Głód.
Jestem na głodzie.
Mroczna rzeczywistość 41 tysiąclecia już dawno nie widziała czegoś tak bliskiego świetności
Jestem na głodzie.
Jestem na takim poziomie tego głodu, że przyjaciele się śmieją jak gram w Fallouta: New Vegas czy jakąkolwiek inną grę z bronią palną, bo gram w nie, jakbym grał w Quake’a. Głód jaki odczuwam to głód dynamicznych strzelanek, szczególnie tych retro. To nie jest coś nabytego przez to w co grano w moim domu, nikt u mnie nie grał w Wolfensteina czy inne klasyki, ale po prostu tak jest – z jakiegoś powodu gram w każdego shootera w ten sposób.
Potrzebuję tego konkretnego typu dopaminy, jaką daje ciągły ruch, nawet w wirtualnej przestrzeni. To uczucie gdy jesteśmy w napięciu, bez chwili na postój bo sytuacja jest tak rozwojowa, że gdy tylko stanę na ten króciutki moment – wszystko, cała dynamika się diametralnie, nieodwracalnie zmienia.
W przypadku wielu gier, tych nowszych zwłaszcza – to jestem częściowo wykluczony, mój sprzęt do najmocniejszych nie należy. Powiem więcej, jest po prostu słaby, ale się pracuje z tym co się ma. Ale przez to jestem ograniczony jak chodzi o opcje, a głód cały czas rośnie i byłoby fajnie, gdyby dałoby się go w jakiś sposób zaspokoić.
Potrzebuję dynamicznego shootera i jeszcze żeby był gotowy pójść na słabszym sprzęcie. Jak tak w sumie już zamawiam, to czy mogę poprosić by był osadzony w ciekawym settingu i miał klimat.
I tu na scenę wchodzi Warhammer 40,000: Boltgun.
We wstępie zapomniałem wspomnieć, że kocham uniwersum Warhammera 40,000. Uwielbiam ten świat całym swoim sercem, kolekcjonuję modele, czytam książki i czasem nawet gram w gry. Gdy da mi się szansę, godzinami mogę nawijać o tej mojej pasji i tak nie skończę, musiałbym fizycznie stracić głos.
Dlatego z czystym sumieniem (bo bym oszukiwał również i siebie) mogę powiedzieć, że Boltgun jest absolutnie grą dla fanów uniwersum i to na dodatek jedną z najlepszych jakie wyszły kiedykolwiek - co w sumie nie jest trudne, bo Games Workshop regularnie sprzedaje licencję do swoich marek studiom, które są pozbawione albo umiejętności, albo pasji (a często nawet obu). Można to zauważyć po ilości gier mobilnych-gniotów, jakie wyszły spod szyldu Warhammera.
Auroch Digital miało umiejętności by stworzyć bardzo solidną grę, ale na dodatek miało pasję do samego uniwersum, co bardzo widać.
Klimat w Boltgunie jest tak gęsty, że można go ciąć nożem (albo bardziej adekwatnie - mieczem łańcuchowym, bo wiecie, w Warhammerze są miecze łańcuchowe). Od rzeczy drobnych, jak łuski z boltera, które brzęczą pod stopami naszego protagonisty, po rzeczy naprawdę gigantyczne jak sięgające niebios neogotyckie pinakle zwieńczające katedry planety-kuźni Gaia.
Deweloperzy zaprzysięgli do owego klimatotwórstwa wszystkie dostępne im środki.
Potężną robotę robi tu dźwięk, jest to najpewniej jedna z najmocniejszych stron tej gry. Pomimo tego, że poruszamy się po zpikselowanych przestrzeniach, to gdyby tak zamknąć oczy, nawet na chwilę - świat Warhammera chyba nie brzmiał jeszcze tak prawdziwie.