Gry takie jak Helldivers 2 pokazują, że wcale nie potrzeba miliardowych budżetów oraz ogromnego marketingu, aby stać się kolejnym dużym hitem 2024 roku.
O ile od wielu lat staram się patrzeć na gry z punktu przekazywanych przez nie wartości, pewnych zabiegów oraz fenomenów socjologicznych, to cały czas z tyłu głowy mam również to, iż głównym celem gier jako takich jest… zapewnianie rozrywki tym, którzy w nie grają. Dlatego też nie dziwi fakt, że najlepszym sposobem na rozrywkę (dosłownie) oraz odstresowanie się po trudnych dniach w pracy czy szkole może być skrzyknięcie kilku dobrych znajomych, lądowanie na pewnej planecie i wysadzanie przeciwników demokracji szerzonej przez Super Ziemię. Bez względu na to czy to robale, czy to roboty. Tym bardziej, że gra sama w sobie łączy pewną prostotę z wieloma zaawansowanymi sztuczkami, które później wykorzystuje się na wyższych poziomach trudności.
Innymi słowy mówiąc – ekipa Arrowhead zrobiła prosty, a zarazem efektowny i efektywny ruch, który sprawia, że nawet mimo pewnej dozy powtarzalności Helldivers 2 za każdym razem bawi tak samo.
Jeszcze tylko w ramach wstępu: zdaję sobie sprawę z tego, że aktualnie Helldivers 2 ma OGROMNE problemy z serwerami i w zależności od warunków ogrywanie tej gry nawet ze znajomymi może być trudne. Dlatego też mimo wystawionej oceny na końcu tej recenzji zalecam obserwowanie aktualnej sytuacji związanej z grą przed zakupem – głównie po to, aby później nie cierpieć z powodu braku możliwości szerzenia jedynej prawdziwej doktryny politycznej jaką jest demokracja*
* Dopisek Ministerstwa Propagandy Super Ziemi.
Trudne początki świeżaka…
Na wstępie jednak przyznam się do tego, iż nie grałem w pierwszych Helldivers jakoś wybitnie dużo. Głównie dlatego, że nie jestem fanem tego typu shooterów ogrywanych z góry. Ale mimo wszystko doceniłem to, że te kilka godzin bawiłem się naprawdę dobrze, a zapowiedź drugiej części Helldivers nastawionej głównie na zabawę w widoku z perspektywy trzeciej osoby sprawiła, że większej zachęty do grania mieć nie mogłem.
I nie ukrywam, że już na samym wstępie Helldivers 2 zaprezentowało mi niezłą „szkołę kosmicznego życia”, ponieważ już nawet na pierwszym poziomie trudności w łatwy sposób potrafiłem zginąć od najsłabszych przeciwników. Podobnie jak później, gdy nagle wskoczyłem na trudny poziom i również te zgony wpadały błyskawicznie. Ale z tyłu głowy nadal pojawiały się głosy ze szkolenia: „Wstawaj żołnierzu! Maszeruj i nie poddawaj się!”. Głównie dlatego, że do Helldivers trzeba mieć odrobinę cierpliwości, aby w jakiś sposób nauczyć się chodzić między wszelkimi niebezpieczeństwami oraz wybierać odpowiednie starcia wtedy, gdy jesteśmy pewni ich przetrwania. Nie trzeba bowiem atakować każdego napotkanego wroga oraz nie trzeba atakować każdego posterunku, jeśli amunicji jest mało, a wsparcie z powietrza potrzebuje kilku minut na uzupełnienie zapasów.
Dlatego też z każdą kolejną misją wraz z kolejnymi możliwościami przyzywania wsparcia oraz posiadania odpowiedniego ekwipunku tych możliwości przybywa. Fantazji co do wykorzystania tych wszystkich zabawek również się pojawia sporo, ale najważniejsze jest jedno – frajda z tego, co dzieje się na ekranie. Tym bardziej, że korzystanie z broni palnej jest w Helldivers 2 niezwykle przyjemne wraz z możliwością korzystania z przyrządów celowniczych. Jeśli dorzucimy do tego całego obrazka fakt ciągłego Friendly Fire oraz efektywnego zarządzania zasobami to robi się z tego dość zaawansowany do ogarnięcia obrazek, w którym współpraca to podstawa sukcesu na najwyższych poziomach trudności. Nawet, jeśli bronią będą zrzucane na przeciwników Hellpody z uzupełnieniami składu.
I tak – początek jest wymagający, ale wynagradza on dobrem po kilku godzinach spędzonych w kosmosie. Każda wykonana misja sprawia dużo satysfakcji, a jeśli się coś nie uda, to jest szansa, że cała załoga będzie leżała na czacie głosowym ze śmiechu. Czy to ze względu na przedziwne ragdolle, czy to przez przypadkowy ostrzał trzech swoich kolegów z oddziału, czy może z perfekcyjnie odpalonej Hellbomby.
Pozory mogą mylić
Jedyna rzecz, która może nieco podzielić graczy to fakt, że wiele misji w Helldivers 2 jest do siebie bardzo podobna.
Zmienia się co prawda klimat, warunki pogodowe oraz współczynniki danej misji, ale koniec końców sekwencje związane z misjami są bardzo podobne – wpadnij, zrób misje główne, może kilka pobocznych, wyczyść posterunki lub gniazda, ucieknij przed końcem czasu na misję. Im wyższy poziom trudności tym więcej różnych typów przeciwników rozwalenia (w tym wszelkie wersje ciężkie typu Tytani) oraz potencjalnych rzeczy, które mogą się nie udać w bardzo głupi sposób. Zresztą, nawet banalne zadania typu zniszczenie określonej liczby przeciwników czy uratowanie naukowców mogą przez jeden za szybko wykonany zrzut skończyć się napisem „misja nieudana”.
Nie mniej jednak to chyba tak naprawdę jeden, ewentualny minus w tym wszystkim, co sprawia całkiem sporo zabawy. Zresztą, kogo nie cieszy po raz kolejny zrzucona rakieta nuklearna na drugim końcu planety po wpisaniu kodów startowych? Tak samo jak świetnym elementem zręcznościowym jest przyzywanie wszelkiego wsparcia za pomocą kodów wpisywanych za pomocą strzałek. Nawet w największym zamieszaniu idzie to opanować i sprawia, że całość nie jest tylko i wyłącznie lataniem i strzelaniem z punktu A do punktu B. A łatwo mieć takie przypuszczenia wtedy, gdy ponownie przychodzi zebrać się z oddziałem i wyczyścić wszystkie zaznaczone na czerwono sygnatury siedlisk.
GramTV przedstawia:
Kończąc ten cały gameplay loop dochodzimy do prostego pytania – po co to robimy?
Z jednej strony doświadczenie i fundusze pozwalają odblokować kolejne możliwości wsparcia z naszego statku (który również możemy w ciekawy sposób nazwać np. Pięść Wartości Rodzinnych) oraz krążącego nad planetą Orła. Z drugiej zbierane próbki z misji pozwalają odblokowywać kolejne moduły rozszerzające możliwości naszego wsparcia i nie tylko. Tutaj pozytywnym elementem jest fakt, że próbki zdobywane wraz z oddziałem nie są przypisane do każdego gracza osobno – wszystko idzie na wspólne konto i każdy dostaje tyle, ile zarobił cały oddział. To kolejny znak na to, że współpraca w Helldivers 2 to podstawa. Pozostają medale, które wydajemy w… zaopatrzeniu, a tak właściwie w przepustkach bojowych, gdzie w przypadku pierwszej z nich służy ona jako punkt odniesienia do dalszych postępów w odblokowywaniu uzbrojenia oraz opancerzenia.
I tutaj zasada jest bardzo prosta jak w wielu tego typu grach – im trudniej, tym więcej nagród po wykonanej misji. Czy grind jest aż tak problematyczny? Niezbyt. Tym bardziej, że sam tak naprawdę korzystam z jednego zestawu pancerza z początku gry oraz karabinu szturmowego/pistoletu maszynowego, który mi podpasował. Reszta to wsparcie z powietrza odblokowywane w czasem.
I jak to mówią „tak to się żyje na tej kosmicznej wsi”. Od misji do misji, od zespołu do zespołu. Najważniejsze jest jednak w tym wszystkim to, że w Helldivers 2 ten syndrom jeszcze jednego wypadu jest tak mocny, iż trudno jest się od tej gry oderwać. Dlatego nie dziwi mnie fakt, iż na samym początku życia gry serwery są totalnie zapchane, a formuła rozgrywki sprawia, że gracze z PlayStation 5 oraz PC… chętnie by zobaczyli graczy z Xboxów na serwerach. Głównie dlatego, że szerzyć demokrację trzeba, a do walki o przyszłość każda para rąk się przyda!
Przepiękne widoki na rozpalone napalmem wzgórza…
Pod względem graficznym Helldivers 2 jest na swój sposób piękne biorąc pod uwagę to, że Arrowhead to nie jest ekipa z ogromnym zapleczem oraz budżetem, który niektórzy mogliby nazwać „grą AAAA”. A trochę szkoda, bo biorąc pod uwagę rzemieślniczą robotę, która została tu wykonana oraz kilka łatwych do zauważenia sztuczek (np. totalne pominięcie zabawy modelami postaci… bo większość to pancerze), które wpływają na to, że trudno skupić uwagę na pewnych niedociągnięciach.
Tak, zdarzają się różne zglitchowane elementy świata powodujące zabawne efekty na horyzoncie… ale to powoduje śmiech. Tak, niektóre sytuacje sprawiają, że nasza postać wylatuje w kosmos i ląduje daleko od punktu zrzutu… ale to również wywołuje śmiech. No dobrze, raz zdarzyło mi się to, że lądujący statek do ewakuacji zmiażdżył większego robala i nie można było do niego w żaden sposób wsiąść – ale to również sytuacja bardzo losowa, która zdarzyła się raz na wiele różnych misji.
Z drugiej strony niektóre widoki oraz upływ czasu w trakcie misji, a także krajobraz po wielu atakach rakietowych wraz z półotwartą strukturą misji sprawiają, iż Helldivers 2 cieszy oko, a i wszelkie odgłosy, okrzyki na temat „Liber-tea!” oraz pompatyczna muzyka przygrywająca przy ucieczce z terenu misji sprawiają, że każda kolejna minuta jest coraz bardziej satysfakcjonująca.
Potrzebujemy CIEBIE do walki o przyszłość demokracji!
Zabawnym w tej całej sytuacji z Helldivers 2 jest to, że tak naprawdę miałem wrażenie, iż o samej grze przed premierą było cicho. Zdecydowanie za cicho. Nie jest to przecież premiera pokroju nowego Spider-Mana czy też gry z serii Horizon. Nie zmienia to jednak faktu, że najwięcej o tym czy jest to dobra gra mówią sami gracze oraz codziennie zapchane serwery gry.
Tutaj przepis na dobrą zabawę jest banalny i wykonany prawie do perfekcji. Można mieć tylko nadzieję, że wraz z kolejnymi miesiącami Arrowhead będą głowili się nad nową zawartością, uzbrojeniem oraz nowymi typami przeciwników. Na ten moment i tak już jest bardzo dobrze, więc zapewne wystarczy tego na dobrych kilka miesięcy zabawy. Tym bardziej, ze biorąc pod uwagę problemy serwerowe i tak część graczy czeka, a inni grają dalej… kiedyś się zmęczą.
Zakładam, że tak naprawdę zachęty do spróbowania swych sił w Helldivers 2 nie muszę dodawać. Trudniej natomiast zachęcić do tego, aby poczekać chwilę na ustabilizowanie sytuacji serwerowej gry po to, aby móc komfortowo grać bez stania w kolejkach. Bo jeśli chodzi o całą resztę to tutaj zabawy będzie aż nad to i myślę, że zdecydowana większość będzie tak samo zadowolona jak ja za każdym razem, gdy zrzut bomb idealnie trafiał w oznaczone cele. Tym bardziej, że cena gry w wersji podstawowej lub Super Obywatela oscyluje w granicach dawnych cen gier.
Dlatego bez względu na wszystko – dołączcie do walki o lepsze jutro dla wszystkich! Ku chwale demokracji!
8,5
Wskakuj, demokracja sama nie będzie się szerzyć!
Plusy
Prosta kooperacyjna strzelanka z dużym polem do popisu oraz wyzwaniami na wyższym poziomie trudności.
Możliwość kombinowania przeróżnych buildów uzbrojenia, opancerzenia oraz wsparcia z powietrza.
Klimat rodem ze Starship Troopers.
Graficznie i dźwiękowo prezentuje się świetnie, a przy okazji trzyma fason przy większym zamieszaniu na ekranie (które jest częste).
Syndrom "jeszcze jednej misji", który pomaga przy grindzie elementów do oblokowania.
Minusy
Mimo dużej frajdy z rozgrywki te same misje potafią w pewnym momencie nużyć.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Też wiem jak można ominąć problem popsutego matchmakingu.
To znaczy ja mam prostszy sposób - dobicie do gry to jedno, ale tak... wystarczy odpalić jakąkolwiek misję i wrócić.
Wtedy z jakiegoś powodu widać na mapie otwarte składy oraz SOS Beacony. Śmiesznie, ale wczoraj po małej aktualizacji nawet coś tam się ruszyło w temacie.
dariuszp
Gramowicz
21/02/2024 12:14
Muradin_07 napisał:
No, to jest niestety pech... po prostu mam wrażenie, że tutaj były zbyt duże chęci zrobienia czegoś dobrze i dlatego się wywaliło.
dariuszp napisał:
Żeby jeszcze grę naprawili po tym jak ją w piątek wieczór popsuli.
Też wiem jak można ominąć problem popsutego matchmakingu.
Pierwszy to użyć friends code i tak grać z innymi. Ale też się da grać z publiką.
1. Startujesz misje samemu
2. Rzucasz beacon SOS do wzywania pomocy. Jest popsuty więc nie zadziała ale i tak czekasz aż wyląduje.
3. Opuszczasz misje wybierając opcję samotnego powrotu na statek.
4. Startujesz nowa misje ale nie wsiadasz do tuby tylko czekasz.
5. Ludzie którzy akurat klikali w quick play bo nie wiedzą że jest posuty zaczną do Ciebie dołączać.