Po dziesięciu latach Martwe zło wraca na duże ekrany. Oceniamy, czy tym razem uda się utrzymać serię na powierzchni.
Demony z piekła rodem
Wymieniając najbardziej kultowe horrorowe serie ciężko pominąć Martwe zło od Sama Raimiego. Reżyser trylogii Spider-Mana oraz Doktora Strange’a w multiwersum obłędu rozpoczął swoją wielką karierę niskobudżetowym filmem grozy, który okazał się na tyle dużym hitem, że w bliźniaczo podobnej kontynuacji mógł zrealizować odważniejsze i bardziej szalone pomysły, niż za pierwszym razem. Po wielu latach serię niespodziewanie przywrócił Fede Alvarez w remake’u z 2013 roku. Film zebrał uznanie wśród fanów i pomimo niezłego zarobku, nikt nie zdecydował się na stworzenie kontynuacji. Kolejną próbę podjął Lee Cronin, twórca Impostora, który wziął na siebie trudne zadanie, stworzenia spin-offu do przygód Ashleya J. Williamsa, który jednocześnie nie zakopie franczyzy na kolejną dekadę. I chociaż w Martwe zło: Przebudzenie brakuje odważniejszych decyzji twórców, to przy odpowiednim podejściu, film dostarcza zaskakująco dużo rozrywki.
Beth (Lily Sullivan) realizuje się jako technik w zespole muzycznym, ale pewne wydarzenia zmuszają ją do powrotu w rodzinne strony. Kobieta odwiedza swoją dawno niewidzianą siostrę Ellie (Alyssa Sutherland) i jej dzieci – Danny’ego (Morgan Davies), Bridget (Gabrielle Echols) i Kassie (Nell Fisher), dowiadując się, że budynek rodem z koszmarów, w którym mieszkają, został przeznaczony do rozbiórki. Niespodziewanie dochodzi do trzęsienia ziemi, które w podziemnym garażu odkrywa dawno zapomniany bankowy skarbiec. Danny postanawia do niego zejść, gdzie odnajduje dziwną księgę i winylowe płyty, które zawierają złowieszcze inkantacje, które na całą rodzinę i ich sąsiadów sprowadzą pradawne zło. Niedługo później Ellie zostaje opętana przez złe moce. Beth musi zrobić wszystko, aby przetrwać noc wraz ze swoimi siostrzenicami i siostrzeńcem, zanim nieśmiertelne demony pożywią się ich duszami.
GramTV przedstawia:
Zanim jednak poznamy Beth i jej siostrę, film odhacza obowiązkowy domek letniskowy w pobliżu jeziora, bez którego prawie żadna część Mrocznego zła nie może się obyć. Z pozoru dwa odrębnie i oddalone od siebie miejsca staną się scenerią działania złych, mrocznych sił. Po imponująco zainscenizowanym pojawieniu się tytułu filmu, zostajemy przeniesieni do strasznego budynku mieszkalnego, który kiedyś służył za bank. Była to pierwsza prawidłowa decyzja twórców, którzy dają odetchnąć wyeksploatowanym już schematom serii, tym razem przedstawiając historię na przestrzeni zaledwie jednego mieszkania, długiego korytarza i podziemnego parkingu. Dało to Croninowi i reszcie większe pole do popisu, aby w ciekawy i kreatywny sposób wykorzystać tę przestrzeń, przy jednoczesnym nie wpadnięciu w pułapkę fabularnych banałów i niespodziewanych zwrotów akcji, działających na zasadzie deus ex machiny.
Co najważniejsze, w żadnym momencie Martwe zło: Przebudzenie nie zatraca swojej tożsamości, nawet wtedy, gdy zaczyna bardziej przypominać ekranizację Resident Evil 2, niż oryginalny film Sama Raimiego. Nie wszystkie więc rozwiązania spodobają się wiernym fanom marki, ale pozostali widzowie powinni mieć sporo zabawy. Przy założeniu, że nie będzie im przeszkadzał, że produkcja Cronina stoi w rozkroku, nie potrafiąc wykorzystać swojej komediowej, czy nawet parodystycznej strony, do czego przyzwyczaiła nas seria. Nie jest tak sztywno, jak u Alvareza i humor jest delikatny, ale akcja jest przesadzona do granic możliwości, co nie zawsze odpowiednio działa przy desperackiej próbie ratowania życia swojego i dzieciaków przez Beth.