Recenzja filmu Boss Level. Rąbanka w pętli czasowej

Kamil Ostrowski
2021/03/27 09:00
0
0

Łubudubu od pierwszych sekund. Nieskrywane inspiracje grami wideo. Trochę chłopięcego humoru. Czy to przepis na film idealny?

Recenzja filmu Boss Level. Rąbanka w pętli czasowej

Ostatnimi czasy motyw pętli czasowej zdaje się zyskiwać nieco na popularności. Potencjał tego pomysłu i przełożenie jakie może mieć na dzieła popkultury najlepiej zobrazował chyba kultowy Dzień Świstaka. Dużo dłużej czekaliśmy na film akcji o fabule ogniskującej się wokół pętli, czyli Edge of Tommorow z Tomem Cruisem, a ostatnio z kolei pojawiło się znakomite Palm Springs (które zrecenzowałem i nie mogłem się nachwalić). Historia kręcąca się wokół tych samych wydarzeń, powtarzanych po kilkanaście czy więcej razy tworzy oczywiście pewne ograniczenia, ale daje również cały szereg możliwości. Pozwala na przykład z twardziela grającego główną rolę, zrobić twardziela który ma niemal nadludzkie moce. A jeżeli i tak ciągle przegrywa, to znaczy że stoi przed nim prawdziwe wyzwanie.

Tak właśnie zaczyna się Boss Level. Roy Pulver, były wojskowy i główny bohater, budzi się w łóżku z panienką wyrwaną poprzedniej nocy i stara się uniknąć śmierci z rąk szeregu naprawdę odjechanych płatnych morderców, których nasłał na niego pułkownik Clive Ventor, szef jego byłej żony, kierujący ściśle tajnym ośrodkiem badawczym. Po śmierci Roy po prostu wraca do punktu wyjścia - poranka z laską w łóżku i pierwszym z zawodowców czających się na jego życie. Dlaczego parę minut po pobudce jego mieszkanie demoluje ostrzał z helikoptera? Czemu Azjatka imieniem Guan-Yin chce uciąć mu głowę tradycyjnym chińskim mieczem? I jaki to ma związek z jego byłą partnerką?

GramTV przedstawia:

Od pierwszych minut jasnym jest, że twórcy filmu bardzo mocno inspirowali się grami komputerowymi. Wydarzenia, które stają się udziałem głównego bohatera są niczym innym, jak rozgrywką w stylu “roguelike” - za każdym kolejnym podejściem Roy uczy się czegoś nowego i popycha fabułę do przodu, tylko po to, żeby po każdej śmierci zaczynać od początku, wzbogacony jedynie o swoją wiedzę. Poszczególni przeciwnicy to też nic innego, jak poszczególni “bossowie” o estetyce wyciągniętej niemalże żywcem ze świata przedstawionego w Metal Gear Solid. Jest niskorosły miłośnik ładunków wybuchowych, zabójczyni używająca wartego majątek ulepszonego pistoletu Hitlera, czarnoskórzy bliźniacy mówiący z silnym niemieckim akcentem, sadystyczny “wieśniak” rodem z południa Stanów Zjednoczonych czy wspomniana już, potrafiąca unikać kul Azjatka z mieczem. Jak szaleć, to szaleć.

Trzeba też przyznać, że twórcy Boss Level bardzo dobrze radzą sobie z tworzeniem scen akcji, przeplatanych chłopięcym, nieco slapstickowym humorem. Film składa się z krótkich scen “odpoczynku”, popychających fabułę nieco do przodu, ale jego zasadniczą substancję stanowi niekończące się pasmo pościgów, strzelanin, pojedynków na miecze i tym podobnych. Poszczególne ujęcia zazwyczaj są szybkie, walki niezwykle wartkie, dynamiczne i znakomite z punktu widzenia choreografii. Po prostu przyjemnie się na to patrzy, nawet jeżeli nie niesie za sobą specjalnego ładunku emocjonalnego.

Trzeba też przyznać, że Frank Grillo jak mało kto nadał się do zagrania głównego bohatera w Boss Level. Do tego rodzaju filmu nie są potrzebne żadne zjawiskowe zdolności aktorskie i powiedzmy sobie szczerze, nie ma co się ich na siłę we Franku Grillo doszukiwać. Natomiast jako pan kwadratowa szczęka i napięte muskuły sprawdza się nieźle. Mi osobiście przyjemnie oglądało się również Mela Gibsona, chociaż wolałbym żeby dostał nieco więcej czasu na ekranie. Sporym zaskoczeniem była dla mnie z kolei absolutnie nijaka rola Naomi Watts. Z kwestii technicznych warto też wspomnieć o niezłej ścieżce dźwiękowej stworzonej przez Clintona Shortera. Poszczególne utwory przywodziły mi na myśl melodie charakterystyczne dla gier z serii Mass Effect.

Boss Level to klasyczne łubudubu, które ogląda się łatwo i przyjemnie. Ponieważ fabuła jest zasadniczo bardzo prosta, to ciężko jest mi powiedzieć, że nie pamiętam już o co chodziło, ale na pół godziny po zakończeniu seansu szczegóły zaczęły się wyraźnie zacierać. Pamiętam że było dużo “bum”. Czas leci, momentami uśmiechnąłem się pod wąsem, a bywały też chwile w których byłem naprawdę pod wrażeniem. Niestety, po pierwszych kilkudziesięciu minutach film traci impet, przydałaby się żeby w tym kawałku było więcej “mięska”. Brakowało mi trochę sensownej fabuły i sensownych postaci. Wobec tego ciężko jest nazwać ten film wybitnym w jakimkolwiek względzie. Jest dobry na wielu płaszczyznach, tylko tyle i aż tyle. Jeżeli nie macie nic innego do roboty, to możecie go poszukać w sieci. Nie zawiedziecie się, zwłaszcza jeżeli lubicie w filmach stosowanie “gierkowej” estetyki.

6,8
Doskonała rąbanka, której brakuje trochę lepszej fabuły i trochę lepszych postaci, żeby awansowała do grona pełnoprawnych filmów. Trochę narzekam, ale w sumie nie bawiłem się źle
Plusy
  • Świetna pod względem estetyki, montażu i choreografii rąbanina
  • Zgrabnie wykorzystane inspiracje motywami z gier wideo
  • Niezła ścieżka dźwiękowa
Minusy
  • Brakuje lepiej zarysowanych postaci, dialogów i fabuły
  • Rozczarowujące aktorstwo
  • Zmarnowany potencjał Mela Gibsona
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!