Dwa do przodu, trzy do tyłu.
Ukraińskie studio Frogwares nie miało w ostatnich latach lekko. Najpierw ogromne problemy z kolejnymi wydawcami, potem zbrodnicza napaść rosyjskich okupantów na ich kraj, która przerodziła się w wyniszczającą i trwającą do teraz wojnę. Mimo to postanowili działać dalej, tym bardziej, że rozpoczęto prace nad nową wersją Sherlock Holmes: The Awakened. I tak oto po kilkunastu latach od premiery oryginalnej wersji, doczekaliśmy się debiutu The Awakened Remake.
Nowa wersja pod wieloma względami różni się od wydanego w 2007 roku pierwowzoru, choć dotyczy to przede wszystkim mechaniki rozgrywki. Widok FPP został całkowicie zastąpiony TPP, a typowo przygodówkowy sposób rozwiązywania zagadek przez łączenie i używanie przedmiotów, obecnym w nowych grach z serii Pałacem Pamięci i rekonstrukcją zdarzeń. Natomiast fabuła, mimo kilku dość znaczących zmian związanych między innymi z nową mechaniką, w swym główny założeniach jest w zasadzie identyczna z oryginalną historią. Nie będzie więc dla znających oryginał żadną niespodzianką.
Nie będę oczywiście zdradzał sekretów fabuły tym, którzy nie mieli okazji zagrać i chcą odkryć wszystkie tajemnice samodzielnie. Zaznaczę tylko, że cała historia ma powiązania z mitami Cthulhu, co przydaje całej opowieści niesamowitego nastroju. Tym bardziej, że choćby w Sinking City Frogwares pokazało, że lovecraftowskie klimaty czują doskonale. O ile jednak tam było to aż nazbyt oczywiste i wręcz ostentacyjne, o tyle w The Awakened podano nam mity w sposób przeze mnie ulubiony i zbliżony do ideału. Zło i spaczenie kryje się w cieniu, szepcze w kątach, ledwie zauważalnie sączy szaleństwo do umysłów, nie epatuje swoją obecnością, ale stale ją zaznacza.
Historię odbieramy, jak klasyczny kryminał, w którym zaczynają coraz częściej dziać się trudne do wyjaśnienia rzeczy. Takie, które wymykają się racjonalnemu rozumowaniu i dedukcji, zmuszają do zmiany sposobu myślenia. Zderzenie tych dwóch konwencji, racjonalnego rozumu i niewyjaśnionej grozy, powoduje tu wewnętrzny konflikt, który sprawia, że oprócz warstwy typowo detektywistycznej, mamy również całkiem rozbudowaną tę emocjonalną. Całość zyskuje zatem dodatkową głębię. Warto zagrać dla samej opowieści, szczególnie jeśli jej nie znamy.
Tym bardziej, że bardzo spodobał mi się dobór aktorów głosowych do poszczególnych ról, większość z nich brzmi bardzo przekonująco. Cieszy to tym bardziej, że sporo tu postaci bardzo charakterystycznych, w przypadku których aktorzy mogli się wykazać. Szkoda tylko, że zdecydowanie gorzej wypadają animacje, w tym twarzy. Nie jest źle, to nie tak. Ale zbyt często ekspresji słyszanej w głosie nie widzimy na twarzy bohatera, co powoduje spory dysonans. Tym większy, że sceny fabularne są wyreżyserowane zazwyczaj świetnie, ogląda się je z niekłamaną przyjemnością. Nawet wykorzystując niekiedy bardzo proste środki, twórcy nadali im odpowiedniego dramatyzmu. Szkoda tylko, że tak mocno - jeszcze bardziej, niż twarze - odstają od współczesnej pierwszej ligi animacje ruchu postaci. Ta świetna reżyseria nieco to maskuje, ale jednak czuje się wielki niedosyt. Ja wiem, że to bardziej indyk niż AAA, że ekipa mała i przecież wojna w tle, ale mimo wszystko chciałoby się, żeby wyglądało to ciut lepiej.