Recenzja Live A Live – remake jak marzenie

Jakub Zagalski
2022/07/22 11:30
0
1

Japońska perełka z zamierzchłych czasów w końcu doczekała się wydania na Zachodzie. Nie są to jednak żadne wykopaliska i wskrzeszanie trupa, a doświadczenie, które warto przeżyć.

Coś więcej niż remake

Kreatywność w wymyślaniu mechanicznych urozmaiceń zrobiła na mnie ogromne wrażenie i nie zdziwiłbym się, gdyby Live A Live było współczesnym jRPG z oprawą w stylu retro. Bo o ile walki w każdym epizodzie działają na podobnej zasadzie (podział na tury, poruszanie się po siatce), to cała otoczka jest inna i oryginalna. Dziwna sprawa, ale tak “wiekowa” gra, znana dotychczas tylko koneserom gatunku, okazuje się być jedną z najbardziej nietuzinkowych produkcji, z którymi miałem do czynienia jako fan jRPG.

Wszystkie te zachwyty nie przekreślają faktu, że Live A Live daleko do ideału. Kreatywność i różnorodność przygód robi duże wrażenie, ale poziom całości jest bardzo nierówny. Cieszę się, że rozpoczynając jeden epizod można później swobodnie przeskakiwać do innych, gdyż niektóre historie bywają po prostu nudne lub męczące. I nie chciałbym być zmuszony do zaliczania każdego rozdziału od deski do deski, żeby móc ruszyć dalej.

W niektórych epizodach twórcy skupili się na opowiadaniu fabuły, w innych jest więcej walk, eksploracji i ogólnie elementów kojarzących się z 16-bitowymi jRPG. Jako całość wypada to świetnie, ale oddzielnie bywa różnie. Dla przykładu “western” jest wyraźnie skupiony na opowieści, co samo w sobie nie jest złe, ale ciągłe słuchanie dialogów i długie scenki odgrywane przez pikselowe postacie w topornych warunkach szybko daje się we znaki. Trzymając się formy gier ze SNES-a (choć oczywiście w mocno zmodyfikowanej wersji) jest się skazanym na minimalizm i umowność w przedstawianiu wydarzeń.

Inne epizody, które pod względem rozgrywki bardziej przypominają klasykę gatunku, też nie są wolne od wad. Na przykład bardzo wymęczyła mnie historia jaskiniowców, która jest chyba najdłuższa ze wszystkich. To samo miałem z epizodem w odległej przyszłości, choć z zupełnie innych względów. Ostatecznie polecam przejrzeć stare wpisy na forach, gdzie można znaleźć analizy i rozpiski zagranicznych graczy z podpowiedziami, od których epizodów warto zacząć i co oferują. Docelowo i tak warto przejść wszystkie, by poznać dalszy ciąg. Grunt, że od każdej historii można odpocząć i zająć się innym wątkiem, zanim wrócimy do tego mniej lubianego.

Live A Live na Nintendo Switch to kolejna, po Octopath Traveler i Triangle Strategy, gra Square Enix stworzona w stylu HD-2D. Łączenie sprite’ów, wyraźnych pikseli, współczesnych efektów świetlnych, dwuwymiarowych obiektów w trójwymiarowym środowisku wypada tutaj zaskakująco dobrze. Jest to zdecydowanie moja ulubiona gra w tym stylu graficznym, który okazuje się pasować nie tylko do quasi-średniowiecznego fantasy, ale też zupełnie innych klimatów i estetyk. Choć to w dalszym ciągu remake jRPG w 2D, to twórcom zdarza się “zaszaleć” z kamerą, robić zbliżenia i “filmowe” przejścia nadające oprawie potrzebnej dynamiki. Co prawda przez większość czasu ludki chodzą po “kwadratach” i wszystko jest sztywne, ale zdarzają się fajne wstawki i urozmaicenia graficzne.

GramTV przedstawia:

W HD-2D fenomenalnie wyglądają niektóre animacje ataków, zwłaszcza tych zdobywanych pod koniec gry. Poza tym co i rusz w oczy rzuca się jakiś graficzny detal, efekt świetlny, drobiazg w tle lub na pierwszym planie, który czyni z Live A Live dzieło wyjątkowe. Może nie arcydzieło, ale na pewno coś więcej niż kolejny retro jRPG żerujący na nostalgii.

O arcydziele można z kolei mówić w przypadku ścieżki dźwiękowej. W 1994 roku odpowiadała za nią Yoko Shimomura, która miała wtedy już na swoim koncie tworzenie muzyki do Street Fighter II, Final Fight. Ale dopiero w Square mogła rozwinąć skrzydła i zrealizować tak duży projekt jak Live A Live na własnych zasadach. Postawienie na Shimomurę, tak jak w przypadku Tokity, okazało się dla Square strzałem w dziesiątkę. To ona bowiem w kolejnych latach tworzyła muzykę do takich gier jak Final Fantasy XV czy serii Kingdom Hearts.

W Live A Live na Switchu możemy posłuchać jej znakomite utwory w nowych aranżacjach. Zaskakującym posunięciem w przypadku tego remake’u był dla mnie voice acting, który jest nie tylko dobry i klimatyczny, ale przede wszystkim mówionych kwestii jest całe mnóstwo. Jasne, w niektórych momentach zdarzało mi się pomijać te nagrania, ale całościowo twórcy dubbingu wykonali kawał świetnej roboty.

To ostatnie zdanie mogę w sumie odnieść do całego Live A Live. Gry zaskakująco ładnej, oryginalnej i wciągającej, która w oryginalnej formie powstała prawie trzy dekady temu. Przez 20-25 godzin potrzebnych na poznanie wszystkich zakończeń można się wynudzić i zrazić do niektórych fragmentów. Inni będą narzekać: “co tak krótko?”. Ostatecznie Live A Live to gra, której trzeba spróbować, jeśli jest się fanem jRPG i/lub japońskiej kreatywności. Wysoka ocena końcowa to efekt połączenie znakomitej, różnorodnej gry, która ma wyraźne potknięcia i niedobory, z sercem, które ekipa Square Enix włożyła w ten remake. Technicznie jest praktycznie bez zarzutu, pod względem rozgrywki świeżo i oryginalnie. Krótko mówiąc - kandydat do tytułu największego zaskoczenia 2022 roku.

Strona 2/2
8,5
Znakomity remake nieznanego, a niesamowicie oryginalnego "dziadka"
Plusy
  • W każdy epizod gra się inaczej
  • Oryginalna narracja
  • System walki
  • Muzyka i dubbing
  • HD-2D w pełnej krasie
Minusy
  • Niektóre fragmenty nużą
  • Nierówny poziom trudności
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!