Kontynuacja Na noże debiutuje na Netflixie. Sprawdzamy, czy to kolejna misternie utkana intryga do rozwiązania.
Dysruptorzy
Po przygodzie w świecie Gwiezdnych wojen Rian Johnson zaskoczył wszystkich swoim oryginalnym podejściem do reinterpretacji gatunku kryminałów. Poziom metatekstualny w Na noże sprawdzał się rewelacyjnie, zarówno w samej kryminalnej historii, jak i działając na płaszczyznach igrania z oczekiwaniami i przyzwyczajeniami widzów, jednocześnie oddając hołd klasycznym detektywom, na czele z Herkulesem Poirotem i Sherlockiem Holmesem. Na noże stało się wielkim komercyjnym hitem, więc zgodnie z trendami produkcja urosła do rangi nowej filmowej serii, w której każda kolejna sprawa miała być połączona postacią ekscentrycznego Benoita Blanca. Ale jak stworzyć jeszcze lepszą kontynuację, która ponownie będzie mogła zabawić się fabularnie z widzem w kotka i myszkę? To tylko wiedział Rian Johnson, któremu na szczęście ta sztuka niemal w pełni się udała.
Multimiliarder Miles Bron (Edward Norton) zaprasza na swoją grecką wyspę pięcioro przyjaciół: gubernatorkę stanu Connecticut, Claire Debellę (Kathryn Hahn), odnoszącego sukcesy naukowca Lionela Toussainta (Leslie Odom Jr.), projektantkę mody i byłą modelkę Birdie Jay (Kate Hudson), wraz z jej niezawodną asystentką Peg (Jessica Henwick), streamera Duke’a Cody’ego (Dave Bautista) z jego dziewczyną Whiskey (Madelyn Cline), a także byłą partnerką biznesową Andi Brand (Janelle Monáe), z którą jeszcze kilka miesięcy temu spotkał się na sali sądowej podczas głośnego procesu. Goście mają wziąć udział w tajemniczej grze i odkryć, kto stoi za zabójstwem Milesa. Niespodziewanie w imprezie bierze udział również detektyw Benoit Blanc (Daniel Craig), który z niejasnych powodów został zaproszony do luksusowej posiadłości Milesa. Wkrótce jednak niewinna gra przeradza się w prawdziwe miejsce zbrodni i tylko Blanc może odkryć, kto stoi za zabójstwem jednego z uczestników morderczej gry.
Przed Johnsonem stało bardzo trudne zadanie, aby skonstruować całą intrygę w taki sposób, aby widz był równie zaskoczony kolejnymi zwrotami akcji, jak w pierwszej części. Gdy w Na noże oryginalność całej historii polegała na mylnych tropach, to w Glass Onion podobne rozwiązanie tak łatwo by już nie przeszły. Reżyser musiał więc zastosować zupełnie inne sztuczki, aby jednocześnie zachować konstrukcyjną ciągłość z oryginałem, ale wciąż zagwarantować widzowi uczestnictwo w rozwiązywaniu zagadki i odkrywaniu kolejnych poszlak, które budują całą mozaikowy wątek kryminalny. I to jest wręcz absurdalne, jak dobrze Johnsonowi to wyszło.
GramTV przedstawia:
Już sama możliwość bliższego poznania wszystkich bohaterów, jeszcze przed pierwszych morderstwem, jest niezwykle trafionym zabiegiem, który zapobiega poczuciu powtórki z Na noże. Rewelacyjna scena otwierająca pozwala lepiej zapoznać się z potencjalnymi ofiarami/przestępcami, którzy wezmą udział w grze Brona na wyspie. Wystarczyła kilkuminutowa sekwencja, aby każdy z bohaterów mógł zaprezentować swoje mocne i słabe strony, mocno przypisane są do ich charakterów, posady, czy wzajemnych relacji.
Mnogość bohaterów, którzy działają zarówno na poziomie indywidualnym, jak i grupowym, nie przysparza żadnych problemów i widz błyskawicznie jest w stanie połapać się, kto jest kim. Zagadką pozostaje, co ich wszystkich łączy z Bronem oraz zbuntowaną Andi Brand, która nienawidzi ich wszystkich. Rian Johnson powoli odkrywa kolejne warstwy stworzonej przez siebie intrygi (tytuł filmu nie jest przypadkowy), ponownie ingerując w poszlaki, prezentując wydarzenia z kilku perspektyw, aby przedstawić pełny obraz, tym samym zmieniając kontekst niektórych scen. I choć są to proste zabiegi, to ciężko gniewać się na reżysera, skoro płynnie przechodzi od jednej nitki śledztwa do drugiej, niejednokrotnie zaskakując świetnie podanymi zwrotami akcji.
Po zakończeniu kontynuacji rewelacyjnej pierwszej części oczekiwałem trochę czegoś innego.
Cała otoczka 'dwójki' była jak dla mnie zbyt głupkowata. Z klasycznego 'kto zabił' zrobili parodię na styl 'don't look up', gdzie wszyscy zachowują się jak idioci, z panem detektywem włącznie.