Sony połączyło siły z HBO, aby wspólnie stworzyć ekranizację jednej z najpopularniejszych growych serii. Oceniamy, jak bardzo jest to udana produkcja.
Nowa apokalipsa
Klątwa gier wideo odczarowana – z zachwytem informowali recenzenci, jeszcze przed premierą pierwszego odcinka The Last of Us. Ileż to już słyszeliśmy zapewnień od najróżniejszych twórców, że to właśnie im uda się stworzyć idealną adaptację gry, która wyznaczy kierunek dla następców na długie lata. Rzeczywistość okazywała się jednak inna, a w cieniu tych wszystkich marketingowych rewelacji, powstawały mniejsze tytuły, żeby tylko wymienić Arcane czy ostatnio Cyberpunk: Edgerunners, potrafiące uchwycić ducha growych uniwersów, rozszerzając je o zupełnie nowe historie i postacie. Dlatego sceptycznie podchodziłem do tych słów, że to właśnie The Last of Us jest najlepszą ekranizacją gier w historii, która nie ma sobie równych. Ale po obejrzeniu całego pierwszego sezonu z całą stanowczością podpisuję się pod tymi słowami.
Twórcy serialu mieli nieco bardziej ułatwione zadanie niż filmowcy biorący się za inne ekranizacje. The Last of Us to niezwykle plastyczna w swojej narracji gra, którą idealnie można przenieść na serialową konwencję. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę twórca gry, Neil Druckmann, który wspólnie ze scenarzystą Craigiem Mazinem przygotowali nie tyle adaptację, kopię, czy serialowy reboot gry, ale własną interpretację znanej historii, zachowując najistotniejsze elementy, nie bojąc się jednak ostrych cięć, które przeważnie pozytywnie wpłynęły na historię i bohaterów.
W The Last of Us jest zaskakująco dużo zmian względem oryginału. W pierwszym odcinku jeszcze tego tak nie widać, gdyż twórcy skupiają się na rozszerzaniu poszczególnych wątków z gry, pozwalając poznać bohaterów i wprowadzając widza, głownie tego niezaznajomionego z dziełem Naughty Dog, do właściwej historii. Podobnie jest w drugim, który niemal w całości przenosi sceny znane z gry, ale od trzeciego twórcy zaczynają podążać własnym torem, który jest równie ekscytujący, co zaskakujący. Raczej nikt się nie spodziewał, że prawie cały trzeci odcinek zostanie poświęcony Billowi i Frankowi, służący za intymny portret pary kochanków w nieprzyjaznym i niebezpiecznym świecie, w którym ludzkie relacje coraz szybciej zamieniają się w czysty pragmatyzm.
GramTV przedstawia:
Od tego momentu twórcy coraz mniej chętnie adaptują, a coraz częściej tworzą własną historię, opartą na grze. Główna oś fabularna została zachowana do samego końca i nie brakuje wielu ikonicznych scen z gier, ale Druckmann i Mazin nie bali się „skoków w bok”, aby rozszerzyć serialowy świat The Last of Us, czy też wielu pominięć i skrótów, które przysłużyły się tempu prowadzenia historii, jednocześnie zmniejszając liczbę scen akcji. To największa zmiana względem gry, w której Joel (Pedro Pascal) i Ellie (Bella Ramsey) nie muszą na każdym kroku obawiać się o swoje życie, mogąc często beztrosko podróżować po ruinach dawnej cywilizacji, zacieśniając więź między sobą.
Takich momentów w całym pierwszym sezonie jest zaskakująco wiele. Twórcy nie pominęli żadnego ważnego dialogu znanego z gry, dzięki czemu relacja dwójki głównych bohaterów jest bliźniaczo podobno. I bardzo dobrze, bo Naughty Dog stworzyło głębokie psychologicznie i wiarygodne postacie, których przemiana dokonuje się na tle całej podróży, będąc wynikiem mniej i bardziej przyjemnych wydarzeń, w których przyszło im uczestniczyć. Identycznie jest w serialu, choć ze znaczącymi fabularnymi rozszerzeniami, które jeszcze bardziej pogłębiają charakter Joela i jego motywację. Lepiej poznajemy również Ellie, zarówno jej przeszłość, jak i obawy dotyczące przyszłości.
Zmian się spodziewałem. Już było to widać po pierwszym odcinku gdzie sekwencje akcji z gry zostały zastąpione przez historie postaci co właśnie wyszło historii na dobrze.
A biorąc pod uwagę że większość gry to akcja to nie ma się co dziwić że spędzamy mniej czasu na długich sekwencjach akcji a więcej rozwijając postacie na których rozwinięcie w grze nie było czasu.
True. Nie chcę się tu wypowiadać nt. tych konkretnych zmian w fabule, bo nie grałem jeszcze, ale wydaje mi się, że dobra adaptacja gry to uświadomienie sobie "zmiany miejsca siedzenia" odbiorcy. Jako gracz z oczywistych względów dużo czasu spędzasz na akcji, przemieszczaniu się czyli w specyficzny sposób "uczestniczeniu". W serialu to się nie sprawdza, bo tu oś fabuły i jej odpowiednia "kompresja" jest ważniejsza.
Jednym słowem trzeba wyciągnąć mięsko, fabułę, klimat, kompleksowość ale temat jednak przekształcić do formy telewizyjnej.
dariuszp
Gramowicz
19/01/2023 10:00
Generalnie widać że z głową to zrobili.
Zmian się spodziewałem. Już było to widać po pierwszym odcinku gdzie sekwencje akcji z gry zostały zastąpione przez historie postaci co właśnie wyszło historii na dobrze.
A biorąc pod uwagę że większość gry to akcja to nie ma się co dziwić że spędzamy mniej czasu na długich sekwencjach akcji a więcej rozwijając postacie na których rozwinięcie w grze nie było czasu.
MisticGohan_MODED
Gramowicz
18/01/2023 22:35
Yarod napisał:
Ja nie grałem. Nie lubię się "pleyem", ale nadrobię w marcu na piecu. Mimo to pierwszy odcinek mnie kupił.