Gwiezdne wojny: Anime
Po klęsce, jaką była dziewiąta część Sagi, Lucasfilm wciąż szuka odpowiedniej tożsamości dla swojej flagowej serii. Zdaje się, że receptą na sukces mają być aktorskie seriale rozgrywające się w różnych epokach, uzupełniane przez animowane produkcje, jak Parszywa zgraja. Ale studio w przeciwieństwie do Marvela, może pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa i wypuścić niekanoniczny, eksperymentalny tytuł, aby sprawdzić, w jak dalekie rejony mogą zapuścić się ze swoją marką i jak wiele mogą znieść, a może wybaczyć najwierniejsi fani uniwersum. Tak powstały Gwiezdne wojny: Wizje, czyli jeden z najciekawszych projektów ostatnich lat, który wyszedł spod kurateli Disneya.Gwiezdne wojny: Wizje to zbiór dziewięciu krótkometrażowych produkcji stworzonych przez japońskich mistrzów animacji. Choć wpływ japońskiej kultury, szczególnie samurajskiego kodeksu oraz walki na miecze był odczuwalny w filmach stworzonych przez George’a Lucasa, to nikt wcześniej nie odważył się, aby mocniej połączyć te inklinacje ze sobą. W serialu popuszczono wodze fantazji i nie tylko dodano elementy japońskiego folkloru do uniwersum Gwiezdnych wojen, ale w niektórych odcinkach żywcem przeniesiono ten świat do Kraju Kwitnącej Wiśni, nawet z czasów feudalnych. Dzięki czemu Wizje to produkcja, którą może pozazdrościć Star Warsom każda filmowa marka.
Do udziału w projekcie zaproszono zarówno większe, jak i mniejsze studia zajmujące się animacją. Nie brakuje tak znanych i utytułowanych wytwórni, jak Studio Colorido (A Whisker Away), Studio Trigger (Kill la Kill), Kinema Citrus (Made in Abyss), a nawet legendarnego Production I.G, działającego od 1987 roku. Każde studio przygotowało swoje własne odcinki, które są krótkimi, zamkniętymi historiami, stworzonymi w charakterystycznym stylu graficznym. W parze z indywidualną animacją idzie dostosowana do niej historia. I tak już pierwszy odcinek zatytułowany The Duel to prawdziwa perełka, która nie tylko zaskakuje rewelacyjną oprawą rodem z pierwszych, czarno-białych produkcji anime, ale również czerpaniem pełnymi garściami z dorobku Akiry Kurosawy. Prosta historia samotnego rycerza, który przeciwstawia się dominującym siłom Imperium w niewielkiej wiosce, to prawdziwy pokaz umiejętności nie tylko animatorów z Kamikaze Douga, ale również udowodnienie, że formuła Gwiezdnych wojen może zadziałać, nawet gdy umiejscowimy ją w epoce historycznej.The Duel to jednak miecz obusieczny niczym ten dzierżony przez Dartha Maula w Mrocznym widmie. Z jednej strony już pierwszy odcinek optymistycznie nastraja na cały sezon, nie pozwalając łatwo oderwać się od serialu, ale z drugiej już na samym wstępie otrzymujemy najlepszy odcinek, przez co kolejne mogą niektórych widzów rozczarować. Gdy drugi odcinek pt. Tatooine Rhapsody, może podobać się za sprawą interesujące, nieszablonowej w tym świecie historii, tak kolejny to typowy przedstawiciel gatunku mecha, w którym nie liczy się sens i logika, a jedynie ostra, bezpardonowa akcja z masą latających w tle elementów po licznych wybuchach.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!