względów uważanego za nieudacznika, oraz jego dwóch magicznych służących (absolutnie rozbrajający jako Lewa Łapa i Prawa Łapa – Lee Si-hoon i Shin Jung-keun). Pojawia się także tandem czarodziejów alchemików z Bliźniaczych Szczytów (autentyczne góry, wznoszące się nad Seulem), który śmieszy, tumani, przestrasza i najzwyczajniej w świecie zasługuje na serial w tym uniwersum – Czarna (Yum Jung-ah) i Niebieski (Jo Woo-jin). Po jakimś czasie do czołówki istotnych person doszlusowuje twarda tropicielka kryminalistów – XXI-wieczna celniczka Min Gaelin (Lee Ha-nee / Lee Hanee, którą możemy podziwiać między innymi w recenzowanym przez nas filmie Zabójczy romans). Śledzimy też siłą rzeczy knowania czarnych charakterów – obcych, co to wzniecili rebelię na świecie, z którego przybyli Strażnik i Piorun – tu na plan pierwszy wysuwa się Jajang (Kim Eui-sung). Niestety, źli przybysze są stanowczo zbyt schematyczni i w gruncie rzeczy za wiele się o nich nie dowiemy: są wrogami „naszych”, cechuje ich determinacja i samopoświęcenie, no i przy okazji są zjawiskowo piękni w swoim CGI.
Wuxia bez kompleksów
W tej oryginalnej historii mamy zapierające dech tempo akcji i przeskoków między wątkami tudzież płaszczyznami czasowymi. Zmiany scenerii mogą sprawić, że niektórzy się pogubią lub dostaną oczopląsu. Podczas seansu online wystarczy na chwilę odwrócić się po przekąskę lub do kogoś, z kim oglądamy, by podzielić się spostrzeżeniem, a na ekranie już dzieje się co innego. Czy to wada? Dla części publiczności może tak być, może poczuć się znużona, dla nas stanowiło to kolejny element zabawy. Próżno tu szukać intelektualnej głębi, zdecydowanie nie o to chodziło Choi Dong-hoonowi, otrzymujemy za to oszałamiającą kopalnię pomysłów, której celem jest rozrywka, odpoczynek od realiów dnia codziennego. Tylko tyle, a może właśnie aż tyle.
GramTV przedstawia:
Bohaterowie i ich wrogowie są przepakowani, zabicie ich graniczy z niemożliwością, więc co chwilę powracają w szranki. Skaczą, latają, obrywają – to wuxia na sterydach. Układy choreograficzne są z najwyższej półki, do tego łączą wielkie wyzwania z humorem w stylu filmów Jackiego Chana czy zapomnianej perły gatunku, jaką jest Pojedynek mistrzów (The Duel, Kuet chin chi gam ji din). Wiele do wizualnej jakości walk wnoszą gadżety czarodziejów alchemików z Bliźniaczych Szczytów. Te postacie pozwalają na takie zabawy wizualne jak olbrzymie dłonie chwytające przeciwników czy jednoczesna obecność iluś klonów tej samej postaci w jednej walce. Oprócz tego mamy coś unikatowego, czyli używanie w XIV wieku współczesnych pistoletów…
Dylogia Alienoid czerpie z wielu źródeł, jednym z najważniejszych tropów jest to, że sporo dzieje się tu w zajeździe. To topos, który zawdzięczmy twórczości tajwańskiego reżysera Kinga Hu – retrospektywa jego twórczości była częścią zeszłorocznej edycji Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków, napisaliśmy o tym całkiem sporo. Znajdziemy tu liczne mrugnięcia do niegdysiejszych filmów, chociażby właśnie Kinga Hu, na przykład dziewczyna przykleja sobie wąsy, bo wydaje jej się, że to doskonały kamuflaż (w dawnych azjatyckich produkcjach historycznych i przygodowych nieraz pojawiał się motyw kobiety udającej mężczyznę, aby uniknąć społecznych ograniczeń, i oczywiście wystarczyła męska stylizacja, żeby otoczenie magicznie nie dostrzegało jej kobiecości). Mamy też żartobliwe nawiązania do westernów czy Jamesa Bonda (szamotanina w pociągu). W części wizualnej dotyczącej robotów widać nieco wpływu pierwszej trylogii Gwiezdnych Wojen, formy obcych zaś tańczą czasem dookoła południowokoreańskiego serialu Parasite: the Grey, ale i Demigorgona ze Stranger Things. Żaden tego typu cytat nie jest jednak dosłowny, to raczej forma „pozdro dla kumatych”. Za oprawę muzyczną odpowiada jeden z etatowych kompozytorów południowokoreańskiego kina, Young-gyu Jang. Zgodnie z naturą filmu nie boi się anachronizmów, na przykład miesza tradycję z ostrym brzmieniem elektrycznej gitary.
Siłą rzeczy, oprócz efektów praktycznych, potrzebne było wykorzystanie CGI. Przez większość dylogii działają one doskonale, ale widać też, z czym południowokoreańskie kino jeszcze sobie słabo radzi – na przykład animowane koty są mocno sztuczne. Z drugiej strony w scenariuszu znajduje się mały haczyk, który może tłumaczyć, czemu nie są naturalne… Śledzenie wszystkiego na ekranie jest tu bardzo ważne, ale i utrudnione natłokiem wydarzeń. Oglądając po raz pierwszy, łatwo dojść do wniosku, że oba Alienoidy mają pewne dziury logiczne, jednak przy drugim seansie, gdy jest czas wyłapać drobiazgi, które uprzednio umknęły podczas podróży fabularnym rollercoasterem, widać, że większość elementów idealnie się spina. Opowieść okazuje się wycyzelowana, kwestie, które budziły domniemanie niedopilnowania scenariusza, wskakują na właściwe miejsce.
Nietrudno wychwycić znaczenie tytułu - alienoid to humanoid, jesteśmy podobni w celach i emocjach. Tak samo jak ludzie, bez żadnej różnicy – by zacytować cyniczne słowa Drizzta z komiksu Funky Koval. Z drugiej strony wiemy tyle, że buntownicy są skłonni poświęcić Ziemię, by odtworzyć ruch oporu. Biorąc pod uwagę, że pilnują ich programy, można się nawet zastanawiać, czy na pewno są w stu procentach złolami, czy… desperatami walczącymi z reżimem. To jednak tylko zabawa widza/widzki, reżyser i scenarzysta oraz jego współpracownik raczej stoją po stronie Strażnika i Pioruna, bo ci chcą ocalić nasz glob i nawet z czasem podają w wątpliwość wykorzystywanie go jako kolonii karnej. To kolejne bardzo oryginalne dzieło, które nie zostało właściwie docenione w rodzimym kraju. Dlaczego? Czyżby zawiniło połączenie fantasy i SF, do którego Koreańcycy nie są zbyt przyzwyczajeni? Niby istnieje garść koreańskich filmów i seriali, które przynajmniej zahaczają o fantastykę naukową… Ale może tworzone są przede wszystkim jako produkt eksportowy? Cóż, Alienoid i Alienoid: Powrót do przyszłości to z całą pewnością solidny produkt, choćby i na zewnętrzny rynek, jeśli nie dość sprawdził się na własnym podwórku.
Oba filmy można obejrzeć w ramach cyfrowej części 18 Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków. W teorii jeszcze tylko dziś, 1 grudnia 2024 roku, ale wystarczy rozpocząć odtwarzanie obu przed północą, żeby mieć jeszcze 48 godzin na dokończenie i ewentualne powroty, by uporządkować sobie wszystkie elementy fabuły. Bardzo polecamy!
8,0
Cudowne szaleństwo, któremu zaszkodził dwuletni odstęp między częściami (to, co nielogiczne w części pierwszej, staje się logiczne w drugiej).
Plusy
Oszałamiające tempo, które w gruncie rzeczy dostarcza nielichej frajdy
Nieustanny humor
Olśniewająca kopalnia pomysłów
Zgrabne połączenie gatunków i konwencji
Fabuła: poszczególne elementy wskakują na właściwe miejsce
Bohaterowie, do których pała się sympatią, a przynajmniej z ciekawością śledzi ich poczynania
Świetnie zrealizowane sceny walk
Porządna gra aktorska
Wpadająca w ucho, energetyczna ścieżka dźwiękowa
Minusy
Również oszałamiające tempo (część osób się pogubi lub zmęczy)
Nieustanny humor nie zadowoli tych, którzy nie przepadają za przerysowaniem charakterystycznym dla azjatyckich kinematografii
Schematyczne, potraktowane grubą kreską złole, o których nie dowiemy się praktycznie nic ciekawego
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!