Recenzja Mortal Kombat 1: Khaos Reigns - dodatek, który zaskakuje...

… nie tylko dobrą historią, ale również i ceną, którą trzeba zapłacić za rozszerzenie.

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns
Mortal Kombat 1: Khaos Reigns

Powiedzieć „armaggeddon” w przypadku Mortal Kombat 1 to trochę jakby nic nie powiedzieć. Żeby jednak oddać „jedynce” to, co sprawiedliwie – zasadniczo to nie jest tak, że była to zła odsłona popularnej bijatyki, w której to posoka leje się hektolitrami, a słynne Fatality to już coś więcej niż tylko efektowne wykończenie przeciwnika na ekranie. Bo jednak do kultowego Mortala podchodzić z szacunkiem wypada… tak samo jak do wielu innych bijatyk, które pojawiły się na rynku przez ostatnie lata.

Rzadko kiedy bowiem któraś z nich zalicza spektakularną wpadkę podobną do tej, którą zaliczyło ostatnie Marvel vs. Capcom, bowiem o odsłonie Infinite mało kto chciałby pamiętać. Tak samo jak znalazłoby się kilka naprawdę słabych odsłon Mortala, choć dziś mam wrażenie, iż nadal obrosły one pewnym kultem z czasów PS2 czy PS3.

Wracając jednak do MK1, to problem być może nie leżał w samej grze. Sam zresztą mocno doceniałem fakt, iż NetherRealm pod wodzą Eda Boona niejako mrugało okiem w kierunku fana czując, iż tworzą oni swoje własne „mutliwersum obłędu”. Do tego stopnia, że na samym końcu niczym Imperator Shao Khan głównym złym został… Havik – postać, która nie grała do tej pory głównej roli w świecie Mortal Kombat.

Dlatego też tym bardziej dziwnie jest mi mówić, że fabularnie dodatek Khaos Reigns choć krótki jest dość ciekawym doświadczeniem… choć dość kosztownym.

Eksperymentów w Mortal Kombat 1 ciąg dalszy?

Zanim jednak do samego dodatku dotrzemy, to trzeba powiedzieć sobie jasno, że to nie pierwszy raz, gdy NetherRealm Studios romansuje z fabularnymi DLC do Mortal Kombat. Poprzednia część otrzymała dodatek o nazwie Aftermath który zasadniczo ustawiał to, co zobaczyliśmy w „jedynce” uznając, że kanonicznie Liu Kang pokonał Shang Tsunga w ostatecznym starciu w dominium Kroniki. Tym samym Liu Kang stał się bogiem oraz obrońcą królestwa Ziemi.

Właściwym pytaniem jest natomiast to, czy Khaos Reigns w jakimś stopniu jakością dorównuje Aftermath? Odpowiedź brzmi… tak i nie.

Pozytywnym na pewno jest fakt, że z tego całego zamieszania, które pojawiło się w Mortal Kombat 1 udało się stworzyć scenariusz, w którym królestwo Chaosu jest rzeczywistym zagrożeniem dla pozostałych królestw, choć nadal krok po kroku to „multiwersalne szaleństwo” tutaj występuje. Do tego stopnia, iż znalazło się nawet porządne mrugnięcie okiem w kierunku filmowego uniwersum Marvela (i to kilkukrotnie!) czy nawet innych produkcji ze stajni Warner Bros.. Szkoda, że tak naprawdę nikt nie poszedł o krok dalej i nie wciągnął w to wszystko bohaterów DC Comics – przecież Mortal Kombat vs. DC Universe już kiedyś było grane, a i pojedynczy bohaterowie romansowali z poszczególnymi odsłonami MK.

GramTV przedstawia:

Dlatego też pod względem pewnego szaleństwa Khaos Reigns kontynuuje to, co w Mortal Kombat 1 było naprawdę dobre. Niestety sama długość dodatku oraz fakt, że pozostawia on mocno niedomknięte drzwi w zakończeniu sprawiają, iż na końcu powiedziałem: „to tyle?”. Idąc również pewnym tropem związanym z dzisiejszymi filmami brak tzw. sceny po napisach również może jakoś dawać do myślenia biorąc pod uwagę to, że zazwyczaj w Mortal Kombat potrafiły one zajawiać dalszy ciąg losów tego świata… a tutaj pustka. Nie wiadomo czy wynika to z tego, że w przypadku „jedynki” nie ma już więcej historii do opowiedzenia i NetherRealm przechodzi do kolejnych projektów, czy też może kolejny dodatek będzie w produkcji, ale ma być pewnego rodzaju niespodzianką.

Nie mniej jednak w obu przypadkach szkoda, że fani świata Mortal Kombat zostają jak na razie zawieszeni w pustce.

Co do nowych postaci i ich historii to muszę przyznać, że podobała mi się pewna idea związana z nową linią czasu w Mortal Kombat 1, ponieważ wygląda na to, iż pewne wydarzenia w tym świecie muszą mieć miejsce – bez względu na to czy ten skrzętnie wyrzeźbiona linia czasowa to pierwotnie zakładała czy nie. Tak chyba najłatwiej można wyjaśnić fakt ponownego pojawienia się w tym uniwersum Nooba Saibota, a i historia Cyrax oraz Sektor też poniekąd może zakładać, że do ery w pełni cybernetycznych ninja jest bliższa niż dalsza. Najważniejsze, że pewne konflikty nadal mogą być reprezentowane chyba, że ekipa Eda Boona uzna, że potrzebny temu uniwersum kolejny reset. Nadal jednak mam wrazenie, że poza konfliktem z Havikiem, pewnych tarć między Shirai Ryu oraz Lin Kuei, to w dłuższej perspektywie fabularnej sam dodatek nie wprowadza tak naprawdę za wiele, aby poprowadzić to nowe-nowe-nowe uniwersum w kierunku kolejnych ciekawych historii.

Mimo wszystko mocnym elementem Khaos Reigns jest fakt, że wizualnie areny oraz muzyka, która im towarzyszy są na bardzo wysokim poziomie. Do tego stopnia, iż można byłoby marudzić o braku trybu foto z prawdziwego zdarzenia. Pod tym względem NetherRealm, które nadal rzeźbi Mortala na poprzedniej wersji Unreal Engine, pokazuje że wcale nie potrzeba nowej technologii, aby całość na konsolach nowszej generacji wyglądała bardzo dobrze. Minusy? Potężna ilość miejsca na dysku, która jest niezbędna do ogrania Mortal Kombat 1 – z materiałami wideo wysokiej jakości jest to ponad 170 GB na dysku konsoli, a bez nich to nadal około 130 GB. Jak na bijatykę to sporo i szkoda, że jednak nie udało się jakoś uszczuplić tego kolosa.

W Mortal Kombat 1: Khaos Reigns zagrać warto, ale…

… głównie jeśli przez ostatni rok dużo graliście w tę konkretną bijatykę, a do swojego rosteru potrzebujecie kolejnych dodatkowych bohaterów. A i tak bym się zastanawiał czy nie lepszym rozwiązaniem jest poczekać na jakąś solidną promocję.

Powiedzmy sobie bowiem wprost, że cena za dodatek oraz kolejną paczkę zawodników jest dość wysoka jak na jakieś trzy godziny fabuły (fajnie napisanej, efektownej, ale nadal krótkiej) oraz łącznie sześć nowych zabawek do rosteru (Noob Saibot, Sektor i Cyrax na start, T-1000, Ghostface i Conan Barbarzyńca później). Tutaj niestety musimy wszystko porównywać do tego, co oferowało w poprzedniej grze Aftermath, a mam wrażenie, iż w tamtym przypadku całość prezentowała się zdecydowanie lepiej, a przy okazji taniej, pod względem zarówno fabularnych rozwiązań, jak również i długości samego dodatku. Szkoda, ponieważ prawdziwym powodem zakupu Khaos Reigns dla wielu będzie przepustka sezonowa z nowymi bohaterami niż fakt rozszerzenia sobie fabuły już i tak momentami mocno skomplikowanego świata jak na bijatykę przystało.

Dlatego tez można byłoby podsumować całość krótko – jest tylko (a może i aż) w porządku, ale nie za taką cenę, a i to zawieszenie fabularne oraz brak jakiegoś delikatnego zwiastuna tego, co dalej sprawia, że trudno jest z satysfakcją, że ta jazda była tego warta. Nie mniej jednak dawka humoru w mortalowym świecie jest zawsze na plus, a i samoświadomość tego, co się dzieje na ekranie jest tak duża, że trudno obok niej przejść obojętnie.

6,0
Za taką cenę zdecydowanie za mało... choć nawiązania do popkultury (ze świata Warnera i nie tylko) wywołują uśmiech na twarzy.
Plusy
  • Te mrugnięcia okiem w kierunku fanów popkultury.
  • Havik jako główny zły dodatku zdecydowanie daje radę!
  • Cyrax, Sektor oraz Noob Saibot - czego chcieć więcej? Może mniej postaci z innych światów...
  • Graficznie i dźwiękowo to nadal świetna gra...
Minusy
  • ... ale zajmuje szkaradnie dużo miejsca na dysku, aby móc szybko wskoczyć i wyskoczyć po ograniu DLC.
  • Khaos Reigns fabularnie jest dość krótkie, a przy okazji zostawia bez "tego czegoś", co zachęci do czekania na dalsze wydarzenia w tym uniwersum.
  • Cena dodatku, która jest dość wygórowana jak na atrakcje, które oferuje.
Komentarze
6
Hithaeglir napisał:

Problem w tym, że i twórcy mają też hopla na punkcie cen swoich gier, ale żaden z nich nie odważy się wyjść przed szereg i czekają aż ktoś to zrobi pierwszy.

No cóż... problem w tym, że nie każda gra to GTA i zasadniczo będzie potężnie łatwa weryfikacja kto przesadza z ceną swojej produkcji, a kto nie. Akurat w przypadku Rockstara jestem w stanie to jakoś zrozumieć, choć przykład GTA V pokazuje, że będą tę grę grillować następne lata na różne generacje. I to jest przerażające.

Hithaeglir
Gramowicz
Dzisiaj 15:46
Silverburg napisał:

Ludzie mają niezrozumiałego (dla mnie) hopla na punkcie GTA. Dlatego nawet, jak gra będzie kosztować 500 zł to ludzie ją kupią.

Problem w tym, że i twórcy mają też hopla na punkcie cen swoich gier, ale żaden z nich nie odważy się wyjść przed szereg i czekają aż ktoś to zrobi pierwszy.

Silverburg
Gramowicz
Dzisiaj 15:40
Hithaeglir napisał:

Ja to czekam na sytuację, kiedy twórcy gier zaczną dawać takie zaporowe ceny na premiery, że niewielu ludzi będzie kupowało ich gry. A są głosy, że podwyżka cen ma nastąpić wraz z premierą GTA 6.

Ludzie mają niezrozumiałego (dla mnie) hopla na punkcie GTA. Dlatego nawet, jak gra będzie kosztować 500 zł to ludzie ją kupią.




Trwa Wczytywanie