Flash to jeden z najdziwniejszych filmów od DC Studios. Oceniamy, czy dzięki temu może stać się przyszłym klasykiem.
Flash-ów 2-óch
Wątek Barry’ego jest więcej niż udany. Duża w tym zasługa podwójnego Allena, w których wciela się Ezra Miller. Postacie łatwo rozróżnić nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim ich charakterem. Drugi Barry jest o kilka lat młodszy, jest porywczy, mniej doświadczony w roli superbohatera, a pierwszy Barry może w końcu zmężnieć i spoważnieć, sprawdzając się w roli mentora. Przemiana pierwszego Barry’ego z rozkojarzonego, trochę fajtłapowatego młokosa, który bardziej służy Batmanowi, niż jest jego równorzędnym partnerem w świadomego, inteligentnego i rozsądnego Flasha może następuje trochę za szybko, ale mimo wszystko jest to przekonujące i na końcu ma się wrażenie, że bohater przeszedł przez pewną drogę, dzięki której dojrzał, zrozumiał znaczenie swojej mocy i jest gotowy na kolejne wyzwania, mogąc stawać do nich na równi z Supermanem czy Wonder Woman. W tym tkwi jeden z największych plusów filmu, w którym wątek Barry’ego nie pozostawia widza obojętnym.
Niezłe jest również przywrócenie Michaela Keatona do roli Batmana. Twórcy wyraźnie nabijają się z tego powrotu na samym początku, uwypuklając co ważniejsze elementy, ale przekształcając je w proste, lecz całkiem skuteczne gagi. Trochę szkoda, że ten Bruce Wayne nie otrzymał swojego własnego wątku, ale Keatona w roli Batmana zawsze jest dobrze zobaczyć. Tym bardziej, gdy w jednej ze scen wraz z aktorem powraca również kultowy motyw muzyczny znany z filmów Tima Burtona.
Niestety odwrotnie wygląda to w przypadku Supergirl granej przez Sashę Calle. Twórcy zarysowują ciekawy wątek kuzynce Supermana, który pozwoliłby zupełnie inaczej spojrzeć na tę potężną postać, co dobrze odwoływałoby się do motywu przewodniego w Batman v Superman: Świt sprawiedliwości, ale niestety szybko go porzucają, rozwiązując go za pomocą wyłącznie jednej sceny. To marnotrawstwo nie tylko samej postaci, ale tego wątku, który w filmach o Supermanie nie był jeszcze w takiej formie przedstawiony. Rozumiem, że to w końcu produkcja o Flashu, ale w takim razie po co wprowadzać taką postać, skoro sprowadzono ją wyłącznie do brania udziału w bitce ze słabymi efektami specjalnymi.
GramTV przedstawia:
CGI to kolejny element, który pokazuje, że Flash do pewnego stopnia to samoświadomie zła produkcja. Może właśnie dlatego dostarcza tyle rozrywki, bo ciężko nie uśmiechnąć się na scenie z ratowaniem okropnie komputerowych niemowląt, czy też oryginalnego, ale karykaturalnego speed force, w którym Barry może decydować, do którego momentu swojego życia ma się przenieść. We Flashu mamy dosłownie każdy rodzaj efektów specjalnych – od takich, które tłumaczą wysoki budżet produkcji, po całkowicie okropne, przez świadomie złe, które nadają filmowi ciekawej, a na swój sposób również unikatowej stylistyki.
Nie byłem przekonany do Flasha po materiałach promocyjnych, ale to kawał naprawdę solidnej produkcji. Gdyby tylko Andy Muschietti miał trochę więcej kreatywnej swobody i studio nie narzucało aż tylu zbędnych elementów, jak okropna scena z gościnnymi występami, a historia skupiłaby się jeszcze bardziej na wątku Flasha i dwóch Barrych Allenów, którzy są świetnie zagrani przez Ezrę Millera, mielibyśmy ścisły top superbohaterskich produkcji. Niestety film przeszedł przez wiele zmian koncepcji, aby fabułę bardziej dopasować do kolejnej próby stworzenia uniwersum DC i sami twórcy wyraźnie się w tym wszystkim pogubili. Mam jednak nadzieję, że Flash jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i powróci w kolejnym filmie. Oby tylko tym razem bardziej skupionym na jego postaci, a nie problemach z multiwersum.
Film widziałem i wg mnie ogólnie ssał. Wątek Flasha był OK ale zwyczajnie był bezcelowy.
Batman ograniczał się do "pamiętacie tą linię dialogową?".
Supergirl i Zoda w zasadzie mogło nie być. Nie mieli znaczenia.
Mamy też kolejny głupi motyw podróży w czasie który był jeszcze głupiej wytłumaczony niż u Marvela.
A co do Supermena... zaśmiałem się z jednego cameo ale to tyle.
Na pewno nie pomaga im fakt że sam film jest becelowy bo ani nie zaczyna nowego universum ani tak naprawdę nie kończy starego ani nic. Byłem przekonany że próbują zrobić Flashpoint i opóźnienia wynikały z tego że chciały skleić stare filmy z tym co chce zrobić Gunn. Ale tak się nie stało.