Najnowszy film Christophera Nolana trafił już do kin. Oceniamy, czy Oppenheimer to produkcja, jakiej dawno nie było na dużym ekranie.
Fizyka kwantowa dla opornych
Żyjemy w świecie, w którym militarne granice prowadzenia wojen wyznaczone są przez siłę bomb atomowych, które w posiadaniu są przez raptem dziewięć państw. Poniekąd urodziliśmy się z lękiem przekazywanym nam przez matki i ojców, zaś oni przez swoich własnych rodziców, że kolejna światowa wojna nie będzie konwencjonalna, jak dwie poprzednie, ale nad naszymi głowami będą latać bomby wyposażone w megatony ładunków wybuchowych, zdolnych do zniszczenia niewielkich miast. I choć nie wiemy, czy jakikolwiek przywódca światowego mocarstwa zdecydowałby się odpalić czerwony guzik, który rozpocząłby „koniec świata”, i obyśmy nigdy nie mieli się o tym przekonać, to strach przed kolejnymi, nawet mały konfliktami jest na tyle duży, że jest to wręcz absurdalne, jak jeden typ broni jest w stanie wyznaczyć kierunek rozwoju świata, który w najbardziej optymistycznej wersji oparty miałby być na zaufaniu, współpracy i realizowaniu wzajemnych ekonomicznych celów. Mijają kolejne dekady, a bomby atomowe wciąż są największych „straszakiem” przeciw prowadzeniu wojen. Ten strach w kapitalny sposób wykorzystał Christopher Nolan w swoim najnowszym filmie, który jest czymś zdecydowanie więcej niż zwykłą, schematyczną biografią J. Roberta Oppenheimera – człowieka, który nieodwracalnie zniszczył świat.
W anglojęzycznej terminologii występuje takie słowo, jak „storyteller”, które w najprostszym ujęciu można przetłumaczyć jako „opowiadacza historii”. To wyrażenie najlepiej opisuje styl Christophera Nolana, zawsze na pierwszym miejscu stawiającego fabułę, którą bohaterowie pomagali mu przedstawiać. Nigdy nie było na odwrót, ale zmieniło się to w Oppenheimerze. Tym razem to tytułowy bohater staje w centrum, nie zaś konstrukcja bomby atomowej, wybuch i późniejsze konsekwencje, co byłoby łatwiejszym rozwiązaniem. Nolan zdaje sobie jednak sprawę, że Projekt Manhattan nie jest na tyle absorbujący masowego widza, a skutki wybuchu dwóch bomb na terytorium Japonii są na tyle znane, że dzisiaj mało kogo już szokują na podstawowym poziomie. Ale wielu widzów uwielbia opowieści o ludziach z potężnymi umysłami, których ambiwalentność jest ponadprzeciętna, a których losy z klasyczną amerykańską nierównością z czasów wielkiej powojennej transformacji są ze sobą nierozerwanie splecione.
GramTV przedstawia:
Nolan tworzy więc z pozoru film biograficzny, trwającego przez raptem niecałą godzinę z aż trzygodzinnego metrażu, stając się dosyć wysokim progiem wejścia do tworzonego przez reżysera świata, ale gdy zaprzemy się i przejdziemy przez tę nie najciekawszą lekcję historii, zostajemy wynagrodzeni opowieścią, która łączy w sobie gatunki heist movie, thrillera politycznego, dramatu sądowego, a nawet horroru. Mieszanka jest iście wybuchowa, wywołując często skrajne emocje. Z jednej strony Brytyjski filmowiec wie, kiedy może pozwolić sobie na delikatny humor, z drugiej zaś strony do samego końca podtrzymuje powagę swojego dzieła, aby całość zachowała spójność, nawet przy gatunkowych rewolucjach. Najlepiej widać to w drugim segmencie Oppenheimera, który poświęcony jest konstrukcji bomby. Nolan może wtedy w pełni oddać się swojej charakterystycznej stylistyce, w której nie brakuje dynamicznego montażu, służącego do podkreślenia wagi obecnych i przyszłych wydarzeń, przy jednoczesnym budowaniu napięcia.
Reżyser funduje emocje, które rzadko zdarzają się w kinie. Większość filmów żeruje na najbardziej podstawowych ludzkich emocjach, ale dla Christophera Nolana byłoby to zbyt banalne. Byłem więc bardzo zaskoczony, że im bliżej wielkiej kulminacji filmu, czyli słynnego testu Trinity, tym coraz mniej chętnie chciałem w tym wszystkim uczestniczyć, a jednocześnie nie mogłem odwrócić wzroku od ekranu. Oppenheimer to produkcja, podczas której chce się krzyczeć, płakać, wymiotować, czując się bezsilnym wobec wydarzeń, które miały miejsce prawie osiemdziesiąt lat temu, a na zawsze zmieniły bieg historii. Na szczęście celem reżysera nie było pozostawienie widza z rodzącą się depresją, więc tam, gdzie prawie wszyscy twórcy postawiliby największy nacisk i ciężar, czyli na testach bomby atomowej i późniejszych konsekwencjach dwukrotnego użycia broni wobec Japończyków, tam Nolan wykorzystuje to do ukazania dalszych losów Oppenheimera, rozwijając wątki, które zostały wplecione w tę opowieść już od pierwszej sceny.