Recykling to słuszna idea. Pytanie czy również w grach. Jeśli jednak Bethesda tak mocno na to stawia, ja również dostosuję się.
Recykling to słuszna idea. Pytanie czy również w grach. Jeśli jednak Bethesda tak mocno na to stawia, ja również dostosuję się.
Ehhh, znowu ten Skyrim. 10 lat po premierze perspektywy na nowe The Elder Scrolls są bardzo mgliste, a Bethesda nie zwalania z recyklingiem swojego hitu z 2011 roku. Start nowej generacji okazał się okazją do ponownego wydania starej gry, tym razem jako Anniversary Edition. Nie jest to jednak remake na nowym silniku czy nawet porządny remaster. To wręcz port na nowe platformy, wykonany po linii najmniejszego oporu. Tak, aby jeszcze bardziej ułatwić kolejnym pokoleniom sięgnięcie po tę grę. Lista zmian nie powala więc na kolana. Anniversary Edition obsługuje mody (podobnie jak edycja na poprzednią generację), których łącznie jest 500 sztuk. Pojawia się też mechanika łowienia ryb, tryb Przetrwania, w którym musimy między innymi jeść i spać oraz nowe zdanie o nazwie Saints and Seducers. Do tego lekkie podbicie rozdzielczości, aby jako tako to wyglądało. Nie jest to więc nic szczególnie odkrywczego i diametralnie zmieniającego rozgrywkę. Całość zapakowana w pełną cenę (sic!) oraz dużo tańszy update dla właścicieli wersji na Xbox One/PlayStation 4. To tak na wypadek, aby ktoś chciał zapłacić za tę dodatkową zawartość.
Bethesda kolejny raz postawiła na recykling. Ten kotlet non stop jest odgrzewany. Nawet nowej panierki nikt nie daje. Uznałem więc, że sam frajerem nie będę i w takich okolicznościach nie będę tworzyć od nowa tego samego. 5 lat temu recenzowałem Special Edition i serio, od tego czasu nie wydarzyło się nic nowego. W związku z tym cała poniższa recenzja będzie recyklingiem poprzedniej. Skoro Bethesda może to i ja mogę.
Zacznijmy od grafiki. Jak wspomniałem, wielkich zmian względem oryginału nie ma.
Czasami przy okazji remasterów używa się porównania do odgrzewania starego kotleta z nową panierką. Skyrim taki nie jest. O nie, jest znacznie gorzej. Piąta część serii The Elder Scrolls to jak facet, który od dziesięciu lat nie zmieniał garderoby. Popsikał się właśnie reklamowanymi w telewizji perfumami i wyszedł na miasto zaszaleć. Problem w tym, że jego wygląd nadal jest opóźniony o 10 lat. Świat się zmienił, a on myśli że ciągle jest wspaniały. Nie, dawna świetność przeminęła kilka lat temu.
Po Skyrimie widać to na kilku poziomach. Przede wszystkim Bethesda nie zdecydowała się na żadne konkretne korekty. Oczywiście w oficjalnych komunikatach dewelopera znajdziemy informacje o szeregu zmian w grafice, chociażby wolumetrycznym oświetleniu. Ładnie to brzmi, ale świnia z makijażem nadal pozostaje świnią. Skyrimowi, który pięć lat temu wcale nie grzeszył wspaniałą oprawą wizualną, potrzeba zdecydowanie więcej usprawnień. W 2016 roku standardy są znacznie wyższe i dzisiaj grze brakuje bardzo wiele. Na rynku jest sporo remasterów, które wprowadzają znaczące ulepszenia wizualne, chociażby Halo, Gears of War czy ostatnio recenzowane przez Adama Modern Warfare. Skyrim tego nie ma, przez co wygląda bardzo słabo.
Na pomoc przychodzą mody. Część z nich dodaje nowe zadania czy drobne funkcjonalności, a inne poprawiają grafikę. Tutaj również nie mam dużo więcej do dodania. Część modów faktycznie mocno poprawia oprawę wizualną, ale to nadal daleka droga do obecnych standardów. Warto też przypomnieć, że ich instalacja blokuje osiągnięcia i trofea. To w miarę zrozumiała zagrywka, bo szybko pojawiły by się takie modyfikacje, które dają calaka w sekundę (jest kilka takich gier, nawet dostępnych w PC-towym Game Passie). Mimo wszystko troszkę szkoda, że nie da się odpalić moda poprawiającego grafikę i jednocześnie cieszyć się wszystkimi opcjami.
Mnie szczególnie zainteresowały te mody, które poprawiają wygląd Skyrima. Na wielkie szaleństwo nie ma jednak co liczyć. Jedna modyfikacja poprawia wodę, kilka innych dodaje drogowskazy czy zwiększa ilość roślinności w miastach. Na pochwałę na pewno zasługuje szybkość z jaką instalowane są mody. Przeglądając listę wystarczy raz kliknąć, aby plik zaczął się pobierać i od razu działał w grze. Nie zauważyłem również, aby po zainstalowaniu kilku modyfikacji gra działała wolniej. Niestety trudno liczyć na mody, które w znaczący sposób poprawią wygląd gry. To raczej atrakcja dla tych, którzy najmocniej wciągną się w rozgrywkę i będą potrzebować jeszcze więcej zawartości.
Największy problem Skyrima w 2021 roku to jednak nie grafika, a cała reszta. Od 2011 roku świat poszedł mocno do przodu, głównie za sprawą Wiedźmina 3. Widać po grze Bethesdy.
Dzisiaj zastanawiając się nad kupnem odświeżonego Skyrima należy przede wszystkim zadać sobie pytanie czy ta gra nadal daje tyle przyjemności co w 2011 roku. Przede wszystkim słowo "odświeżony" jest użyte bardzo na wyrost. Bethesda nie zdecydowała się na wiele i za to teraz zbiera cięgi. Ich produkcja to w czasach Wiedźmina 3 straszny przeżytek. Pod absolutnie każdym względem gra CD Projektu RED jest o minimum klasę lepsza. Kupowanie Skyrima nie znając jeszcze Dzikiego Gonu to wręcz zbrodnia przeciwko całej branży elektronicznej rozrywki. Tytuł Bethedsy jest znacznie słabiej skonstruowany, kuleje na polu fabuły i narracji, ma strasznie chaotyczną walkę i całe zero ciekawych postaci. Rozwalenie smoka może się podobać, ale to jednak troszkę mało.
Nie da się jednak ukryć, że Skyrim ma w sobie sporo uroku, który pozostał mu do teraz. Mimo licznych wad trudno znaleźć inną tego typu produkcję – RPG mocno nastawione na eksplorację, mnóstwo zadań i dziesiątki godzin podbijania świata fantasy. Jeśli przymknie się oko na część spraw, da się w tym znaleźć sporo przyjemności.
Kilka lat temu bardzo dobrze bawiłem się ze Skyrimem i nie będę tego ukrywać. To nadal ciekawa produkcja, która potrafi wciągnąć. Widać jednak po niej, że przez ostatnie 5 lat świat poszedł strasznie do przodu. Jeśli ktoś nadal uważa, że branża się nie rozwija i nie podnosi poprzeczki polecam rzucić okiem na Skyrima. To jest produkcja, która pokazuje że jest wręcz przeciwnie. Jeśli jednak ktoś będzie w stanie przymknąć na to oko, możliwe że wciągnie się w rozgrywkę. Bethesdzie wiele można zarzucić, ale nie tego że nie da się wsiąknąć w ich światy, bez względu na to jak bardzo są one kulawe. Jest jednak jedno ale – najpierw przejdź inne RPG-i, bo one są po prostu lepsze.
Bethesda dużo nie inwestuje, ale ciągle podtrzymuje zainteresowanie Skyrimem. Mimo to kolejne pokolenia graczy mają okazję do sprawdzenia tej gry. Jeśli ktoś kiedyś w nią grał i doszedł do końca, teraz nie ma już specjalnie czego szukać. Nowi gracze jeszcze jednak znajdą coś ciekawe dla siebie. Większa w tym jednak zasługa nie liftingu wykonanego przez dewelopera, ale ciągłego braku innych, tego typu RPG-ów.