Nowa Idiokracja, bo takie miano najlepiej opisuje Nie patrz w górę, nie uczy się niczego od swojego poprzednika. To wciąż dobry film, ale mógłby być dużo lepszy.
Nowa Idiokracja, bo takie miano najlepiej opisuje Nie patrz w górę, nie uczy się niczego od swojego poprzednika. To wciąż dobry film, ale mógłby być dużo lepszy.
Jeżeli szukacie rozrywki na okres świąteczny (do którego tradycyjnie zalicza się też dni pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem), to rzecz jasna rozmaite platformy streamingowe mają dla Was nowe pozycje w swojej ofercie. Jedną z ciekawszych, zapowiadaną na wiele miesięcy przed premierą, jest bez wątpienia Nie patrz w górę (ang. „Don’t Look Up”). Film nie tylko doskonale obsadzony, bo w głównych rolach występują tutaj Jennifer Lawrence oraz Leonardo DiCaprio, a asystują im między innymi Meryl Streep, Jonah Hill czy Timothee Chalamet, ale również wyreżyserowany przez doskonałego Adama McKay’a, który ma na swoim koncie takie cuda jak Big Short, Vice (nasza recenzja) czy serialową Sukcesję. Więc o co tyle halo?
Nie patrz w górę w zasadzie już w zwiastunie sprzedaje widzowi zasadniczą część historii, wobec czego nie ma sensu, abym unikał przedstawienia dokładniejszego zarysu fabuły. A prezentuje się on następująco: młoda doktorantka pod okiem swojego opiekuna odkrywa nowe ciało niebieskie, którym okazuje się być ogromna asteroida, kierująca się prosto na Ziemię. Rzecz jasna stanowi to śmiertelne zagrożenie dla ludzkości, któremu jednak można przy zastosowaniu odpowiednich środków zaradzić. Mamy na to czas, bo do uderzenia jest całe… sześć miesięcy. Jak się domyślacie, przekonać świat do działania, nawet w obliczu tak oczywistego i śmiertelnego zagrożenia, nie będzie głównym bohaterom łatwo.
Nie muszę chyba tłumaczyć, że cała fabuła Nie patrz w górę jest bardzo łopatologiczną analogią do kryzysu klimatycznego i coraz bardziej desperackich apeli środowiska naukowego o podjęcie natychmiastowych działań celem uniknięcia globalnej katastrofy, która może nie będzie tak spektakularna jak uderzenie w ziemi asteroidy o wymiarach dziesięć na sześć kilometrów, aczkolwiek nie da się jej odmówić tragiczności w skutkach. Nie będę się tutaj specjalnie czepiał faktu, że jest to wybitnie mało wyszukana metafora, bo w życiu i popkulturze jest miejsca zarówno na dłuto, jak i na młotek. Mi osobiście ten zabieg nawet się podobał i wyczuwam dużo świadomości w skonstruowaniu tak banalnego porównania.
Głównym zarzutem jaki mam względem Nie patrz w górę to fakt, że w kluczowym momencie twórcy filmu twórcy nie oparli się pokusie upolitycznienia obrazu, przedstawiając drugą stronę jako po prostu bezrefleksyjnych głupków, sobie przypisując z kolei wszelkie cechy właściwe bohaterom tragicznym z naciskiem na „bohaterom”. Oto bowiem połowa świata do ostatniej chwili łudzi się, zaprzecza, a w momencie dosłownego walenia się nieba na głowę, jedna z epizodycznych postaci zaczyna strzelać z broni palnej do asteroidy krzycząc „nie weźmiecie mnie żywcem!”. Byłoby to zabawne, gdyby twórcy chociaż na chwilę odarli się ze swojego elitaryzmu i aby za ich moralistycznym w gruncie rzeczy przesłaniem szła jeszcze jakaś pokora czy walory etyczne. Zupełnie jakby Leonardo DiCaprio i spółka nie wiedzieli o tym, że tracą wiarygodność latając prywatnymi odrzutowcami na szczyty klimatyczne. Nie wspomnę już o tym, że taka toporna krytyka Trumpa jest nieco spóźniona, tym bardziej że od dłuższego czasu rządzi już Biden, który według ostatnich sondaży szoruje po dnie, głównie z uwagi na niemożliwość uzyskania poparcia dla swoich reform u samych Demokratów, a także radosne kontynuowanie rabunkowej polityki środowiskowej. Gdzie więc tutaj wyższość jednej strony nad drugą?
Co natomiast w filmie gra, to całkiem niezły humor, stojący stabilnie na kilku nogach w postaci absolutnie świetnego aktorstwa. Po Nie patrz w górę widać jak na dłoni, że nie jest najważniejszym i najlepszym filmem w karierze Leonardo DiCaprio, a mimo to 47-latek daje tutaj niezły popis. Jennifer Lawrence trochę gorszy, ale po niej nigdy za wiele się nie spodziewam. Za humor w dużej mierze odpowiadają Meryl Streep i Jonah Hill, którzy doskonale odnajdują się w roli irytujących politycznych stworów, przedstawionych po części w krzywym zwierciadle, a po części jako całkiem trafne odwzorowanie.
Nie patrz w górę jest długie, nieco przemoralizowane, momentami nudnawe, ale to wciąż dobry film. Nieco więcej niż przyzwoity, a to w okresie zniżkującej jakości produkcji własnych Netfliksa, znaczy już całkiem sporo. Jeżeli macie w tej chwili wolne i wylegujecie się na kanapie, próbując strawić resztki ze Świąt, albo nie macie planów na wieczór, to śmiało możecie sięgać po ten obraz. Nie jest może szczególnie błyskotliwy, ale można go zakwalifikować jako „udaną zabawę”.