Twórca uniwersum Yellowstone wrócił z nowym westernem. Oceniamy, czy jest tak dobry jak spin-offy jego najpopularniejszego serialu.
Zachód bezprawia
Zamieszanie wokół produkcji Stróżów prawa: Bass Reeves na długo przed premierą było niepokojące. Pierwotnie projekt został zapowiedziany jako kolejny obok 1883 i 1923 spin-off Yellowstone, ale w czasie prac serial zyskał autonomię, nie mając nic wspólnego z rodziną Duttonów. Sam Sheridan nieco zdystansował się do tej produkcji, nie będąc jej głównym twórcą. Mimo to nowa seria zatytułowana Stróżowie prawa zapowiadała się nieźle, a na pierwszy ogień poszła historia prawdziwego zastępcy szeryfa Bassa Reevesa, który ma na koncie schwytanie ponad 3000 groźnych przestępców. Wydawało się, że jest to gotowy materiał na film i rzeczywiście jest, ale niekoniecznie na ośmioodcinkowy serial.
Bass Reeves (David Oyelowo) po stronie Unii walczy wraz ze swoim panem Colem (Shea Whigham) w wojnie secesyjnej. Po wygranej wojnie Col oferuje Bassowi wolność, którą może wygrać w karty. Reeves ostatecznie decyduje się uciec. Jakiś czas później zgłasza się do niego szeryf Sherrill Lynn (Dennis Quaid), który oferuje mu pracę swojego zastępcy. Doceniając jego umiejętności, jak i wykorzystując jego pochodzenie, zatrudnia go do łapania głównie czarnych przestępców. Bass rozwija swoją karierę zastępcy szeryfa, coraz bardziej zastanawiając się nad swoją moralnością.
Wyraźnie widać, że Stróżowie prawa: Bass Reeves cierpią na nadmiar odcinków. Tę historię można byłoby zamknąć w pięciu lub sześciu godzinnych odcinkach, co wyeliminowałoby problem z nierównym tempem. Gdy pierwszy i ostatni epizod chłonie się bez żadnych przerw, tak niektóre odcinki bywają nudne i ślamazarne. Brakuje w nich jakichś przełomowych, bardziej emocjonujących momentów, dzięki którym historię Bassa śledziłoby się z zapartym tchem. Były tu podstawy, szczególnie po pierwszych dwóch odcinkach, aby sądzić, że dostaniemy namiastkę ekranizacji Red Dead Redemption 2, szczególnie serii misji z polowaniami na bandytów. Szybko jednak okazuje się, że serial nie poświęca temu aż tyle uwagi.
Rzecz jasna kluczowym wątkiem w Stróżach prawa: Bass Reeves jest rasizm, zarówno skierowany w stronę głównego bohatera, jego rodziny, czy poszukiwanych przestępców lub ich rodzin. Chociaż wygranie przez Unię wojny secesyjnej przyczyniło się do zniesienia niewolnictwa, to ostatecznie trzeba było czekać latami, aż zostanie to uregulowane prawnie we wszystkich stanach. Nie mówiąc już o mentalności samych ludzi, którzy niechętni byli rozstać się ze swoimi niewolnikami. Dobitnie pokazuje to przykład Cola, który choć walczył w obronie czarnoskórych mieszkańców Ameryki, to brakowało mu empatii dla swojego podopiecznego, z którym współdzielił wojenny front. Motyw ten powraca na sam koniec, w zwrocie akcji, który staje się klamrą całej opowieści.
Miłość na prerii
Na tle historii Bassa Reevesa gorzej wypadają poboczne wątki, w tym rodziny bohatera. Serial sporo czasu poświęca jego żonie Jennie Reeves oraz córce Sally Reeves, które muszą samemu prowadzić gospodarstwo pod wieczną nieobecność ich męża i ojca. Nie mogło się obyć \bez wątku miłosnego, w którym Arthur Mayberry próbuje zdobyć serce młodej Sally. W tych wątkach widać szczególną słabość serialu, w której poboczne postacie zostały potraktowane po macoszemu, a mimo to poświęcono im zbyt dużo ekranowego czasu.
GramTV przedstawia:
Tam, gdzie scenariuszowo Bass niedomaga, tam David Oyelowo podnosi wysoko poprzeczkę, aby jego postać pozostała interesująca do samego końca. Nie jest to może tak dobry i charakterystyczny bohater, jak w innych serialach produkowanych przez Taylora Sheridana, ale aktor zrobił co mógł, aby wypaść bez większych zarzutów. Świetny jest także Dennis Quaid, czy Donald Sutherland w roli sędziego Isaaca Parkera.
Stróżowie prawa: Bass Reeves zaczynają nową serię jedynie przyzwoicie, co dla Sheridana stanowi pewien krok wstecz po zaserwowaniu tylu hitów w ostatnich latach. Warto poznać historię tego czarnoskórego zastępcy szeryfa, który niejednokrotnie musiał balansować na granicy własnej moralności, aby wykonywać powierzone mu zadania w imię sprawiedliwości i zgodnie z literą prawa. Szkoda jedynie, że nie jest to pozycja tak wciągająca, jak inne westerny od Sheridana. Klimat wciąż jest pierwszorzędny, ale ta fabuła ma sporo mankamentów, przez które sięgnięcie po ten serial nie wydaje się obowiązkowe.
6,0
Stróżowie prawa: Bass Reeves przy odpowiednich scenariuszowych i realizacyjnych zmianach mogliby być bardziej udanym serialem.
Plusy
Historia Bassa Reevesa
Świetny David Oyelowo
Reszta obsady też spisała się dobrze
Westernowy klimat
Wątek rasizmu, szczególnie w pierwszym i ostatnim odcinku
Minusy
Poboczne wątki są mało ciekawe
Podobnie jak postacie drugoplanowe
Fabuła miejscami nuży
Zbyt duża liczba odcinków, przez co historia jest zbyt rozwleczona
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!