Przywrócić legendę
Można się zastanawiać, dlaczego przez ponad dwadzieścia lat nikt nie zdołał zrealizować remake’u, kontynuacji lub spin-offu (niepotrzebne skreślić) jednego z najbardziej kultowych serii horrorów lat 90. ubiegłego wieku. Hollywood uwielbia recykling, więc z zegarmistrzowską precyzją przywracają do życia znane i lubiane marki sprzed lat. Mimo to Candyman przez wiele lat skrywany był w całkowitej ciemności, z dala od oczu mniej lub bardziej chciwych producentów filmowych, i tylko najwięksi fani horrorów jeszcze pamiętali o tej trylogii. Na światło dzienne serię postanowił ponownie wystawić Jordan Peele, któremu wystarczyły zaledwie dwa reżyserskie projekty, aby stał się jednym z najgorętszych nazwisk w Fabryce Snów. Mając za sterami taką osobistość, można być spokojnym o finalną jakość produkcji. Nawet jeśli Peele sam nie stanął za kamerą, to dołożył wszelkich starań, aby nowa wersja Candymana idealnie wpisywała się w jego filmografię. Jeżeli więc poszukujecie ambitnego horroru, stawiającego nacisk na wątki społeczne, lepszej propozycji w tym roku zapewne nie znajdziecie.Podczas rodzinnej imprezy jeden z najbardziej utalentowanych czarnoskórych malarzy w Chicago słyszy makabryczną historię o kobiecie, która przed trzydziestoma laty została posądzona o porwanie dzieci. Poszukujący nowych inspiracji, Anthony (Abdul-Mateen II) postanawia zbadać interesującą historię, którą mógłby przenieść na płótno. Niedługo później dowiaduje się, że historia powiązana jest z legendą o Candymanie, którą znał każdy mieszkaniec dzielnicy Cabrini-Green, zanim ta została poddana procesowi gentryfikacji. Artysta tworzy instalację artystyczną, w której każdy odważny ma pięciokrotnie wypowiedzieć imię istoty, aby ją przywołać. Wkrótce zaczynają ginąć osoby powiązane z Anthonym i jego pracą. Mężczyzna nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, jakie czyha na niego oraz jego dziewczynę Briannę (Teyonah Parris).
Długo nie było jasne, czy Candyman jest kontynuacją, czy też restartem serii, zupełnie niepowiązanym z pierwszym filmem z 1992 roku. Twórcy unikali jednoznacznych odpowiedzi, zapewne po to, aby widzowie nie rezygnowali z seansu przez brak znajomości oryginału. Jak się jednak okazuje, oba filmy są ze sobą ściśle powiązane i Candyman kontynuuje historie zapoczątkowaną przed prawie trzydziestoma laty. Aby cieszyć się z filmu, nie trzeba koniecznie znać pierwszej części, gdyż twórcy wszystko doskonale tłumaczą, dzięki czemu widz nie gubi się w zawiłościach fabuły. Fani cyklu otrzymają jednak pełniejszy obraz i wiele smaczków, które siłą rzeczy zostaną pominięte przez resztę widzów.Uczynienie z Candymana kontynuacji filmu z 1992 roku było odważnym krokiem. Z jednej strony Jordan Peele i reszta ekipy wyraźnie nie chciała odcinać się od dziedzictwa serii, nową historią ukazując, jak wielkie zmiany zaszły w biednej i niebezpiecznej dzielnicy Chicago, która staje się równoprawnym bohaterem do Anthony’ego i Brianny. Z drugiej jednak strony, niektórzy widzowie mogą kręcić nosem i poczuć rozczarowanie, że nowy film nawet nie próbuje stać na własnych nogach. Mimo to ma to swoje nieocenione zalety, które stanowią największą siłę historii, a więc postawienie mocnego nacisku na społeczne wątki.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!