Recenzja filmu Beezel - straszna wiedźma w strasznym domu

Joanna Kułakowska i Łukasz M. Wisniewski
2024/12/07 19:00
0
0

Beezel to pozycja obowiązkowa dla fanów i fanek found footage... ale to nie znaczy, że udana.

Recenzja filmu Beezel  - straszna wiedźma w strasznym domu
Monolith Films

Miejsce, gdzie rodzinę spotkała tragedia, tajemniczy dom, w którym czyha zło, mroczne opowieści o wiedźmach... Są to tematy horrorowi nieobce, lecz nawet o czymś, co już było, można opowiedzieć w sposób nowatorski i oryginalny. Czy tak się stało w przypadku Beezel w reżyserii Aarona Fradkina (twórcy filmów Val, Electric Love oraz kilkunastu nagradzanych shortów)?

Dom z wiedźmą na stanie

Beezel to produkcja zrealizowana przez studio Epic Pictures – odpowiadające za takie horrory jak Terrifier, Book of Monsters czy antologia Satanic Hispanics. Z pewnością można powiedzieć o kilku niezłych pomysłach. Przede wszystkim twórcy, czyli reżyser i scenarzysta Aaron Fradkin oraz współscenarzystka Victoria Fratz Fradkin (która również wciela się w jedną z postaci), połączyli kilka nośnych aspektów – konwencję found footage, opowieść o przerażającej istocie, która liczy sobie tysiące lat, oraz o nawiedzonym domu, z którego koniec końców nikt nie ujdzie cało (a już na pewno nie o zdrowych zmysłach). Co więcej, jest to rzecz o nawiedzonym domu... z perspektywy nawiedzonego domu, sama opowieść zaś obejmuje 60 lat i kolejne generacje sprzętu nagrywającego.

Dom z wiedźmą na stanie, Recenzja filmu Beezel  - straszna wiedźma w strasznym domu
Monolith Films

Do pewnego stopnia mamy do czynienia z antologią „fikcyjnych nagrań”. Zmieniający się bohaterowie zamieszkujący domostwo przez kolejne lata mają do dyspozycji kamery i inne urządzenia nagrywające, które umożliwiają odbiorcom łączenie elementów układanki. Postacie się starzeją lub przybywają nowe, zło natomiast pozostaje to samo. Beezel składa się z ciekawego prologu i trzech nowel. Wypadają one lepiej lub gorzej, choć już nie tak interesująco jak wstęp, lecz trzymają pewien rzemieślniczy poziom. Wszystkie jednak mają taką samą konstrukcję fabularną i kończą się podobnie, stanowiąc swoisty restart historii, którą wciąż przerabiamy wraz z nowymi osobami. Całość generalnie nie rzuca na kolana (i jest to nader łagodne określenie), za dużo tu bowiem elementów, co to nawet przy sympatii do konwencji i zastosowanych technik zwyczajnie nie działają, gdyż widzowie mogą przewidzieć rozwój wydarzeń, albo wydają się absurdalne, a twórcy nie oferują niczego, co mogłoby wyprowadzić z błędu. Widzimy zaledwie kilka dekad i to w budynku bynajmniej nie zasługującym na wpis w rejestrze zabytków. Tymczasem dowiadujemy się, że egzystująca tam ślepa wiedźma jest istotą wręcz przedwieczną (pewna ważna kwestia w jej życiu ponawia się co trzy tysiące lat). Ale dlaczego zagnieździła się w tym domostwie? Jak tam trafiła? Wygląda na to, że zajmuje się jedynie zaspokajaniem głodu. Ot, taki humanoidalny pasożyt. Trochę to rozczarowujące, skoro mowa o pradawnym niebezpieczeństwie i używa się terminu „wiedźma”.

Film w rozkroku

Fradkin nieźle buduje klimat grozy, ale też zdarza mu się nieco przynudzać. Od czasu do czasu wykorzystuje technikę jump scare i trzeba przyznać, że trafiają się porządne horrorowe momenty... Niestety, problem pojawia się, gdy otrzymujemy zbliżenia wiedźmy. Potwór głównie śmieszy kuriozalną, mało przekonującą charakteryzacją, co w zestawieniu z poważnym nastrojem opowieści generuje dysonans poznawczy. Gwoli uczciwości – oczywiście nie można wykluczyć, że gdyby coś takiego rzeczywiście pojawiło się znienacka w naszej piwnicy lub sypialni, darlibyśmy się wniebogłosy (albo stracili głos z wrażenia). Jak by nie było, podczas seansu to nie działa. Monstrum budzi odrazę, nerwowy śmieszek, a nie strach. Roztrzęsione ujęcia z daleka działają znacznie lepiej. Może warto było przy nich pozostać? Po co bawić się w zbliżenia, jeśli się nie potrafi albo nie dysponuje odpowiednim budżetem? Z racji campowego efektu może lepiej było postawić na kpiarski ton, a nie bombastyczną powagę, która i tak zostaje złamana?

Film w rozkroku, Recenzja filmu Beezel  - straszna wiedźma w strasznym domu
Monolith Films

GramTV przedstawia:

Pozostałe aspekty charakteryzacji i efekty specjalne są na dobrym poziomie. Wykonawcy prezentują poziom zróżnicowany, jednakże w ogólnym rozrachunku gra aktorska pozostawia pozytywne wrażenia. W pamięci pozostaje zwłaszcza postać operatora z pierwszej etiudy. Apollo (LeeJon Woods) jest fachowcem i ładnie to wygrano w zestawieniu z zapisami amatorskimi (przy okazji w tej części są najlepsze partie dialogowe). Połączenie nagrań w różnych technologiach (w tym po prostu dyktafon) stanowi element nowatorski, co sprawia, że mimo wszystko warto ów obraz obejrzeć, jeśli jest się zainteresowanym tym nurtem horroru. Należy jednak pozwolić sobie na rozprostowanie zwojów mózgowych, inaczej żadne próby ekipy filmowej nie zadziałają. Tak czy owak, otrzymujemy filmowego średniaka, nic więcej.

5,0
Najbardziej straszy tu zmarnowany potencjał.
Plusy
  • Ciekawy miks różnych źródeł zapisów found footage
  • Ogólnie dobre rzemiosło twórcze (zwłaszcza zdjęcia) i aktorskie (dotyczy to przede wszystkim Victorii Fratz Fradkin (Nova), LeeJona Woodsa (Apollo) i Boba Gallaghera (Harold Weems))
Minusy
  • Słabo wykonana wiedźma (nie bez powodu nie ma jej na zdjęciach od dystrybutora)
  • Opowieść szyta nawet nie grubymi nićmi, a linami do wspinaczki po górach absurdu
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!