Mam spore wątpliwości czy nowy Horizon wywoła wśród użytkowników PlayStation równie dużą ekscytację co pierwsza część.
Mam spore wątpliwości czy nowy Horizon wywoła wśród użytkowników PlayStation równie dużą ekscytację co pierwsza część.
Stara zasada branży gier mówi ile mniej więcej nowych rzeczy powinien mieć sequel, a ile tylko wystarczy lekko poprawić, a nawet w ogóle nie ruszać. A co gdyby w ogóle nic nie poprawiać, a nowości zepsuć? Większość studiów pewnie by zrezygnowała, ale nie Guerrila Games. Oni mówią „potrzymaj mi piwo”. No i tym samym na rynek trafia kontynuacja Horizon Zero Dawn. Gry, która pozwoliła szybko zapomnieć o braku kolejnych części Killzone. Mimo swoich pewnych wad jest to bez wątpienia jedna z najlepszych nowych marek stworzonych w czasie poprzedniej generacji konsol. Teraz wraca w nowej, na pewno znacznie ładniejszej wersji. Wcale jednak nie lepszej.
Po tym jak Aloy uratowała świat nie było czasu na świętowanie. Wręcz przeciwnie, tuż po pokonaniu Hadesa bohaterka wyruszyła na daleki zachód walczyć z kolejnym zagrożeniem. Tajemnicza rdza niszczy okoliczną faunę i florę. Do tego niepokojący sygnał, który poszedł w świat i może sygnalizować kłopoty. Za wielkim murem Aloy będzie musiała stawić czoła nie tylko maszynom, ale i nowym plemionom, które żyją nieco inaczej – bez wielkich miast, za to w bardziej prymitywnych osadach. Fanów najbardziej jednak zaszokuje… nie, nie zdradzę tego. Bynajmniej nie chodzi o nowe maszyny czy powracającego Sylensa, który znowu zaczyna we wszystkim mieszać. Najnowsze zagrożenie jest dużo bardziej nieoczywiste i, dla największych fanów serii, pewnie będzie też chociaż małym opadem szczęki.
Fabuła w pierwszym Horizon nie była niczym niezwykłym i jeśli ktoś liczył, że sequel coś poprawi, będzie srogo zawiedziony. Ta seria od początku wymagała od gracza pewnych ustępstw, głównie w kwestii logiki. To jednak gdzie zabrnęło Forbidden West moim zdaniem przekroczyło pewne granice. Ten świat jest tak niespójny oraz nielogiczny, że trudno zawiesić niewiarę i przystać na jego zasady. Mam na myśli chociażby to, że Aloy, mimo że wychowana w chatce z gliny oraz patyków, z niezwykłą łatwością i swobodą korzysta z nowoczesnej technologii jaką odkrywa. Momentami wręcz posługuje się nią z gracją niczym Tom Cruise w Raporcie mniejszości. Jej genetyczny handicap niewiele tutaj wyjaśnia. O ile w Zero Dawn bohaterka dopiero odkrywała te rzeczy, tak w Forbidden West korzysta z nich niczym sami jej twórcy. Tego w tej grze jest tak dużo, że aż zaczyna być groteskowe. Logiki i sensu nie widać nawet w tak prozaicznych rzeczach jak… fryzury. Trudno uwierzyć jak fikuśne rzeczy (patrz chociażby piekielnie skomplikowane uczesanie Aloy) potrafią zrobić ludzie żyjący w tak prymitywnych warunkach. To samo niektóre stroje. W świecie Horizon śpią oni na ziemi, ale potrafią szyć niesamowicie bogate w wzory ubrania z masą ozdób. To niby drobiazg, ale niekonsekwencja świata tak bardzo uderza w tej grze. Widać jaka fantazja poniosła niektórych deweloperów i jak bardzo brakuje tutaj spójnej wizji.
Wiem, że czepianie się fryzur w grze może brzmieć wręcz idiotycznie. Tyle, że świat i historia tak odpłynęły, że nawet takie rzeczy zaczynają razić. Fabuła przestała już koncentrować się na odkrywaniu tajemnic dawnego świata, a poszła w stronę zaawansowanego korzystania z niego. Do tego momentami technologiczny bełkot jaki słyszymy tak odpływa od możliwych do przyjęcia norm, że ciężko się go słucha. Zresztą o czym w ogóle jest ta gra? Zaczynamy od wspomnianego wyżej wątku niszczącej teren rdzy, który później schodzi na dalszy plan i w sumie nie jest specjalnie podejmowany. Jest też motyw buntowników, którzy atakują okoliczne plemienia. On też jest tak słabo wyeksponowany, że równie dobrze mogłoby go nie być. Brakuje więc w tej grze spójnej wizji na historię, która w dodatku nie będzie tak naiwna. Wątków jest sporo i często bezsensownie się mieszają. Do tego wszystkiego Forbidden West jest po prostu bardzo słabo napisany, a większość pobocznych postaci musi mieć jakiś element komiczny. Aż trudno uwierzyć, że tym ludziom udaje się przeżyć w tym pełnym niebezpieczeństw świecie. Jeśli więc ktoś liczył na poziom narracji jak z The Last of Us, God of War czy Ghost of Thushima, muszę go rozczarować. Horizon Forbidden West to zupełnie inna, niestety dużo niższa liga.