Drugi sezon wielkiego hitu HBO dobiegł końca. Oceniamy, czy był równie ekscytujący, jak pierwsza seria. Uważajcie na spoilery!
Władcy smoków
Pierwszy sezon Rodu smoka zaprezentował na tyle wysoką jakość, że świat Westeros ponownie odżył, czego ta seria nie przeżywała co najmniej od szóstego sezonu Gry o Tron. Produkcja HBO zdeklasowała konkurencje na niemal wszystkich frontach, ale nawet wśród seriali spoza gatunku fantasy, mogła bez przeszkód rywalizować o miano jednej z najlepszych obecnie emitowanych produkcji. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec drugiego sezonu były jeszcze wyższe, tym bardziej że w końcu mieliśmy zobaczyć bitwę między Czarnymi a Zielonymi z udziałem majestatycznych smoków. Nic jednak nie mogło przygotować fanów na tak duży spadek formy, lania wody i niepotrzebnych nikomu wątków, które jedynie irytowały. Mimo to nowe odcinki Rodu smoka to nadal kawał świetnego fantasy, ale niestety przegadanego, pozbawionego rozwoju postaci i miejscami zbyt nudnego, aby nadal tym wszystkim się ekscytować. Ale są jeszcze smoki i ich piękny taniec podczas krwawej walki o losy Żelaznego Tronu.
Otrzymaliśmy ewidentnie sezon przejściowy, który można byłoby skonsolidować do zaledwie czterech epizodów. Niestety, ale osiem odcinków, w których tylko może w trzech dzieje się coś istotnego, to aż nadto, gdy nie chce się pokazać prawie żadnej bitwy między wrogimi sobie stronami. Oczywiście otrzymaliśmy świetny epizod z tańcem smoków, który zmienił układ planszy na szachownicy, a dodatkowo mogliśmy oglądać oczekiwaną od dawna walkę smoków, ale to jedyny fragment wielkiej wojny o losy Westeros, jaką mogliśmy zobaczyć w drugim sezonie. Na resztę będziemy musieli poczekać do następnych odcinków, czyli dwa lata. Nie bez przyczyny drugi sezon został pogardliwie przezwany przez widzów jako długi teaser nadchodzącej trzeciej serii.
Jednak to nie wielkich bitew brakuje najbardziej w drugim sezonie Rodu smoka, ale słownej szermierki, która była tak charakterystyczna dla pierwszego sezonu. Tym razem konflikty pojawiają się w wewnątrz obu stronnictw, ale żaden z nich nie jest na tyle ciekawy, aby mógł ponieść cały serial. Spór Rhaenyry z Daemonem zdecydowanie miał większy potencjał, ale twórcy z niego rezygnują przez prawie cały sezon. Również walka o tron między braćmi Aegonem i Aemondem zasługiwał na więcej miejsca, nie mówiąc już o pogłębieniu relacji tych bohaterów z ich matką Alicent. Twórcy rozpoczynają ciekawe wątki, ale nie do końca wiedząc, jak je poprowadzić, przez co niektóre kręcą się w kółko, żeby inne szybko zaczęły nudzić.
Najlepszym tego przykładem jest wątek wizji Daemona w Harrenhal. Zdecydowanie jest to jedna z najgorszych rzeczy, jakie zobaczyliśmy w świecie Gry o Tron. Ale nie dlatego, że ma ona marginalne znaczenie dla całej historii, czy że twórcy chcą usilnie powiązać oba seriale ze sobą. Problemem jest sposób ich ukazywania, niepotrzebnego tracenia na to czasu, gdy inne wątki są ciekawsze i istotniejsze. Lepszym sposobem było przedstawienie wszystkich tych wizji Daemona jedna po drugiej, poświęcając na to pojedynczy odcinek, dzięki czemu moglibyśmy otrzymać przekonującą przemianę bohatera, ale również próbę zbudowania go od podstaw, poznając jego lęki i motywacje. Niestety twórcy serialu od HBO nam to odebrali.
Mało istotna wydaje się również sama Rhaenyra, która w drugim sezonie ma niewiele do roboty po dramatycznych wydarzeniach z finału pierwszego sezonu. Postać ratuje wyłącznie świetna Emma D'Arcy, która jednym spojrzeniem potrafi wykrzesać charyzmę z jej bohaterki, ale jest to zasługa wyłącznie aktorki, a nie scenariusza. Zresztą wielu bohaterów rozczarowuje swoją postawą, zaczynając od Alicent, która bez Rhaenyry straciła swój urok, ale również drapieżność. Także Corlys Velaryon pojawia się w tym serialu już tylko dlatego, że jeszcze żyje, a książę Jacaerys szybko staje się obrażonym dziedzicem, obawiającym się bękartów Targaryenów. Każda z tych postaci, jak i wiele więcej, ma swój własny wątek, ale twórcom ewidentnie zabrakło czasu, aby je rozbudować, by służyły nie tylko rozwojowi historii, ale także tych bohaterów.
Gdzie jest król?
Najjaśniejszym punktem jest zdecydowanie Aemond, który doskonale wie, czego chce i potrafi to realizować. Ma jednak braki w samej dyplomacji i polityce, nie rozumiejąc, na czym polega rządzenie królestwem. Aż szkoda, że po Viserysie to właśnie Aemond nie został przewodnią postacią drugiego sezonu, bo to nie tylko najciekawszy bohater ze wszystkich w drugim sezonie Rodu smoka, ale także grający go Ewan Mitchell daje popis swoich aktorskich umiejętności. Nieźli są także nowi bohaterowie, przede wszystkim bękarty Targaryenów, którzy pragną posiąść własnego smoka. Problem jest jednak z samym ich wprowadzeniem, które osobom nieznającym książkowego oryginału, niewiele te sceny powiedzą, a na wyjaśnienie będą musieli poczekać do ostatnich dwóch odcinków sezonu. To ogólny problem z drugim sezonem Rodu smoka, gdzie montaż niektórych scen i rozplanowanie całego sezonu pod kątem fabularnym pozostawia sporo do życzenia.
GramTV przedstawia:
Innym minusem są dialogi, które nie są tak porywające jak w pierwszym sezonie. Aktorzy dwoją się i troją, aby brzmiały one doniośle i emocjonalnie, ale czasami są napisane tak źle, że nic z nimi więcej nie mogli zrobić. Gra o Tron również stała przede wszystkim dialogami, a drugi sezon Rodu smoka zdaje się poważnym regresem w tej materii. Do tego dochodzi sporo zmian względem książki George’a R.R. Martina i nie wszystkie są tak dobre, jak mini wątek psa z pierwszego odcinka, więc twórcy mają sporo tematów do przedyskutowania przed rozpoczęciem prac nad kolejnymi odcinkami serialu.
Nadal za to można chwalić warstwę wizualną i dźwiękową. Efekty specjalne są o wiele lepsze niż w pierwszym sezonie, chociaż nadal nie jest to poziom konkurencyjnego Władcy Pierścieni od Amazona. Przyczepić nie można się do kostiumów, charakteryzacji, czy scenografii, które pełne są detali, ale co najważniejsze, budują szary, mroczny i niebezpieczny obraz świata Westeros. Osobną kwestią są wszystkie dźwięki, które usłyszymy w serialu, szczególnie podczas tańca smoków, jak również muzyka Ramina Djawadiego, która ma wiele świetnych momentów.
Do całej mojej miłości do pierwszego sezonu Rodu smoka, drugim jestem rozczarowany. Nadal to trzymający całkiem wysoki poziom serial, z którym niewiele produkcji może się mierzyć, ale porównując to do poprzedniej serii, a tym bardziej najlepszych sezonów Gry o Tron, wyraźnie widać, że mamy spadek formy. Oby rzeczywiście ten sezon był jedynie przydługim i nudnawym zwiastunem wszystkiego, co najlepsze czeka nas w trzecim sezonie. Inaczej niedawno ogłoszony czwarty sezon może liczyć na rekordowo niskie zainteresowanie.
7,0
Ród smoka złapał lekką zadyszkę. Oby jednak Targaryenowie pokazali, na co ich jeszcze stać.
Plusy
Nadal to ekscytująca walka o Żelazny Tron
Nowi bohaterowie, szczególnie jeźdźcy smoków
Czwarty odcinek z walką smoków
Sporo trzymających w napięciu wydarzeń
Wysokiej klasy aktorstwo
Widać poprawę pod względem efektów specjalnych i realizacji względem pierwszego sezonu
Muzyka Ramina Djawadiego
Minusy
Długa i często przynudzająca zapowiedź trzeciego sezonu
Rozczarowujące wątki poszczególnych postaci, w szczególności Daemona
Brak porządnego rozwoju bohaterów
Dialogi powinny być zdecydowanie lepsze
Duże odstępstwa od książkowego pierwowzoru, które tym razem nie wyszły najlepiej