Halloween 40 lat później
Wcześniej czy później każda horrorowa seria wraca do korzeni. Czy to na nowo interpretując oryginalną historię, czy też wykorzystując postacie znane z pierwszego filmu. Do Laurie Strode granej przez Jamie Lee Curtis wracano już dwukrotnie. Najpierw w Halloween - 20 lat później z 1998 roku i w niedającym się oglądać tworze nazwanym Halloween: Powrót z 2002 roku. Jednak dopiero Halloween sprzed trzech lat od Davida Gordona Greena miał wnieść serię na dawno niewidziany poziom i z szacunkiem opowiedzieć dalszą historię głównej bohaterki serii. I co? I… nie wyszło to najlepiej, ponieważ produkcja zbyt kurczowo trzymała się zaliczania kolejnych odniesień do pierwszych odsłon, zamiast skupić się na budowaniu własnej historii. Ale zapowiedziana trylogia mogła zaskoczyć w kolejnych częściach i rzeczywiście tak może być, ale na takie atrakcje będziemy musieli poczekać do ostatniej części, gdyż środkowa okazała się jeszcze gorsza od poprzedniczki.Halloween zabija rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z pierwszego filmu. Laurie (Jamie Lee Curtis), Karen (Judy Greer) i Allyson (Andi Matichak) jadą do szpitala, aby lekarze pozszywali ciężko raną seniorkę rodu, gdy w międzyczasie Michael Myers (James Jude Courtney) płonie w ich domu. Jednak szybka akcja ratunkowa miejscowej straży pożarnej nie pozwala umrzeć zabójcy, który z zimną krwią morduje niewinnych strażaków. Myers wydostaje się z płonącej pułapki i wyrusza na kolejne łowy do Haddonfield. Mieszkańcy szybko przekonują się, że dawny koszmar powrócił i pod przewodnictwem Tommy’ego Doyle’a (Anthony Michael Hall), jednego z niewielu ocalonych przed Myersem, zamierzają przeciwstawić się zabójcy i pokonać go przeważającą siłą, odwagą i determinacją. Zabójca ma jednak tylko jeden cel, który chce zrealizować bez względu na cenę.
Film wyraźnie cierpi na syndrom środkowych filmów trylogii. Wyraźnie widać, że twórcy wszystko co najlepsze zostawili na finał, więc drugi film wypełnili samymi niewiele znaczącymi wypełniaczami, nie rozwijając historii w żadną ciekawą stronę. Halloween zabija wyraźnie brakuje fabuły, która nie prowadzi widza przez satysfakcjonujące rozwinięcie i zakończenie. Mamy tu zbiór przypadkowych wątków, które zupełnie się nie kleją, a co gorsza, Laurie Strode została niemal wykluczona z tego równania. Ciężko ranna kobieta przebywa w szpitalu, więc jej rola została zmarginalizowania do wspomnień z przeszłości i monologów „większych niż życie”. Dlatego też dla wielu samym rozczarowaniem może być fakt, że pierwsze skrzypce gra tu Karen, córka Laurie. Czy to oznacza, że trzecia część będzie skupiać się przede wszystkim na wnuczce Allyson? Oby nie.
Tym bardziej że Laurie po tym filmie ma jeszcze więcej powodów, aby ukatrupić Myersa raz na zawsze. Słynny zabójca przez tyle lat istnienia został na tyle wyeksploatowany, że twórcy musieliby pójść w totalną fikcję, aby Myers jeszcze kogokolwiek interesował. Albo zafundować prawdziwe doświadczenie grozy, nieco zmieniając i odświeżając formułę. Niestety żadna z tych rzeczy się nie wydarza i morderca jedynie chodzi od domu do domu i zabija przypadkowe osoby, bez większego sensu, a tym bardziej napięcia. Bardzo ciekawym wątkiem jest motyw, skąd Myers bierze swoją siłę i nieśmiertelność, ale pojawia się on dopiero pod sam koniec i twórcy nie mają nawet okazji, aby go rozwinąć. Ma on nawet ciekawe podwaliny, które tłumaczą, dlaczego zabójca nic nie robi sobie z ran kłutych, ciętych czy postrzałowych.W fabule otrzymujemy również zalążek międzypokoleniowego starcia, w którym poznajemy kilka osób, które przeżyły stracie z Myersem wraz z ich wciąż żywymi wspomnieniami, oraz młodszych osób, dla których słynny zabójca jest tylko zapomnianą legendą. Szkoda, że twórcy po raz kolei wykazali się brakiem finezji i motyw został sprowadzony do kolejnych okazji dla ukazania krwawych i brutalnych morderstw przez Myersa. W tej części nie są one nawet specjalnie pomysłowe, niepodbudowane żadną atmosferą grozy, a gore pełni funkcję jedynie wypełniacza, który niespecjalnie ekscytuje. Chyba nie o to chodziło.