Miała być porażka, a jest film, który bez trudu przebija poprzednie dwa tegoroczne filmy DC Studios.
Prawdziwa moc bierze się od rodziny
Blue Beetle przeszło długą i krętą drogę, zanim trafiło do kin. Film pierwotnie szykowany był jako jedna z pierwszych produkcji rozszerzających uniwersum DC, które miały debiutować na platformie HBO Max. Studio zamierzało skopiować rozwiązanie Marvela i dostarczać produkcje o mniej znanych superbohaterach na streamingu. Ale wraz z objęciem rządów przez Davida Zaslava, któremu można wiele zarzucić w kwestii zarządzania filmą, ale na pewno nie można odmówić mu miłości do kina, zdecydował się przenieść Blue Beetle na duży ekran, a resztą szykowanych tytułów brutalnie pogrzebać. Chociaż pierwszy film z latynoskim superbohaterem w roli głównej nie zapowiadał się ekscytująco, to może właśnie za sprawą niższego budżetu i praktycznie zerowych oczekiwań, ostatecznie Blue Beetle ogląda się naprawdę nieźle. O ile podejdzie się do niego z odpowiednim nastawieniem.
Jaime Reyes (Xolo Mariduena) powraca ze studiów do rodzinnego Palmera City w Teksasie po kilkuletniej rozłące ze swoją rodziną. Chłopak marzy o dobrej posadzie w jednej z korporacji, gdzie mógłby wykorzystać prawniczą wiedzę. Jedyne, na co może jednak liczyć, to kiepsko opłacana praca pracownika porządkowego w jednym z hoteli w centrum miasta. Tam poznaje Victorię Kord (Susan Sarandon), szefową Kord Industries, jednej z największych firm zbrojeniowych, a także Jenny Kord (Bruna Marquezine), która nie zgadza się z obecną działalności firmy jej ojca. Gdy Jaime próbuje uratować Jenny z opresji, traci pracę w hotelu. W zamian dziewczyna oferuje mu załatwienie nowej fuchy w centrali firmy. Gdy młody Reyes zjawia się na miejscu, Jenny wręcza mu tajemniczy przedmiot, aby ukrył go przed Victorią. Ciekawska rodzina Jaimego namawia go do sprawdzenia artefaktu, którym okazuje się inteligentny skarabeusz.Nieoczekiwanie kosmiczny robak ożywa i wybiera chłopaka na swojego nosiciela, dając mu nadludzkie moce. Victoria jednak nie cofnie się przed niczym, aby odzyskać skradziony przedmiot, dzięki któremu opracuje technologię nowoczesnych nanoszkieletów, dzięki którym każda armia byłaby niezwyciężona.
GramTV przedstawia:
Najnowsza propozycja od DC Studios, najprościej rzecz ujmując, to połączenie Spider-Mana z pierwszym filmem o Ant-Manie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka można dojrzeć w Blue Beetle pewne naleciałości znane z obu produkcji. To bardzo lekka, ale przy tym generyczna produkcja, która prawie nie oferuje nic nowego, czego byśmy już wcześniej nie widzieli. Prawie, bo film z uniwersum DC posiada ogromny atut w postaci rodziny Jaimego, którzy stają się równorzędnymi bohaterami do tytułowej postaci. Zazwyczaj superbohaterowie działają w pojedynkę, ewentualnie mogą liczyć na pomoc innych herosów obdarzonych nadnaturalnymi mocami. Ale nie w Blue Beetle, gdzie rodzina Reyesów stanowi o najmocniejszym punkcie historii, w której każdy z członków familii jest ważnym ogniwem. Dzięki czemu Blue Beetle nie jest skazany na samotną walkę ze złem, a widz na totalną powtórkę z rozrywki.
Gdyby nie Reyesowie Blue Beetle nie byłby dobrym filmem. Geneza superbohatera jest tak schematyczna i pełna klisz, jak tylko można to sobie wyobrazić. Historia nieszczególnie skupia się na Jaimiem, który dopiero co zyskał supermoce, ale szybko przechodzi do porządku dziennego. Brakuje tu tej samej głębi, która powodowała, że filmy Marvela z wcześniejszych faz tak dobrze się oglądało, śledząc poczynania nowego bohatera, który musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. To spory minus, który nie pozostawia zbyt dobrego wrażenia po samym Blue Beetle, który pozostaje jedynie maskotką, błyskotką całego filmu, a nie prawdziwą postacią z krwi i kości.
Zobaczmy: czyli atutem filmu który ma wprowadzić nowego bohatera do uniwersum jest nie on sam tylko bohaterowie drugoplanowi... aha no to brawo. Kolejną rzeczą, która utopiła już kilka filmów superbohaterskich jest to że bohatera kształtują przymiotniki: "pierwszy latynos", "pierwszy gej" itd. Ludzie mają już dość tego cringe-u, interesuje ich dobra historia i spójne uniwersum, a tymczasem kampania marketingowa na każdym kroku opiera się o to że bohater jest latynosem - czyli tylko to go kształtuje tak? No i oczywiście mamy wątek rasizmu... czyli kolejny raz zabawa w moralizatorstwo w kinie rozrywkowym robione zapewne z subtelnością walenia młotem. A no i nie zapomnijmy o reżyserze idiocie który zaczął marketing swojego filmu od bycia dumnym z "wkurzenia fanów", oraz wygłaszającego takie perełki jak to że Trump powinien był zostać zastrzelony (bo oczywiście w Hollywood wyborca Trumpa, czyli nomem omen 50% populacji USA, to pod-człowiek, pal licho że to potencjalny widz i źródło zarobku) https://boundingintocomics.com/2023/04/04/blue-beetle-director-deletes-tweet-wishing-assassination-on-president-donald-trump-claims-puerto-rico-is-a-slave-colony/
Nię dzięki, ten film to będzie totalna porażka FINANSOWA bo nikogo nie obchodzi randomowy "bohater - latynos" w uniwersum na którym wszyscy postawili już krzyżyk, łącznie z producentami. I niech zgadnę, oczywiście cała wina za "sukces" filmu spadnie na toksycznych fanów i rasizm...
Headbangerr
Gramowicz
19/08/2023 09:40
Właśnie obejrzałem cały film na zwiastunie, nie muszę już iść do kina.