To jedna z tych gier, o których większość osób pewnie nie usłyszy, mimo że warta jest zagrania. Tym bardziej, że jest w Game Passie.
To jedna z tych gier, o których większość osób pewnie nie usłyszy, mimo że warta jest zagrania. Tym bardziej, że jest w Game Passie.
Cococucumber nie jest szczególnie znanym studiem, nawet na scenie indie. Zespół z Toronto zasługuje jednak na uwagę z kilku powodów. Przede wszystkim do perfekcji opanowali swój własny styl graficzny oparty na voxelach. W czasach wszechobecnego pixelartu miło, że niektórzy próbują czegoś innego, co również daje unikatowe doznania. Cococucumber potrafi jednak nie tylko tworzyć miłe dla oka gry, ale przede wszystkim wypchać je grywalnością. Sam przekonałem się o tym w ich fantastycznym Echo Generation, które dostało ode mnie solidną notę 8,3/10. Teraz, po raptem półtorej roku, kanadyjczycy wracają z nową produkcją. Czy zachwyci równie mocno?
Echo Generation było zanurzone w klimacie Stranger Things. Niedawno wydany Ravenlok to jednak nieco inna bajka. Dosłownie, bo mówimy o opowieści o dziecku wciągniętym przez magiczne lustro. Trafia ono do baśniowego świata, w którym pełni rolę zbawiciela. Kraina pogrążona jest w mroku spowodowanym przez wiedźmę, którą pokonać może tylko główny bohater. Nawet pierwszą osobą, która wprowadza nas do tego świata jest królik-mędrzec. Czuć magię Alicji w Krainie Czarów. Naszym celem jest więc pokonanie zła. Zadanie nie będzie proste, bo wiedźma ma dużą armię. Jej trzon to jednak nie mięso armatnie, a klasyczni bossowie, z którymi co chwilę przyjdzie nam się mierzyć.
Struktura gry opiera się więc w większości na walkach z bossami. To jednak nie jest Elden Ring. Przeciwników jest sporo, każdy jest unikatowy, ale to nadal przyjemny indyk do relaksu. Nie trzeba więc obawiać się wysokiego poziomu trudności. Zresztą rozwój postaci jest dosyć symboliczny i polega tylko na wykupowaniu za punkty doświadczenia kolejnych poziomów, które automatycznie zwiększają możliwości bojowe naszej postaci. Nie ma też zdobywania nowego sprzętu czy czegokolwiek, co dałoby grze odrobinę głębi. Tylko miecz, tarcza i kilka rodzajów bomb do rzucania. No i oczywiście specjalne ataki, ale szczerze mówiąc oprócz pierwszego jakoś wybitnie dużo pożytku z nich nie ma.
O ile w Echo Generation twórcy zaproponowali walki turowe, tak Ravenlok to bardzo dynamiczny akcyjniak. Widać to już przy pierwszym, bardzo szybkim machnięciu mieczem. Pojedynki są więc intensywne i bardziej zręcznościowe niż taktyczne. To dobrze, bo przy każdym powrocie do wcześniej odwiedzanej lokacji odradzają się wszyscy przeciwnicy. Nie brzmi to może zbyt dobrze, ale w praktyce nie jest szczególnie dużym problemem. Pomaga fakt, że zwykłych wrogów nie ma zbyt wielu. Jeśli jednak miałbym się do czegoś doczepić to do uników. Robiąc je “na sucho” wszystko działa, ale czasami jak przy serii ciosów nagle wciskałem przycisk B, postać nie zawsze skutecznie odskakiwała. Jeśli więc gra byłaby trudniejsza, ten problem na pewno byłby odczuwalny. Poziom trudności jest jednak tak ustawiony, że da się z tym żyć.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!