EA kolejny raz wspiera niezależnego dewelopera, aby dostarczyć na rynek coś świeżego i nietuzinkowego. Będzie równie dobrze jak z It Takes Two?
Niby gra o kościach, a jednak karcianka
Wydaje mi się, że pierwszym pomysłem twórców było oparcie gry o motyw losowości i rzutu kością. Później okazało się jednak, że nie da się z tego zrobić sensownego modelu walki. Stąd też karty, które nagle wyszły na pierwszy plan. Nie to jest jednak problemem. Największy to fakt, że cała mechanika jest oryginalna, ale nie wiem czy chciałbym ją zobaczyć jeszcze raz. Pierwsze dwa światy są dosyć nużące, bo nie ma jeszcze możliwości zbudowania sensownego decka. Później walka nabiera nieco tempa i jest bardziej dostosowana do indywidualnego stylu gry. Nadal jednak uważam, że stanowi ona najsłabszy element produkcji. Wiele potyczek jest też nieco zbyt długich. Uczciwie jednak przyznam, że podobało mi się to, że z każdą kolejną godziną czułem się lepszy. Pierwsze walki były męczące i nużące, a w kolejnych przy każdym losowaniu kart potrafiłem dokonać takich wyborów, aby wyraźnie pchnąć pojedynek do przodu. Finalny werdykt nie jest jednak korzystny. Twórcy wybrali trudny system i niestety odbija się to niekorzystnie na grze.
Na szczęście Lost in Random nie jest grą opartą tylko na walce. Pozostała część rozgrywki to głównie dialogi i scenki przerywnikowe. Nie ma za specjalnie ciekawej eksploracji (jak wspomniałem wcześniej, brak różnorodnych lokacji) czy elementów zręcznościowych (bohaterka nie potrafi nawet podskoczyć). Brakowało mi zwłaszcza tego ostatniego mechanizmu, który mógłby dodać grze więcej dynamiki. Lekkim rozczarowaniem jest też budowa świata. Między głównymi obszarami jest krótki liniowy fragment, po czym trafiamy do nowego miasta (oczywiście odpowiadającego innej ściance kostki). Nie liczcie jednak na typowego sandboksa. Lokacje są małe i połączone wąskimi korytarzami. W sumie nawet lepiej, bo mapa specjalnie nie pomaga, a więc najlepiej nauczyć się miejscówki na pamięć, ewentualnie wypatrywać znaczników. Nie mam wątpliwości, że dało się to zrobić lepiej. Budowa światów jest po prostu zbyt prostacka i nie przystoi dużej grze (jak na swój gatunek) z 2021 roku.
Lost in Random ma więc do zaoferowania ciekawą, baśniową opowieść z paletą barwnych postaci. Z drugiej strony walka jest na dłuższą metę nieco nużąca, lokacje mało zróżnicowane i źle zaprojektowane, grafika tylko przyzwoita (na plus za to animacje), głównie przez monotonną paletę kolorów, a elementów zręcznościowych w ogóle nie ma. To wszystko powoduje, że gra strasznie mi się dłużyła. Wydawało mi się, że godzina w Lost in Random to były minimum dwie godziny w prawdziwym świecie. Zupełnie inaczej miałem w Psychonauts 2, z którym potrafiłem spędzić wielogodzinne sesje, a po skończeniu trwającej kilkanaście godzin kampanii fabularnej nadal czułem niedosyt. To świadczy o wielkości gry. Z Lost in Random miałem odwrotnie. Godzinna sesja i już miałem ochotę włączyć coś innego. Niewdzięczna gra dla recenzenta, którego gonią terminy.
GramTV przedstawia:
Poprzedni akapit brzmi jak podsumowanie kiepskiej gry. W tym właśnie problem Lost in Random. Widać tam ogromną pracę, którą podziwiam. Automatycznie jednak podnosi się poprzeczka. Ekipa Zoink Games stworzyła grę, którą należy stawiać w jednym szeregu z Psychonauts 2, It Takes Two i Ratchet & Clank: Rift Apart. Na tym tle wyraźnie widać braki Lost in Random. Pamiętajmy jednak, że przy bardzo wysoko postawionej poprzeczce nawet niezły tytuł może słabo wypaść. Przy takich konkurentach nowa gra EA jest wyraźnie najsłabsza, ale nadal prezentuje poziom uzasadniający wydanie na nią pieniędzy.
Pech ekipy Zoink Games chciał, że ich Lost in Random wyszło nie tylko w tym samym roku co trzy inne, genialne produkcje tego typu, ale też jako ostatnie. Ostatnie też powinno być na liście zakupów. Fani baśniowych gier powinni być jednak względnie zadowoleni. Mimo swoich braków jest to ciekawa opowieść, pełna barwnych postaci i oryginalnych (ale nie zawsze idealnych) pomysłów na gameplay. Na tyle dobra, że warto rozważyć zakupów. Niestety nie aż tak, aby zrobić to przed ograniem głównych tegorocznych konkurentów.
Mocno trzymałem kciuki za tą gierkę, mocno przypominała mi Alicję od Americana choć bardziej baśniowa aniżeli gore. Generalnie na metacritic oceniają tak 7/10, czyli źle nie wyszło. Dosłownie wczoraj po raz kolejny przeszedłem pierwszą Alicję (ten remaster na Origin) i tak zastanawiam się czy dałoby się w ogóle te dwie gry porównać ze sobą? Grą Raven byłem jak zawsze zachwycony, te stare gry mają w sobie wiele niepokojących rzeczy i dużo kreatywności, liczyłem ze i Lost in Ra(n)dom będzie to miało.
GandalfCzarny666
Gramowicz
19/09/2021 18:57
Ja nie rozumiem tych ludzi, którzy wystawiają tej grze pozytywne oceny. Rozumiem, że wizualna i artystyczna strona jest wspaniała (sam ją uwielbiam), ale gdy na gameplay składa się nudna i usypiająca eksploracja, a także irytujące, nużące i przydługawe walki (które stanowią 60% tej gry), to trudno nazwać wtedy produkcję "dobrą". Średnią i rozczarowującą na pewno, ale zdecydowanie nie "dobrą"