Ekranizacje i serializacje marek znanych ze świata gier komputerowych przez wiele lat nie miały szczęścia. Jak to wygląda w przypadku Halo?
Serial Halo wyprodukowany został na potrzeby platformy Paramount+, chociaż powiedzmy sobie szczerze, najprawdopodobniej dofinansowany został przez inne zainteresowane strony (w końcu rozmaite dane mówią o koszcie produkcji od 90 do 200 milionów dolarów). Co wzięli twórcy na warsztat? Dali sobie trochę swobody, bo postanowili stworzyć prequel. Master Chief zwany okazjonalnie przez przyjaciół „Johnem-117” hasa po znanym wszechświecie starając się odeprzeć ataki Przymierza (ang. „Covenant”) z którym ludzkość toczy wojnę na wyniszczenie. W trakcie jednej z misji trafia na starożytny artefakt, a także ratuje Kwan Ha, córkę znanego rebelianta, któremu marzy się ogłoszenie niepodległości jednej z kolonii. Skutkiem nieprzewidywalnego zachowania jest przydzielenie mu „opiekunki” w postaci Cortany, znanej już skądinąd sztucznej inteligencji. Wracając jednak do artefaktu, to jest związany z tytułowymi „Halo” czyli starożytnymi kosmicznymi instalacjami, które mogą zniszczyć całe życie we wszechświecie blablabla, resztę znacie bo pewnie graliście w którąkolwiek część serii gier.
Z przykrością muszę stwierdzić, że wątek związany z Kwan Ha, jak i sama jej postać są po prostu mało ciekawe, a przez większość czasu wręcz irytujące. Jej obecność w serialu była zupełnie niepotrzebna, a planeta o którą walczy wydawała się jak wyjęta z innego uniwersum – orientalne klimaty przeplecione stylistyką przywodzącą na myśl Mos Eisley z Gwiezdnych Wojen. Do tego zupełnie bzdurna i niewnosząca nic walka z typowym złowrogim gubernatorem i szlachetny ruch oporu… Nie chcę zabrzmieć przesadnie złośliwie, ale aż mnie zbierało na nudności. Kiedy tylko Halo zaczynało mnie porywać, twórcy postanawiali poświęcić czas Kwan Ha. Ciągnęło się to prawie do końca, bo po świetnym szóstym odcinku przyszedł beznadziejny siódmy, na szczęście zamykający wątek tej nieszczęsnej postaci. Bogu dzięki że udało się nieco odbudować napięcie przed naprawdę porządnym finałem.
Co również bardzo dobrze w serialu się udało, to zaprezentowanie Spartan jako superwojowników, genetycznie zmodyfikowane, doskonale wyszkolone i wyposażone maszyny do zabijania, na czele których stoi legendarny Master Chief, którego wojownicy Przymierza nie bez powodu nazywają „demonem”. Wisienką na torcie były doskonałe wręcz sceny walki pod świątynią obcych, podczas których co jakiś czas obraz przesuwał się w perspektywę z oczu Johna, przy czym widoczny był także charakterystyczny HUD (zawierający nawet radar taktyczny), przypominający ten z ostatniej odsłony gier czyli Halo: Infinite. Nie muszę chyba dodawać, że zobaczyliśmy również wielu znanych przeciwników, kultowe bronie czy pojazdy?
GramTV przedstawia:
Robotę robi też ukazanie motywacji doktor Halsey, której marzy odkrycie prawdziwego potencjału ludzkości, osiągnięcie transcendencji, niezależnie od kosztów. Pozornie dba ona o dobro ludzkości, w rzeczywistości chodzi o własną ciekawość i ambicję. Jest jak zmiękczona wersja naukowców pracujących w obozach zakłady, którzy robili rzeczy niewyobrażalne tylko dlatego że mogli i chcieli dokąd prowadzą zakazane ścieżki. Na pewnej płaszczyźnie można z nią sympatyzować, chociaż tylko z uwagi na fakt, że cała historia serialu jest całkowicie fikcyjna, a uniwersum pełne tajemnic do odkrycia. Odrobina wyobraźni sprawia jednak, że szybko zrozumiemy dlaczego jej miejsce jest na ławie oskarżonych.
Wizualnie Halo jest moim zdaniem doskonałe: od naprawdę udanych scen walki z dobrze wyglądającym i nieprzesadzonym CGI, przez zaprezentowanie idyllicznej planety Reach, podróże międzyplanetarne, instalacje obcych i ich technologię, aż po poszczególne rasy Przymierza, które robią wrażenie swoim zróżnicowaniem, a także wiernością w odwzorowaniu. Wydają się być mniej groteskowi niż w grach, co akurat zaliczam na plus. Serialowe Halo świetnie wygląda, świetnie brzmi i przyjemnie spędza się przy nim czas, jeżeli lubicie produkcje łechczące Wasze poczucie estetyki.
Pierwszy sezon telewizyjnego Halo to przede wszystkim wielkie nierówności. Z jednej strony mamy naprawdę niezły wątek dotyczący doktor Halsey i przyzwoity (o dziwo!) wątek romantyczny, a z drugiej dosyć drętwy wątek odkrywania tajemnicy pochodzenia Spartan i absolutnie tragiczny wątek Kwan Ha, z której niepotrzebnie próbowano robić drugą główną bohaterkę serialu. Całość w górę ciągną bardzo dobre wykonanie, które sprawia, że mam ochotę na więcej. Niestety, na kontynuację poczekamy najprawdopodobniej aż do przełomu 2023 i 2024 roku.
6,2
Serialowe Halo nie zawodzi, chociaż całość ciągnie w dół zupełnie bezsensowny wątek Kwan-Ha i jej dziecinnej rebelii
Plusy
Wygląda i brzmi znakomicie
Czuć że Spartanie to prawdziwe kozaki i kozaczki
Niezły wątek romantyczny
Niezły wątek doktor Halsey
Świetne sceny akcji
Minusy
Koszmarny wątek Kwan Ha
Niekiedy serial wydaje się czerpać za dużo z innych trendów, a za mało z serii Halo
A jakim był cel zdjęcia hełmu Master Chiefa i dopisywanie mu jakiś absurdalny cech skretyniałego bojownika o dobro i sprawiedliwość?
Spar1988
Gramowicz
21/05/2022 21:38
Zagadam się, chyba wątek pod widownie ze wschodu, beznadziejny nic nie wnoszący. Reszta nawet miło mnie zaskoczyła, przyjemnie się ogląda gdy nuda dopadnie.