Recenzja Unknown 9: Awakening - Nie namówicie mnie na kolejną podróż do Indii

Mateusz Mucharzewski
2024/10/17 16:00
5
0

Mimo kilku niezłych pomysłów w czasie grania w Unknown 9 nie opuszczało mnie wrażenie, że twórcy tej gry nie lubią graczy.

Recenzja Unknown 9: Awakening - Nie namówicie mnie na kolejną podróż do Indii

Rynek action adventure jest tak płytki i pozbawiony większej konkurencji, że każda tego typu gra wzbudza moje zainteresowanie. Zwłaszcza jak jej kampania marketingowa zaczyna się od niezwykle efektownego CGI. Niestety później Unknown 9 na długo zapadło się pod ziemię. Pierwsze, tegoroczne pokazy rozgrywki niestety mocno mnie wyleczyły z ekscytacji tym projektem. Było widać, że to w najlepszym wypadku średniobudżetowy produkt. Mimo wszystko nie sądziłem, że czeka mnie aż tak smutna wyprawa do Indii.

Unknown 9 przenosi nas na Półwysep Indyjski początku XX wieku, gdzie poznajemy dwójkę bohaterek wyposażonych w mityczne moce. O nich nieco więcej w kolejnych akapitach. Niestety wiele więcej z historii zdradzać nie będę, bo nie ma takiej potrzeby. Fabuła jest maksymalnie oklepana - jest wielki zły, który chce zdobyć magiczne moce, są pradawni bogowie i wątek zemsty. Nie zapominajmy też o przypadkowo poznanej grupie osób, z którymi protagonistka ruszy w podróż, której celem będzie powstrzymanie przeciwnika, któremu służy jakiś tajemniczy kult czy organizacja. W sumie kogo by to obchodziło skoro zainteresowanie historią w Unknown 9 można stracić w mgnieniu oka. Po części to efekt do bólu schematycznej budowy opowieści, ale też absolutnie fatalnej reżyserii. Nie zapominajmy też o nieskalanych emocjami twarzach postaci, które na tle współczesnych realiów wyglądają pokracznie. To wszystko mimo że główną rolę gra Anya Chalotra, a więc Yennefer z netflixowego Wiedźmina.

Niestety nie tylko historia od samego początku wzbudza głównie negatywne emocje. To samo można powiedzieć o walce. Już w pierwszym pojedynku przekonałem się jaki poziom prezentuje Unknown 9. Wszystko jest tam dosyć pokraczne i mało responsywne. Przeciwnicy po śmierci nie mają też sensownej animacje. Wygląda jakby ich ciała odskakiwały na boki i padały w kompletnie losowy sposób, niczym postacie w Human Fall Flat, a nie porządnym action adventure. Do tego grafika również nie prezentuje się zbyt ciekawie. Więcej owijać w bawełnę nie będę. Pierwsze wrażenie było bardzo słabe. Do tego stopnia, że zacząłem się zastanawiać dlaczego wpakowałem się w tę recenzję.

Gwiezdne Wojny w Indii

Uspokajam jednak - później jest nieco lepiej. Silną stroną Unknown 9 są moce głównej bohaterki, których komplet odblokujemy relatywnie szybko. Można więc odpychać i przyciągać wrogów (jak w Gwiezdnych Wojnach) oraz wchodzić do ich podświadomości. Pozwala to przejąć na chwilę kontrolę nad nimi. Czas wtedy zatrzymuje się, co pozwala nam wykonać jakiś ruch. To bardzo fajna mechanika, bo pod koniec możemy zrobić to z trzema wrogami z rzędu. Możliwe jest więc ustawienie wszystkich tak, że wykonają reakcję łańcuchową ciosów, zabijając sami siebie. Wygląda to efektownie i daje sporo frajdy. Można z tego korzystać także w trakcie skradania. Praktycznie każdy kill room zbudowany jest tak, aby możliwe było wyeliminowanie wszystkich po cichu. Można zachodzić ich od tyłu, ale skuteczniejsze bywa przejęcie kontroli nad kolejnymi przeciwnikami i zaprowadzenie ich w jakieś niewidoczne miejsce, gdzie spokojnie da się ich wykończyć. To serio daje ogromną frajdę i bez wątpienia stanowi największy atut Unknown 9.

Mechaniki związane z mocami ratują grę, której większa część stanowi walka. Scenek przerywnikowych i sekcji zręcznościowych jest stosunkowo mało. Główna część rozgrywki to jednak kolejne pomieszczenia pełne wrogów do pokonania. Oczywiście nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo na dłuższą metę nieco męczy. Przykładowo etap w mieście jest tylko jeden i to na początku gry. Później chodzimy po pustyni, dżungli czy pradawnych ruinach, ewentualnie starej posiadłości. Niewiele w tym różnorodności. Inna sprawa, że gra jest dosyć długa i momentami zbyt się ciągnie. W wielu miejscach przeciwników mogłoby być mniej lub po pokonaniu wszystkich twórcy mogli sobie odpuścić dodatkową falę. Zabawa mocami jest więc całkiem fajna, ale też ta “fajność” jest w zdecydowanie zbyt dużej dawce, powodując w pewnym momencie mocne uczucie znużenia.

GramTV przedstawia:

Problemu by jednak nie było gdyby nie kilka błędów designerskich. Niektóre są wręcz trudne do wytłumaczenia. To tak jakby twórcy nie przeprowadzili ani jednej sesji zewnętrznych testów lub wręcz chcieli zrobić graczom na złość. Oczywiście raczej nie takie były ich intencje, ale ciężko mi ukryć to jakie miałem odczucia. Przesadnie rozciągnięta kampania i niekończące się serie kill roomów to jedno. Inna sprawa to poziom trudności. Przedostatni boss tak mnie irytował, że myślałem o zrezygnowaniu z dalszej gry. Finałowy już mnie pokonał (fatalna walka). Męczących było też kilka zwykłych plansz. Najczęściej wynika to z absolutnego braku umiaru w umieszczaniu w okolicy przeciwników. Jeśli zdarzyło się, że ktoś nas zauważył, przyjemność z gry drastycznie spadała. Mocami można się pobawić, ale najlepiej na spokojnie - ukrywając się lub mają przed sobą kilku wrogów. Najczęściej było ich wielu i to w dodatku z szerokim zakresem bardzo bolesnych ataków oraz długim paskiem zdrowia.

Sam system walki nie jest w tej grze wybitny. Bohaterka nie ma żadnej broni i atakuje pięścią. Niestety przeciwnicy przyjmują na siebie zbyt wiele ciosów oraz szybko potrafią blokować uderzenia. Często więc walka na małej przestrzeni z wieloma wrogami robi się bardzo męczące. Gdyby było ich mniej byłoby znacznie ciekawiej, chociażby ze względu na większe możliwości zabawy mocami. Do tego czasami pojawiają się wręcz absurdalne momenty. Przykładowo raz na jakiś czas na naszej drodze stoi bardzo mocno opancerzony żołnierz z karabinem maszynowym, który zadaje ogromne obrażenia. Walka z nim nie ma nic wspólnego z przyjemnością. Zrozumiałbym jakby pojawił się raz jako boss, a nie co rozdział (od mniej więcej połowy gry). Takich kwiatków jest w Unknown 9 sporo. To wszystko sprawia, że im dłużej grałem tym częściej się irytowałem.

Brak pieniędzy nie tłumaczy wszystkiego

Dlatego właśnie napisałem, że mam wrażenie jakby twórcy nie lubili graczy. To, że zrobili mało wyrafinowaną grę to jedno. Mówi się trudno, najwidoczniej nie mieli budżetu na wiele rzeczy. Nie chcę ich na siłę tłumaczyć, bo wiele scen w Unknown 9 była wręcz komiczna (tak, kilka razy wybuchłem śmiechem, z zażenowania oczywiście). Mimo wszystko piękna grafika, motion capture i różnorodne oraz pełne szczegółów lokacje wymagają czasu i pieniędzy. Tego deweloper na pewno nie miał w nadmiarze. Nie tłumaczy to jednak wielu kuriozalnych decyzji designerskich. Przed premierą w tę grę powinien zagrać jakiś designer niezwiązany wcześniej z produkcją, który wskazałby gdzie przeciwników jest za dużo, a poziom trudności robi się męczący. To nie jest zimowa wyprawa na K2, a coś czego powinniśmy oczekiwać od każdego dewelopera. Samemu można pewnych rzeczy nie dostrzec, ale od tego właśnie są testy i sprawdzanie jak gracze reagują na grę.

Tego mi właśnie zabrakło. Umiaru, testów i odrobiny rozsądku. Unknown 9 ma bardzo fajne moce, którymi momentami można się pobawić ze sporą przyjemnością. Od jakiegoś momentu wszystko jednak psuje bardzo słaby level design. Twórcy jakby zapomnieli, że trudne pojedynki mają sens przede wszystkim wtedy, kiedy system walki jest dopracowany na najwyższym poziomie. W Unknown 9 nawet regeneracja zdrowia jest umieszczona w takim miejscu na padzie, że w otoczeniu ciężkozbrojnych przeciwników ciężko z niej skorzystać. Wiecie jednak co jest w tym najgorsze? To, że w czasie zabawy nie można zmienić poziomu trudności. Jeśli więc tak jak ja dojdziecie prawie do końca i zaczniecie się mocno irytować, jedyne co pozostanie to kontynuowanie męczarni lub rozpoczęcie od nowa. To już są szkolne błędy game designu. W szczególności, że w opisie na początku gry poziom średni był opisany jako niewielkie wyzwanie.

Nie, nie warto

Na koniec zostawiłem jeszcze jeden istotny fakt na temat Unknown 9. To nie jest oczywiście gra AAA. Nie jest to też półka niżej, czyli AA. To coś jeszcze skromniejszego, nawet jeśli proces produkcji trwał stosunkowo długo (pierwsza zapowiedź miała miejsce 4 lata temu). Zapomnijcie więc o czymś chociaż w minimalnym stopniu w okolicach The Last of Us lub Alan Wake 2. Jeśli więc macie ochotę na action adventure, dużo lepszym rozwiązaniem będzie tegoroczne Alone in the Dark. Nie jest to wybitna produkcja, ale gra się przyjemnie (może oprócz przesadzonej finałowej walki). Idealnym wyborem powinno być jednak wspaniałe Banishers: Ghosts of New Eden. Pod kątem rozgrywki to produkt zbliżony do Unknown 9: Awakening, ale wykonany na nieporównywalnie wyższym poziomie. Bohatera tej recenzji lepiej odpuście.

5,5
Główna bohaterka wyciągnięta z netflixowego Wiedźmina. Niestety jakość wzięła ze sobą.
Plusy
  • Zabawa mocami daje sporo frajdy
  • Skradanie jest całkiem sympatyczne
Minusy
  • Brzydka oprawa wizualna i paskudne twarze postaci
  • Nudna i schematyczna historia
  • Wiele scen jest wręcz komicznych
  • Źle wyważony poziom trudności…
  • ....i brak możliwości jego zmiany w czasie gry
  • Przeciągnięta kampania
Komentarze
5
Kresegoth
Gramowicz
Dzisiaj 22:44
Hithaeglir napisał:

To i tak nic w porównaniu do Blade Runner 2049 :D

Współczuję, jak będzie nadganiał Warhammera 40000...

Hithaeglir
Gramowicz
Dzisiaj 22:21
Muradin_07 napisał:

Poczekaj aż zobaczysz Fallout 76... 

To i tak nic w porównaniu do Blade Runner 2049 :D

dariuszp napisał:

To jakaś znana seria? Widzę 9 a nie grałem w 1-8 ;-)

Poczekaj aż zobaczysz Fallout 76... 




Trwa Wczytywanie