Recenzja filmu Renfield. Szarżujący Nicolas Cage i scenariusz z generatora

Radosław Krajewski
2023/04/14 21:15
0
0

Ten hrabia Drakula okazał się pozbawiony kłów, czyli jak zmarnować cały potencjał historii o najsłynniejszym wampirze w historii.

Zmierzch

Wampiry musiały ustąpić zombie miejsca w mainstreamie, które od wielu lat z powodzeniem stały się potworami numer jeden w popkulturze. Nie znaczy to, że krwiożercze nietoperzo-ludzie nie chcą odzyskać tego, co im się należy, ale ostatnio wychodzi to raczej z mizernym skutkiem. Promykiem nadziei miał być Renfield, czyli nieformalna kontynuacja popularnej historii o hrabim Drakuli, który skupia się na jego sługusie – tytułowym Robercie Montague Renfieldzie. I choć film potrafi skutecznie parodiować poprzednie przygody słynnego Pana Ciemności, szczególnie te z Belą Lugosi, to historia szybko zatraca się w schematach, przypominając zaginiony film, który został stworzony z myślą o premierze na streamingu.

Zmierzch, Recenzja filmu Renfield. Szarżujący Nicolas Cage i scenariusz z generatora

Robert Montague Renfield (Nicholas Hoult) ma już dość. Swojego życia, ciągłego usługiwania swojemu panu i mordowania mniej lub bardziej winnych ofiar, aby dostarczyć Drakuli (Nicolas Cage) potrzebnego pożywienia. Nieoczekiwanie Renfield staje się lokalnym bohaterem, ratując policjantkę Rebeccę Quincy (Awkwafina) przed synem szefowej mafii, Tedwardem Lobo (Ben Schwartz). Uświadamia sobie, że nie potrzebuje hrabiego, mogąc po wielu dekadach służalczej pracy wreszcie rozwinąć skrzydła i usamodzielnić się, zrywając z tę toksyczną relacją. Ale Drakula nie zamierza tak łatwo puścić Renfielda, a na domiar złego wampir chce przejąć władzę nad miastem, wykorzystując gang Lobo. Robert wraz z Rebeccą muszą przeciwstawić się rosnącemu w siłę Panu Ciemności, zanim będzie za późno.

GramTV przedstawia:

Historia ma naprawdę dobry punkt wyjścia, będąc jednocześnie kontynuacją doskonale znanej legendy o Drakuli, ale również parodią, która mogłaby pokazać inne podejście do wampiryzmu. Niestety po niezłym początku szybko nadchodzi rozczarowanie, że Renfield nie ma zbyt wiele do zaoferowania, poza porażającą liczbą schematów, klisz i prujących się szwów scenariusza, niczym ktoś pociągnąć za wystającą nitkę na głowie Potwora Frankensteina. Do samego końca seansu pozostało dla mnie zagadką, dlaczego ktoś przyklepał tak kiepski skrypt, jakby został napisany nie tyle przez początkującego scenarzystę, co wygenerowany w ChatGPT.

Najmocniejszą stroną filmu miał być humor, bo właśnie po to zatrudniono Nicolasa Cage’a w roli hrabiego Drakuli. Renfield jednak chybia niemal każdym żartem, serwując widzom coś bliższego skeczowi z Saturday Night Live, niż pełnoprawnej komedii. Brakuje tu kreatywnych pomysłów, odważnych decyzji i jakiejkolwiek koncepcji, poza próbą stworzenia generycznego akcyjniaka z Drakulą. Niestety Renfield za wszelką cenę chce urozmaicić pretekstową historię scenami akcji, które co prawda mają niezłe momenty, ale w większości podkreślają nieudolny montaż i brak logiki w poczynaniach bohaterów.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!