Jeden z największych ulubieńców fanów serii Judgment ze swoim własnym… DLC. Sprawdzamy, czy udało się sprostać wymaganiom!
Jeden z największych ulubieńców fanów serii Judgment ze swoim własnym… DLC. Sprawdzamy, czy udało się sprostać wymaganiom!
Nie ukrywam, że na Kaito Files czekałem i to bardzo, bo rzadko się zdarza, aby gry od RGG Studio dostały fabularne dodatki tego typu. Co prawda Yakuza Kiwami 2 otrzymała dodatkową historię uzupełniającą to, co działo się z Goro Majimą, ale mówimy tutaj o takich DLC z krwi i kości. A jako, że Masaharu Kaito jest jednym z bohaterów Judgment, który błyskawicznie zyskał całą masę fanów, to i on miał zaszczyt przetrzeć szlak dla czegoś nowego. Czy się udało? Od strony fabularnej jak najbardziej – to nadal świetna i trzymająca w napięciu historia, która dodaje charakteru ulubieńcowi graczy, a przy okazji nie są to szybkie dwie godziny do przeskoczenia. Od strony rozgrywki samej w sobie natomiast przypominało mi się to, na co narzekałem w przypadku tych dodatkowych rozdziałów Majimy…
Historia na samym wstępie wydaje się banalna – mężczyzna przychodzi do agencji Yagamiego z prośbą o odnalezienie żony. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że żona jest martwa, a płatność po zakończeniu zadania opiewa na kilkanaście milionów jenów. Kaito pod nieobecność swojego szefa przyjmuje zlecenie, ale kompletnie nie spodziewa się tego, jak mocno jest ono powiązane z ważnymi wydarzeniami z jego przeszłości.
I tutaj kończę, bo zdaję sobie sprawę z tego, że im dalej w las, tym łatwiej jest się naciąć na spoilery. Nie ukrywam, że rozpoczynając dodatek Kaito Files spodziewałem się raczej krótkiej historii z kilkoma zadaniami pobocznymi umieszczonej gdzieś między wydarzeniami z Lost Judgment. Ostatecznie natomiast można byłoby powiedzieć, że Ryu Ga Gotoku Studio postanowiło zmieścić grubo zakrojoną intrygę i wartką akcję w kilku godzinach zamiast kilkudziesięciu, co jest standardem w głównych odsłonach. To co się niewątpliwie udało to to, że historia sama w sobie stoi na bardzo podobnym poziomie co pozostałe gry z serii Yakuza czy Judgment – jest naprawdę dobrze. Okazuje się bowiem, że wcale nie potrzeba około 20-30 godzin, aby opowiedzieć całą historię i takie „one shoty” mają dużo sensu. Problem jednak z Kaito Files leży gdzieś zupełnie indziej.
Podobnie jak w przypadku wcześniej wspomnianego kilkukrotnie dodatku do Yakuzy Kiwami 2 Kaito w swoim arsenale nie ma zbyt wielu… świeżych ruchów. Co prawda „pierwotne instynkty” to fajne urozmaicenie zabawy w trybie detektywistycznym i chciałbym to zobaczyć w kolejnych odsłonach Judgment (tak, chciałbym zobaczyć osobne rozdziały Yagamiego i Kaito niczym w Yakuzie 0), ale w przypadku rozwoju postaci czy też nowych stylów walki trudno jest powiedzieć o czymś, co mogłoby charakteryzować Kaito na tle innych bohaterów. Z jednej strony bazowy styl walki brawlera przypomina ewolucję tego, co potrafił Kazuma Kiryu w Yakuzie 6, a z drugiej „tank mode” to tak naprawdę „beast mode” znany z Yakuza 0. Co prawda oba są zdecydowanie łatwiejsze do okiełznania niż wszystkie style Yagamiego, ale koniec końców wygląda to trochę tak, jakby RGG Studio zabrakło pomysłów na coś nowego, co mogłoby stanowić również bazę do rozwoju w kolejnych odsłonach serii. Tym bardziej, że drzewka umiejętności zapełniają w sposób błyskawiczny.
Z drugiej strony natomiast miałem również wrażenie, że Kaito Files jest zdecydowanie za bardzo przegadane jak na te kilka godzin rozgrywki i brakuje balansu między akcją, a poszukiwaniem kolejnych poszlak. Co prawda starcia z bossami są niezwykle klimatyczne, ale z drugiej strony tzw. long battles, w których mierzymy się z kolejnymi przeciwnikami w drodze do celu brakuje efektownych momentów, które mogłyby zapaść mocniej w pamięci oprócz łupania wszystkich dookoła wszystkim co wpada do ręki. Za to dużo jest przeszkadzajek w postaci losowych starć z przeciwnikami w Kamurocho, przez których trzeba się czasami przebijać co kilka minut. To natomiast wcale też złe nie jest, bo mimo wszystko Kaito jako bohater rysowany jest jako gość o ponadprzeciętnej sile i wytrzymałości, a przy okazji ma dobre serce, co nadaje mu sporo uroku.
Od strony graficznej czy dźwiękowej wszystko prezentuje się podobnie jak w przypadku Lost Judgment, czyli naprawdę dobrze. Być może niektóre postacie potrafią ragdollować po arenach w dziwny sposób, ale do tego przyzwyczailiśmy się na nowym Dragon Engine lub sprawiają, że Kaito ma problemy z szybkim powrotem do dalszej walki.
Podsumowując w Kaito Files warto zagrać choćby ze względu na to, że jest to w miarę porządne przybliżenie jednego z głównych bohaterów serii Judgment. Mam wrażenie, że po ograniu dodatku byłbym również spokojny o dalsze losy serii na wypadek, gdyby jednak RGG Studio musiało zrezygnować z Takayuki Yagamiego jako głównego bohatera serii – Kaito spokojnie dałby radę, a przy okazji nadal nad serią unosiłby się duch Yakuzy, gdyby przygody Kasugi Ichibana były tylko w formie jRPGów. Dlatego cieszy mnie to, że fabularnie udało się w tych kilka godzin upchać naprawdę interesującą historię.
To co jednak wypadło średnio to fakt, iż system walki to tak naprawdę to, co już wcześniej pojawiało się w innych grach od RGG Studio, a możliwości Kaito po zapełnieniu drzewek umiejętności również nie powalają. Nawet miałem wrażenie, że o ile w przypadku Yagamiego można byłoby mieć wrażenie, że jest za kruchy i bardzo chaotyczny, tak w przypadku Kaito jest to przeciągnięte w drugą stronę. Może właśnie dlatego są tag-teamem idealnym i uzupełniają się w wielu płaszczyznach. I może właśnie dlatego kolejna odsłona serii powinna mieć dwóch głównych bohaterów!
Tak czy inaczej, zostaje jeszcze jedna kwestia – cena. Kaito Files w dniu premiery zostało wycenione na około 130 zł i jak na dodatek jest to cena naprawdę wysoka. Co prawda pod względem czasu rozgrywki oraz zadań pobocznych (jest tego trochę do robienia) i jakości cutscenek można tę cenę uzasadnić, ale mimo wszystko dla niektórych graczy może być ona lekko odstraszająca. Nie mniej jednak jeśli jesteście wielkimi fanami tego świata, a zwłaszcza Masaharu Kaito, to powinniście być po ograniu tego dodatku zadowoleni. Jeśli miało być to pierwsze przetarcie w boju, to udało się ono naprawdę dobrze, a kilka urozmaiceń w arsenale ciosów czy umiejętności to nic, czego RGG Studio nie mogłoby wprowadzić w kolejnej pełnej grze.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!