Dobra passa w świecie odświeżanych Residentów trwa w najlepsze.
Moje przejścia z czwartym Residentem opisałem już pokrótce w swojej zapowiedzi RE4 Remake. Żeby się nie powtarzać i nie wdawać w szczegóły, powiem tylko, że była to relacja trudna. Od nienawiści, przez fascynację, a skończywszy na… No właśnie nie miłości. Wtedy jeszcze nie. Czwórkę ostatecznie pokochałem dopiero teraz.
Trzeba bowiem przyznać Capcomowi, że po latach chudych, biednych i rozmienianiu marki na drobne, od kilku lat daje się zauważyć zmianę podejścia. Świetne kolejne części i równie dobre - jeśli czasem nie lepsze - odświeżone klasyki, a wszystko wysokiej jakości, dopracowane i ewidentnie tworzone z myślą o fanach serii. Remake Resident Evil 4 jest jak na razie pięknym zwieńczeniem tego okresu. Bo gra to bardzo, bardzo dobra.
Jeśli nie graliście w oryginalne RE4 nie bójcie się, nie będę tutaj spoilerował, starając się udowodnić, że na grze zjadłem zęby i pamiętam każdy piksel. Bo to nieprawda. Nie pamiętam wielu szczegółów z gry, którą przeszedłem lata temu, jednak wydaje mi się, że na tyle dużo, by docenić i zauważyć kilka istotnych różnic. Ważne jest tutaj to, że różnice owe odnoszą się głównie do samej rozgrywki, odniosłem wrażenie, że poza dodaniem kilku dialogów, rdzeń fabuły pozostaje taki sam. Sama fabuła wytrawnych fanów serii raczej nie zaskoczy, chociaż odkrywanie kolejnych elementów historii podstępnej Plagi sprawia satysfakcję, dokumenty czyta się z zainteresowaniem, a dialogi i scenki wyreżyserowano po mistrzowsku.
Trafiamy, jako doskonale znany fanom RE Leon S. Kennedy do Hiszpanii, gdzie na głębokiej prowincji poszukujemy porwanej córki prezydenta, Ashley. No i oczywiście niemal od samego początku robi się dziwnie, a potem jeszcze dziwniej i straszniej. Aż do momentu kulminacyjnego. Atmosfera jest tu przez cały czas tak gęsta, że przenika nas bardzo szybko, wciąga i trzyma zmutowanymi mackami do samego końca. To chyba jedna z największych zalet “czwórki” - nawet jeśli jesteśmy weteranami horrorów, czy pograć chcemy głównie dla akcji, to nie zauważamy, kiedy mimowolnie przesiąkamy tą zgnilizną części czwartej. I to jest piękne.
Co do wspomnianych wcześniej zmian, które w jakimś stopniu dotyczą fabuły, to takie elementy, jak nieobecność jednego z bossów, pojawienie się innych, drobne przesunięcia pewnych wydarzeń na osi czasu, czy nieco większy nacisk położony na historię pewnych postaci, w zamian brak interaktywnych sekcji innej z nich. Zapewne jakichś kosmetycznych drobiazgów jest tam więcej, jednak moim zdaniem nie wpływa to nijak na opowieść i jej płynność. A może nawet jest lepiej.
Większej liczby zmian doczekała się natomiast rozgrywka. RE4 był swego czasu rewolucją w serii i gatunku, bo jako pierwszy wprowadził widok zza ramienia postaci. Właśnie to było jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie zmian w chwili premiery - nie ogarniałem gamepada na tyle dobrze, by sobie z tym radzić bez gigantycznej frustracji. Tym bardziej, że aby strzelić trzeba było stanąć, co dla mnie było idiotyczne - po co zmiana perspektywy, skoro i tak mamy to samo? Na szczęście możemy teraz chodzić i strzelać, nawet tyłem, co przydaje się nawet dość często przy jakimś wylewie zarażonych. Fajnie, ale mimo wszystko brakuje mi wciąż troszkę większej płynności poruszania się i sprawności Leona.
To wszakże dopiero czubek góry lodowej zmian. Po tej pozytywnej stronie na pewno trzeba wymienić takie dodatki, jak choćby możliwość zakradnięcia się i cichej eliminacji pojedynczego wroga. Nie burzy to balansu i nie zamienia RE4 w skradankę, ale ostrożnemu graczowi pozwala na zaoszczędzenie kilku cennych pestek, co w takiej grze jest niezłą nagrodą. Także wytrącające z równowagi ataki wręcz, czy finiszery nożami sprawiły, że walka stała się teraz zdecydowanie bardziej dynamiczna i angażująca. Przeciwnicy też wydają się być szybsi, bardziej zdecydowani i agresywni, choć z drugiej strony SI nie zawsze sobie radzi w zadowalający sposób. Zwłaszcza w przypadku bossów, o których więcej za chwilę. Bo będzie jednak mała pochwała, dotycząca zachowania sterowanej przez SI Ashley. Dziewczyna towarzyszyć nam będzie dość często i w przeciwieństwie do oryginału, teraz ogarnia swój ruch na tyle dobrze, że udaje się nawet czasami przebiec z nią między mobami bez wpadania w ich ręce po trzech sekundach.