Ledwie człowiek zdążył się przyzwyczaić, a Ricky Gervais już powiedział swoje, a jego autorski serial na Netfliksie zdążył się skończyć. Pozostało więc tylko pytanie, skończył się dobrze czy źle?
Ledwie człowiek zdążył się przyzwyczaić, a Ricky Gervais już powiedział swoje, a jego autorski serial na Netfliksie zdążył się skończyć. Pozostało więc tylko pytanie, skończył się dobrze czy źle?
After Life to serial dosyć specyficzny. Po pierwsze, jest bardzo króciutki. Każdy z trzech sezonów składa się z sześciu odcinków po dwadzieścia minut. Podczas seansu odnosiłem wręcz wrażenie, że oglądam kolejną odsłonę z serii filmów traktujących o życiu głównego bohatera, a niekoniecznie produkcję telewizyjną. Wrażenie to potęguje fakt, że akcja jest przedstawiana jako nieprzerwany ciąg zdarzeń, a my obserwujemy ją prawie wyłącznie z perspektywy głównego bohatera, czyli Tony’ego, mężczyzny w średnim wieku, który próbuje ułożyć sobie jakoś życie po utracie swojej ukochanej żony, która zmarła na raka.
Tony pracuje w miejscowej gazecie, więc okazjonalnie mamy możliwość poznania wraz z nim okolicznych dziwaków czy posłuchania „sensacji” którymi żyje małe angielskie miasteczko Tambury. Poza tym stara się przebić przez własną niemożność nawiązania relacji z kimkolwiek poza zmarłą żoną, chociaż ze skutkami raczej mieszanymi. Z czasem wkrada się coraz więcej sentymentalizmu, spowodowanego przeświadczeniem głównego bohatera, że już na zawsze przyjdzie mu żyć w stanie połowicznego rozkładu jego charakteru. Prawdę powiedziawszy uważam to za niezbyt zdrowe, ale przede wszystkim niezbyt wiarygodne. Co gorsza, okazuje się, że niezbyt dobrze służy to serialowi, bo w zasadzie jedyna zmiana jaka zaszła w Tonym przez trzy sezony, to przejścia z nieco wkurzonej żałoby w nieco desperacko rozpromienioną żałobę. Ricky Gervais więcej uśmiecha się przez łzy, ale to dosyć niewiele jak na osiemnaście odcinków.
Mam wrażenie, że trzeci sezon serialu najbardziej starał się grać na emocjach, chyba że od premiery drugiej odsłony zdążyłem zapomnieć jakie uczucia wzbudzało we mnie oglądanie cierpień głównego bohatera (bądź co bądź trochę czasu już minęło, ostatni raz z Tonym spotkaliśmy się w kwietniu 2020 roku, na początku pandemii). Twórca wciąż próbuje grać na kartę zmarłej żony, chociaż prawdę mówiąc ta okazała się być na tyle zgrana, że niewiele wzruszeń udało się dzięki niej wycisnąć. Wzruszenia natomiast pojawiają się przy okazji interakcji z innymi, w szczególności za gardło ścisnęła mnie wizyta głównego bohatera w szpitalu… nie będę mówił kogo odwiedzał i przy jakiej okazji, przekonać musicie się sami.
Cały seans, podobnie jak finałowe sceny, mają słodko-gorzki wydźwięk, co wydaje się doskonale przystawać do charakteru Ricky’ego Gervaisa. Jeżeli lubicie jego występy czy inne jego dzieła, jeżeli czytaliście lub oglądaliście z nim wywiady i Wam ten rodzaj humoru, to będziecie zachwyceni. Dowcipu jest tutaj wciąż całkiem sporo, w większości oparto go o sarkastyczne uwagi, albo prezentowanie absolutnie absurdalnej sytuacji i pozostawianie postaci wraz z widzem w absolutnej ciszy, dając nam chwilę na docenienie subtelności scenarzystów. Najmocniejszą stroną After Life pozostaje jednak wyłuskiwanie humoru z sytuacji rodem ze zwykłego życia, z absolutnej codzienności, prezentowanej we wszystkich jej aspektach.
Co wciąż musi się podobać to aktorstwo odtwórcy głównej roli, który radzi sobie naprawdę zjawiskowo. Nie da się ukryć, że Ricky Gervais jest po prostu dobrym aktorem, który prezentuje pełną gamę umiejętności – od gry bardziej subtelnej, po prezentowanie nieco bardziej bezkompromisowego oblicza. Właściwie trudno mu się dziwić, skoro praktycznie rzecz biorąc gra siebie. W ostatnim sezonie nieco więcej miejsca poświęcono postaciom drugoplanowym, więc chociaż brakowało już Davida Bradley’a jako ojca Tony’ego, to chwilę przyjemnego odpoczynku od ciągłego podziwiania Gervaisa dawało obserwowanie Diane Morgan jako Kath czy Tony’ego Waya w roli niepowtarzanie sympatycznego Lenny’ego.
Branżowy żart mówi, że kierownictwo Netfliksa ma coś wspólnego z kierownictwem Valve. W żadnej z tych film nikt nie umie liczyć do więcej niż trzech. Większość seriali tworzonych na potrzeby największej na świecie platformy streamingowej kończy żywot właśnie po takiej ilości sezonów. W przypadku After Life ciężko jednak nie odnieść wrażenia, że jest to adekwatna długość. Nie wyobrażam sobie, żeby ciągnąć ten serial dalej, bo formuła się już wyczerpała, a jego twórca wyraźnie nie miał pomysłu, albo ochoty, żeby ją zmieniać czy rozwijał. Ostatni sezon wciąż się nieźle ogląda, ale ewidentnie czuć było zmęczenie materiału. Żegnaj Tony, miło było Cię poznać.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!