Recenzja filmu Wesele. Smarzowski naoglądał się za dużo Vegi

Kamil Ostrowski
2021/10/12 17:00
3
0

Każdemu zdarzają się wpadki, ale niektóre wpadki bolą mocniej. Nie da się tego inaczej ująć - jeden z najlepszych polskich reżyserów wypuścił szmirę.

Recenzja filmu Wesele. Smarzowski naoglądał się za dużo Vegi

Oryginalne Wesele wyszło w idealnym dla siebie momencie. W 2004 roku weszliśmy do Unii Europejskiej, zaczynaliśmy czuć już jak wieją pierwsze podmuchy historycznej zmiany, jaka czekała na nasz kraj. Pierwsze z kolejnej zmiany, bo przecież dopiero co wychodziliśmy z poprzedniej, z trudnego okresu transformacji, która szerokie masy wepchnęła w nędzę tak głęboką, że wcześniej wydawała się nie do pomyślenia, ale pozwoliła też na stworzenie wysp szczęśliwości i dostatku, chociaż zbudowanych zwykle na hipokryzji, przemocy i brutalnej determinacji. W kolorowo-brudnym kalejdoskopie prowincjonalnego wesela Polacy mogli się przejrzeć, zadumać i zszokować szeregiem podobieństw do relacji we własnym otoczeniu, nawet jeżeli doprowadzonych do pewnych skrajności. Był to film mocny i mądry. Z kolei Wesele 2021 jest momentami mocnawe i nie za mądre. Dlaczego?

Największym zarzutem względem nowego filmu Smarzowskiego jest fakt, że reżyser/scenarzysta stawia po prostu błędne diagnozy. To co było aktualne kilkanaście lat temu w postransformacyjnej epoce w której debiutowało pierwsze Wesele, zupełnie nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. Trzeba być zaczadziałym „boomerem”, żeby widzieć w prowincjonalnej rzeczywistości zezwierzęcenie i prymitywizm, który próbuje się widzowi wcisnąć do mózgu. Podobny brak wyczucia widać w całym szeregu współczesnych wątków, którymi raczy nas film. Przykładowo, wątek emigracji do Irlandii miałby sens gdyby rozpisać go w 2011 roku. Dzisiaj zwyczajnie jest niewiarygodny, nawet po doprawieniu go domniemaną potrzebą ucieczki od władczego, apodyktycznego ojca (który w gruncie rzeczy nie jest wcale taki najgorszy, nie rozumiem co się go tak wszyscy czepiają). Podobnie jak wkładanie w usta wizytujących Niemców frazesów sugerujących, że nieco brzydzi ich przebywanie w takim „dzikim” kraju. Sorry panie Smarzowski, te kompleksy zostawiliśmy już w większości za sobą.

GramTV przedstawia:

Film pod pewnymi względami różni się od poprzedniej wersji, chociażby poprzez wprowadzenie drugiej płaszczyzny czasowej, która dotyczy okresu wojennego, a w szczególności relacji polsko-żydowskich. Były one w dużej mierze skomplikowane, a Smarzowski ledwie akcentuje pewne istotne wątki, podbijając inne, aby możliwie wpisać się w fajnopolacką narrację okładania ogółu Polaków antysemitycką pałką. Nie żebym był z tych, którzy twierdzą, że antysemityzmu w Polsce nie było, albo nie ma go teraz w śladowej ilości. Wręcz przeciwnie, historycznie jest to temat dosyć palący, co jednak można ukazać w sposób wiarygodny, a nie przerysowany i łopatologiczny. Prostota środków, metafor i zabiegów stylistycznych w nowym Weselu aż boli, czego najdobitniejszym przykładem niech będzie przeplatane kazanie w kościele, składające się z połączonej nagonki na Żydów w 1939 roku i na osoby LGBT w 2021 roku. Smarzowski wykłada nam tę analogię tak prostacko, używając zwrotów znanych z telewizji i polityki („tęczowa zaraza”, etc.), że w pewnym momencie miałem wrażenie, że oglądam raczej film Patryka Vegi, który przynajmniej nie kryje się z tym, że tworzy filmy prymitywne dla widzów o niewyszukanych gustach. Twórca Kleru czy Wołynia nie powinien walić obuchem w łeb, bo mu to nie przystoi.

Nigdy nie podejrzewałbym Smarzowskiego o to, że stworzy film zogniskowany na tani skandal, ale nie mogę oprzeć się takiemu wrażeniu w przypadku nowego Wesela. Sam reżyser mówiący o tym, że film miałby zostać „zakazany” nad Wisłą świadczy o tym, że podkręcanie atmosfery służyć będzie zwiększeniu oglądalności. Na ile to autentyczne, a na ile to element zagrywek marketingowych każdy może odpowiedzieć sobie sam. Ze względu na uprzednie zasługi twórcy dam wiarę temu, że on sam tego typu frazesy wygłaszał szczerze. Sęk w tym, że w filmie nie ma nic szczególnie oburzającego, nawet głośno omawiana już scena gwałtu knura na mężczyźnie nie robi żadnego wrażenia, chociażby z tego powodu że to jedynie zarys widziany przez sekundę na ekranie telefonu komórkowego. Gorsze rzeczy można zobaczyć na konferencjach rządowych.

Wesele nie jest jednak filmem zupełnie beznadziejnym. Sytuację ratują w szczególności dwa wątki: współczesny, którego głównym bohaterem jest miejscowy biznesmen Ryszard Wilk i częściowo historyczny, który przybliża nam drugowojenny wątek Antoniego Wilka (ojca pierwszego z wymienionych). Pierwszy z nich gna na złamanie karku przez bite dwie godziny, co chwila gasząc kolejne pożary, starając się jednocześnie uratować rodzinny biznes, wesele córki, walcząc z tajemniczym szantażystą, łapiąc kilka srok za ogon i starając się nie dostać od tego wszystkiego szału. W pewnym momencie miałem wrażenie, że reżyser miał ambicję stworzyć polskie Nieoszlifowane Diamenty. Poza tym Robert Więckiewicz jest w tej roli absolutnie doskonały i w mojej ocenie kradnie cały film. Z kolei wątek historyczny ma zasadniczą zaletę w postaci żydówki-Lei, granej przez Agatę Turkot, która stanowi jedyną sensownie napisaną postać żeńską w całym filmie, a poza tym ma niebagatelne walory edukacyjne.

Podsumowując, Wesele to zły film, który denerwuje tym bardziej, że widać po nim, że mógł być co najmniej dobry. Tytułowe wesele jest tutaj zupełnie niepotrzebne, a reżyser skupiając się na dwóch najlepszych wątkach miał szansę stworzyć przyzwoity obraz, nawet jeżeli nie będący najbardziej potrzebną w tej chwili w Polsce produkcją. Niestety, wydaje się że Smarzowski trochę za bardzo uwierzył w swoją sprawczość, warsztat i dziejową rolę współczesnego Stańczyka. Przykro oglądać, co tu dużo gadać.

4,2
Prostacki, nietrafiony i zupełnie niepotrzebny. Aż przykro to oglądać, zwłaszcza mając w pamięci, że Smarzowski zazwyczaj robi bardzo dobre filmy
Plusy
  • Dobry wątek Ryszarda Wilka, który szamocze się gasząc kolejne pożary
  • Miejscami nienajgorsze aktorstwo
Minusy
  • Aczkolwiek większość aktorów wydaje się sama nie wiedzieć po co są na planie
  • Upokarzająco prostackie zabiegi stylistyczne
  • Moralizatorski do bólu
  • Co wynika z tego, że Smarzowski stracił kontakt z Polską i nie jest w stanie stawiać odpowiednich diagnoz
  • Emocjonalnie i intelektualnie opóźniony o co najmniej 10 lat
Komentarze
3
Andrzej
Gramowicz
30/10/2021 00:20

Po "Wołyniu" spodziewałem się czegoś więcej, że Smarzowski zacznie - podobnie jak Wajda- wchodzić coraz wyżej w dziedzinie sztuki i przesłania...

Niestety,  reżyser wpadł tym razem do szamba, a rozpaczliwe próby wyjścia z niego pogłębiły tylko atmosferę i zszedł on na samo dno.

Był kiedyś w sztuce taki kierunek - dadaizm- i chyba to było inspiracją Smarzowskiego. Pomieszał wesele, chlew, mafię, świnie (także w roli porno), kilka wyświechtanych haseł o polskiej ciemnocie i... czeka na Oskara !

Pochodzę z okolic o których mówi film. W mojej miejscowości było ponad 50% Żydów. Różne były stosunki między obydwoma narodami, ale nie były one w żadnym przypadku takie jak przedstawia film. Moja rodzina pomagała Żydom, których przez długi czas, aż do nadejścia frontu, przetrzymywała w piwnicy. Sąsiedzi się domyślali, ale nikt nie doniósł ! O scenach przedstawianych w filmie, kiedy to mordowano Żydów na rynku, nawet nikt nie pomyślał !

Żałuję czasu spędzonego na filmie i z przykrością myślę o widzach za granicą, którzy na jego podstawie będą wyrabiać sobie obraz ciemnego Polaka, kolaboranta Niemców i mordercę Żydów.

Na szczęście są jeszcze Reżyserzy przez duże "R" tacy jak Polański, którego "Pianista" to prawdziwe arcydzieło, też oparte na faktach, którego to filmy Smarzowski albo nie widział albo nie zrozumiał !

BroLuk
Gramowicz
13/10/2021 07:29
morphisiusz napisał:

Jestem w szoku że ktokolwiek skrytykował ten film. Wszędzie rozpływają się w superlatywach, że jest to najlepszy film od kilkunastu lat.

Gdzie i kto chwalił ten film?  W komentarzach pod trailerem wszyscy piszą, że film to dno i poziom mułu.

morphisiusz
Gramowicz
12/10/2021 21:43

Jestem w szoku że ktokolwiek skrytykował ten film. Wszędzie rozpływają się w superlatywach, że jest to najlepszy film od kilkunastu lat.




Trwa Wczytywanie