Pierwsza gra studia Steel City Interactive i od razu skok na głęboką wodę – Undisputed powinno zadowolić fanów EA Sports Fight Night, ale chciałoby się zdecydowanie więcej…
Od premiery ostatniej gry bokserskiej z serii Fight Night od Electronic Arts minęło jakieś 14 lat, a i sam boks jako sport w ostatnich latach można mieć wrażenie trochę podupadł na popularności patrząc na potężny rozwój mieszanych sztuk walki. Co prawda nadal wielkie starcia o pasy największych federacji profesjonalnego boksu przyciągają na areny i przed telewizory tłumy, a takie wariacje jak amatorskie zawody celebrytów czy nawet szachoboks interesują zupełnie innego widza, ale no nie ma co się oszukiwać – bywały lepsze czasy dla tego sportu.
Być może właśnie dlatego przez ten cały czas mało kto był zainteresowany tworzeniem kolejnej gry sportowej opartej na tej dyscyplinie… do czasu. Otóż w pewnym momencie ekipa Steel City Interactive stworzyło we wczesnym dostępie tytuł o nazwie eSports Boxing Club. Skala miała być ogromna jak na wielki powrót przystało.
Po długim czasie oczekiwania oraz po zmianie tytułu na Undisputed doczekaliśmy się i… trzeba przyznać, że jak na pierwszy projekt Brytyjczyków jest lepiej niż można było się spodziewać. Nie wszystko co prawda zagrało chyba tak, jak tego oczekiwano, ale fani wirtualnego boksu powinni być zadowoleni.
Tu na razie jest ściernisko… ale będzie San Francisco
Pamiętacie te wszystkie memy o tym, jak jeden uczeń chciał od drugiego spisać pracę domową, a ten odpowiada mu, że „dobra, ale zrób tak, aby facetka się nie kapnęła?”. Trochę podobnie jest w przypadku Undisputed, które, nie ma co się oszukiwać, mocno korzysta z tego, co już wypracowała seria UFC przez ostatnie lata na kilku różnych frontach. Co prawda rdzeń rozgrywki nadal pozostaje bardzo podobny jak w Fight Night, ale koniec końców to właśnie gracze mający spore doświadczenie w tej pierwszej serii od EA Sports bardzo łatwo odnajdą się w nowym środowisku.
Czy jest to coś złego? Ani trochę, ponieważ jeśli by tak kontynuować drugą część tej opowieści o uczniach w szkole, to ten pierwszy dostał szóstkę, a ten drugi taką uczciwą piątkę z dwoma minusami.
Biorąc pod uwagę fakt, że zasadniczo tryb kariery to prosty i efektywny sposób na wieczorne posiadówki z prowadzeniem wybranego przez nas zawodnika (stworzonego przez nas lub też wybranego z rosteru) od początków kariery amatorskiej po przejście na pełny profesjonalizm. Zadaniem naszym jest zdobycie pasów w czterech federacjach – WBO, IBF, WBA oraz SCI (federacja twórców gry) i doprowadzić do statusu Undisputed. Jest to o tyle inne od walki o status najlepszego zawodnika w historii UFC, że tutaj walczymy głównie na poziomie wybranej przez nas kategorii wagowej. Każda walka bowiem to szansa na poprawienie rankingu w poszczególnych federacjach i w zależności od naszych wyborów te skoki mogą być różne. Może się bowiem okazać, że dany zawodnik jest wyżej notowany w rankingu IBF, ale będzie niżej niż my w kategorii WBO i nie zyskamy na tym za wiele.
Podobnie jest w przypadku wyborów zawodników, z którymi będziemy walczyli w kolejnych naszych pojedynkach. Sam fakt, że dostaniemy dość duże pieniądze za walkę nie oznacza, że przełoży się to na rozpoznawalność czy też miejsca rankingowe. Z drugiej strony natomiast niska gaża może wynikać z podstawowych założeń negocjacyjnych… a to oznacza, ze możemy spróbować w jakimś stopniu wpłynąć na to ile zarobimy, jak długi będzie okres przygotowawczy i czy w ramach kontraktu będzie gwarantowany rewanż.
Mimo wszystko jednak mam wrażenie, że nie zawsze gra sama w sobie nie zawsze bierze pod uwagę wszystkie okoliczności, które mają miejsce w przypadku danych kontraktów np. to, że aktualnie mamy czyste konto jeśli chodzi o przegrane, a przeciwnik, mimo kilku miejsc rankingowych wyżej może mieć ujemny bilans starć. Czasami również zawodnicy bardzo łatwo godzą się na pewne warunki głównie w przypadku, gdy już z kimś walczyliśmy – przykładowo ktoś może być tak mocno poszkodowany, że jego kandydatura będzie się pojawiała często, a gaża będzie rosła z każdym kolejną walką. Szkoda, bo przydałoby się tutaj coś na zasadzie rywalizacji oraz motywu odbudowywania swojego rekordu po przegranych.
Inną kwestią jest fakt licencji na zawodników, z którymi przychodzi się nam mierzyć w Undisputed. O ile można byłoby powiedzieć z daleka, że źle nie jest, to mam wrażenie, iż trochę za mało jest tutaj pięściarzy mocno działających na wspomnienia fanów boksu.
I żebyśmy zrozumieli się dobrze – fajnie, że ponownie widzimy Muhammada Ali, Joe Frasiera czy Roya Jonesa Jra, a z nowych zawodników główną rolę okładkową odgrywa Canelo Alvarez i nadal widzimy wysoko Tysona Furiego czy Oleksandra Usyka. Rozumiem również dobrze zawiłości licencyjne, bo jednak co innego UFC, a co innego federacje bokserskie działające na zupełnie innych zasadach. Nie zmienia to jednak tego, że z zapowiadanych dawno temu nazwisk nie tylko aktywnych zawodników, ale również legend została garstka tych najgłośniejszych czołowych nazwisk, a fakt, iż Muhhammad Ali jest w topce rankingów w 2035 roku (biorąc pod uwagę tryb kariery) zbija lekko z pantałyku. Nadal jednak z pewną nadzieją patrzę na to, jak ewentualnie rozwinie się sytuacja z dodatkami, bo jednak brak “KlitschKO Show” w Undisputed jest dość duży.
Na treningach nie ma lekko – trzeba być cały czas w formie!
Najciekawszym jednak elementem, który można rozpatrywać dwojako na plus i minus jest fakt treningów oraz wyboru osób do sztabu trenerskiego. Czy jest łatwo? Nie, bo jednak rozpoczęcie kariery profesjonalnego boksera, niczym w filmie „Rocky” , łatwe nie jest. Trzeba się liczyć z pieniędzmi, aby nie przeszarżować, bo mimo profitów w postaci dobrego miejsca treningowego oraz sztabu specjalistów kasa szybko znika. Trochę jak w prawdziwym życiu.
Dlatego te pierwsze walki po wyjściu z okresu amatorskiego zawsze będą wypadały z przygotowaniami na pół gwizdka. Jeśli dodamy do tego fakt, iż w międzyczasie czekają na kolejne propozycje walk również musimy dbać o trzymanie odpowiedniej wagi czy też przygotowania do walki. Im lepiej to rozegramy, tym łatwiej będzie w trakcie obozów przygotowawczych, a to również oznacza, że to zmęczenie po tym czasie będzie o wiele mniejsze. Najważniejsze jest jednak to, że z czasem całość wykonuje się trochę automatycznie, a fakt iż nie musimy (tak jak chociażby w UFC) brać czynnego udziału w jednostkach treningowych do zmaksymalizowania efektów sprawia, że skupiamy się głównie na walkach.
GramTV przedstawia:
Te z kolei potrafią być wymagające nawet, jeśli przeciwnik zasadniczo wydaje się słabszy na papierze. Sytuacje, w których z wygranej pozycji oraz ostatniej prostej do nokautu przechodzi wszystko w odwrotną stronę i to my musimy się bronić. Dodatkowo nawet po ewentualnym wylądowaniu na deski i próbie kontynuowania pojedynku przeciwnik może nadal być pod wpływem adrenaliny redukującej efekt zmęczenia… i znowu łatwo możemy dostać kilka prostych bez większego problemu.
Dlatego też warto poświęcić kilka chwil na samouczek oraz naukę podstaw ataku i obrony, bo o ile całość sterowania jest dość przystępna, to bardzo łatwo jest się zapomnieć. Nawet, jeśli w przerwach między rundami nasi trenerzy podpowiadają nam co poszło dobrze, co poszło źle i jakie są słabe strony przeciwnika.
Graficznie jest dobrze, ale dźwiękowo trochę… brakuje klimatu?
Tak naprawdę największym plusem gier z serii Fight Night był fakt, że graficznie i dźwiękowo miały one dość niepowtarzalny klimat. Tutaj całość sprawia wrażenie niesamowicie sterylnego otoczenia, choć trzeba zaznaczyć jedno – dobrze rozegrano motyw ewentualnych rozcięć oraz opuchlizn w trakcie starć, ponieważ wizualnie oraz pod względem statystyk całkiem dobrze się to wszystko przekłada w starciach.
Szkoda również, że zabrakło tutaj większej liczby aren, w których toczą się największe pojedynki mistrzowskie i nie tylko. Nie mniej jednak znowu prawdopodobnie twórców mogły przycisnąć do narożnika tematy licencyjne, ponieważ jednak czego by nie mówić – takie Electronic Arts z łatwością może sobie pozwolić na pojawienie się w grze Madison Square Garden.
Dźwiękowo natomiast o ile muzyka hip-hopowa nie jest moją domeną, to jednak całkiem dobrze wpisuje się w bokserski klimat. Z kolei być może pod względem komentarza byłoby super usłyszeć nieco więcej wstawek, podobnie jak okrzyki z narożnika poza stęknięciami oraz kibicami. Podsumowując jest jeszcze nad czym popracować.
To dobry powrót do bokserskich gier, choć nie bez problemów
Zdaję sobie sprawę z tego, że ocena dla wielu z was może być lekko zawyżona i przyznaję się bez bicia (pun intended), że trochę w tym przypadku tak jest. Już tłumaczę dlaczego.
Z jednej strony głównym powodem tego stanu rzeczy jest fakt, że po raz pierwszy od wielu lat ktoś postanowił zrobić grę bokserską – już samo to z mojego punktu widzenia zasługuje na oczko w górę, bo temat jest w dzisiejszych czasach dość niszowy, a i zrobienie całkiem przyzwoitej gry w tych klimatach nie jest wcale takim łatwym zadaniem. Z drugiej natomiast jeśli brać pod uwagę dorobek Steel City Interactive, a właściwie jego brak, to można powiedzieć, że jak na pierwszą grę w ogóle to jest ona więcej niż dobrą, rzemieślniczą robotą. Co prawda trochę „inspirowaną” głównie serią UFC, ale nie można odmówić im tego, że jak już czerpać wiedzę, to od najlepszych.
Jest to projekt, nad którym warto będzie popracować w przyszłości po to, aby ewentualna kolejna odsłona była lepsza od poprzedniczki. Bo takie rzeczy jak chociażby lepiej odwzorowane poruszanie się zawodników, lepiej rozegrany system treningów czy negocjacji oraz licencje na kolejnych, kultowych pięściarzy (których brak zdecydowanie boli) sprawią, że do tej legendy serii Fight Night będzie zdecydowanie bliżej. Nie mniej jednak jak na pierwszy tego typu projekt trzeba powiedzieć sobie jasno – jest o wiele lepiej niż można sobie byłoby to wyobrazić.
Nie zmienia to jednak tego, że sama gra pozwala się wciągnąć na dziesiątki godzin jeśli tylko weźmiemy pod uwagę tryb kariery. Dorzucając do tego ewentualny tryb multiplayer czy też zabawę w starcia jeden na jednego, to ten powrót do starych, dobrych czasów może być dla niektórych fanów gier bokserskich bardziej niż interesujący. A to już jest dobry znak, ponieważ pierwsze wrażenie po włączeniu Undisputed może być takie, iż jest to liga amatorska bez większych aspiracji na pełen profesjonalizm. Ostatecznie jednak wypada to tak, że po pierwszych kilku starciach rozgrzewkowych zawodnik już przeszedł na profesjonalizm i jest potencjał na to, że zajdzie dość daleko w swojej karierze.
Dlatego też mimo, iż konkurencji w temacie nie ma praktycznie żadnej, to i tak po Undisputed sięgnąć warto. Nie tylko po to, aby się cofnąć o te kilkanaście lat wstecz.
8,0
Mogło być lepiej, ale jak na pierwszą grę i to bokserską jest lepiej niż można było przypuszczać!
Plusy
Pierwsza od lat gra bokserska!
Przy okazji jak na debiut w branży gier studia Steel City Interactive wypada całkiem przyzwoita.
Potrafi wciągnąć jak bagno na dobrych kilka godzin dzięki prostej, ale efektywnej karierze.
System walki jest łatwy do przyswojenia, ale wymaga czegoś więcej niż szybkiego naciskania przycisków.
Porządny roster pięściarzy, w którym znajdziemy dzisiejsze gwiazdy oraz legendy...
Minusy
... ale jednak brak wielu mocnych nazwisk oraz legendarnych aren rzuca się w oczy.
Jednak ta inspiracja serią UFC jest widoczna momentami aż za bardzo.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!