The Walking Dead: The Ones Who Live – recenzja serialu. Powrót w wielkim stylu

Radosław Krajewski
2024/04/02 09:00
2
0

Wiele było spin-offów The Walking Dead, ale żaden nie był aż tak udany. Oceniamy, czy ta seria potrzebowała powrotu swojego głównego bohatera.

Po prostu Rick Grimes

Wraz z odejściem Ricka Grimesa z The Walking Dead, serial całkowicie się zmienił. Od początku była to produkcja stawiająca nacisk na postacie, ale to właśnie Rick był tym centralnym bohaterem, któremu mieli kibicować widzowie. Serial musiał więc przejść poważne zmiany, aby Daryl, Negan, Carol, czy Maggie, mogli godnie zastąpić Grimesa. Fanom tej postaci twórcy obiecali filmową trylogię, która dokończy historię Ricka i ujawni, co się z nim działo przez ostatnie lata. Plany jednak się zmieniły i zamiast trzech produkcji otrzymaliśmy tylko jedną, a konkretniej miniserial The Walking Dead: The Ones Who Live. Oczekiwania wobec tego tytułu były ogromne, więc twórcy serialu mieli dodatkowo utrudnione zadanie, aby powrót Ricka Grimesa wypadł co najmniej solidnie. Na szczęście nowy serial z serii nie tylko spełnia swoje zadanie, ale również stał się najlepszą produkcją z The Walking Dead, jaka do tej pory powstała.

Po prostu Rick Grimes, The Walking Dead: The Ones Who Live – recenzja serialu. Powrót w wielkim stylu

Mija pięć lat od porwania przez Wojska Republiki Obywatelskiej Ricka Grimesa (Andrew Lincoln), który w tym czasie bezskutecznie próbował uciec aż cztery razy. Bohater zostaje wyznaczony jako odbiorca, czyli osoba, która musi spędzić sześć lat pracując na obrzeżach Filadelfii, zanim zostanie wpuszczony do miasta i stanie się pełnoprawnym członkiem społeczności. Rick nadal marzy o normalnym życiu z Michonne (Danai Gurira) i powrocie do swojej rodziny. Przyjmuje więc ofertę podpułkownika Donalda Okafora (Craig Tate), aby dołączyć do jego tajnej wojskowej grupy, która ma na celu zmienić Republikę Obywatelską od środka. Rick w końcu akceptuje swoje nowe życie, gdy na jego drodze niespodziewanie pojawia Michonne.

O Republice Obywatelskiej zdążyliśmy się już sporo dowiedzieć w poprzednich produkcjach z serii, więc serial nie traci czasu, aby wszystko dokładnie wyjaśniać. To od początku miał być serial poświęcony Rickowi Grimesowi i Michonne, więc to dwójka kultowych postaci z The Walking Dead stanowi tu największą atrakcją, nie zaś kolejne rozszerzanie tego świata. Już wstęp do pierwszego odcinka pokazuje, z jakimi trudnościami musiał mierzyć się główny bohater, chcąc powrócić do swojej ukochanej i dzieci. W końcu decyduje się na desperacki krok, który daje mu cień szansy na ucieczkę. Tę jedną scenę twórcy pokazują, że nie zamierzają oszczędzać swoich bohaterów, nie bojąc się ryzykownych, a nawet kontrowersyjnych kroków, aby rozszerzyć historię tych postaci, ale przede wszystkim zaproponować widzom emocjonalną przejażdżkę, która trzyma w napięciu do ostatniego odcinka.

Na serial składa się tylko 6 odcinków, które trwają około 50 minut, więc twórcy nie mieli wiele czasu, aby rozwinąć tej historii. Dlatego tempo jest iść błyskawiczne, zupełnie inne od tego, do którego główny serial nas przyzwyczaił. W The Walking Dead: The Ones Who Live nie ma nawet chwili na nudę, nie tylko za sprawą licznych scen akcji, ale również w samych dialogach, które niejednokrotnie są lepsze od kolejnych walk z zombiakami, czy tym bardziej ludźmi. Świetnie to obrazuje scena z początku piątego odcinka, w której Rick i Michonne spotykają na swej drodze trójkę ludzi, którzy chcą ich okraść. Chociaż przeciwnicy mają broń, a bohaterowie mogą liczyć wyłącznie na swoje umiejętności walki wręcz, od początku wiemy, kto zwycięsko wyjdzie z tego starcia. Serial świetnie buduje tych bohaterów, robiąc z nich prawdziwych herosów, którzy doskonale radzą sobie w walce, ale niekoniecznie potrafią emocjonalnie się otworzyć, gdzie ich lęki i chęć ochrony rodziny jest silniejsza nawet od ich wzajemnego uczucia.

GramTV przedstawia:

Czwarty epizod stanowi perłę w koronie The Walking Dead: The Ones Who Live, gdzie Rick ma wątpliwości, czy należy wyruszyć z Michonne i narazić się na gniew Beale’a, generała Wojsk Republiki Obywatelskiej, czy też wrócić i poświęcić kolejne lata swojego życia, aby powoli zmieniać autorytarne zapędy Republiki Obywatelskiej wobec innych pozostających przy życiu społeczności ludzi, próbując odmienić los dla swoich dzieci, niejako samemu poświęcając się tej niewdzięcznej misji. Duży wpływ na Ricka ma jednak Michonne, która nie po to sama wyruszyła w długą podróż, aby odszukać Grimesa, by ten teraz przystał do szeregów wroga. Ten konflikt, zarówno na poziomie wewnętrznych wartości głównego bohatera, jak i na linii z Michonne, stanowi najlepszy dowód, jak dobrym serialem jest nowy spin-off The Walking Dead.

Fenomen trwa

Jakość widać nie tylko w scenariuszu i kreacji bohaterów, ale również w samej realizacji. Jeżeli The Walking Dead i inne spin-offy odrzuciły Was przez swoją zbyt „telewizyjną” formę, to The Ones Who Live pozytywnie wyróżnia się na ich tle. Widać, że twórcy mieli do dyspozycji duży budżet i potrafili go wykorzystać. Zarówno sceny akcji, jak i te spokojniejsze momenty, prezentują się na ekranie bardzo dobrze, a co najważniejsze, niezwykle klimatycznie. Nieźle wyglądają też efekty specjalne, których tu nie brakuje, szczególnie we wspomnianym wcześniej czwartym odcinku.

Fenomen trwa, The Walking Dead: The Ones Who Live – recenzja serialu. Powrót w wielkim stylu

Prawdziwymi gwiazdami serialu są Andrew Lincoln i Danai Gurira, którzy są równie świetni w duecie, jak i osobno. Dobrze było zobaczyć Lincolna raz jeszcze jako Ricka Grimesa, dzięki któremu The Walking Dead stało się światowym fenomenem. Aktor bezbłędnie wciela się w tę postać, rozumiejąc jej rozterki i potrafiąc pokazać je na ekranie. Doskonała jest także Gurira, która daje bardzo mocny występ, jeszcze lepszy niż w głównym serialu. Pochwalić warto też Pollyannę McIntosh jako Jadis Stokes, Terry’ego O'Quinna, jako Beale’a, czy Craiga Tate’a w roli Donalda Okafora. W serialu nie brakuje gościnnych występów doskonale znanych postaci, co stanowi miłe przypomnienie, że wszystko rozgrywa się w jednym uniwersum, ale jest to coś więcej, niż proste cameo i mrugnięcie okiem do fanów.

The Walking Dead: The Ones Who Live to najlepsze co spotkało serię o zombie od Roberta Kirkmana od czasu pierwszych sezonów głównego serialu. Widać, że twórcy mieli konkretną pomysł na rozwinięcie historii Ricka Grimesa, a także powiązanie jego dalszych losów z Michonne. Całość działa nad wyraz dobrze, emocjonując w wielu momentach, oferując atrakcje, którym w The Walking Dead już dawno nie było. Jeżeli więc jesteście fanami postaci granej przez Andrew Lincolna, po prostu musicie obejrzeć ten serial. Nie pożałujecie.

8,0
The Walking Dead: The Ones Who Live to najlepsze co spotkało serię o zombie od wielu, wielu lat.
Plusy
  • Rick Grimes nic nie stracił na swoim uroku…
  • …a Andrew Lincoln wciąż jest doskonały w tej roli
  • Kluczowa rola Michonne w całej historii
  • Danai Gurira łapie świetną chemię z Lincolnem
  • Emocjonalna historia
  • Skupia się przede wszystkim na rozwoju bohaterów
  • Szybkie, dynamiczne tempo
  • Efektowne sceny akcji
  • Atrakcyjne pomysły na zombie
  • Ciekawe postacie poboczne, zarówno te znane, jak i zupełnie nowe
  • Realizacyjnie stoi na najwyższym poziomie w całej serii
Minusy
  • Szkoda, że to tylko 6 odcinków
Komentarze
2
Kraju
Redaktor
Autor
02/04/2024 17:46
lesz3u napisał:

Pytanie: jak mocno spin-off nawiązuje do fabuły głównej serii? The Walking Dead oglądałem na bieżąco w momencie premiery (czyli już dawno temu), ale swoją przygodę skończyłem na 4 albo 5 sezonie (Rick dalej zajmował tam centralne miejsce w serialu). Mam czego tutaj szukać, czy jednak wiele mi umknie? Nie ukrywam, że chyba trochę się stęskniłem za takimi klimatami.

Lepiej znać całą historię Ricka i Michonne, bo to jednak kontynuacja tego, co było w głównym serialu The Walking Dead. Nie opłaca się oglądać pozostałych sezonów, a lepiej poszukać jakichś podsumowań na YouTubie, aby przygotować się do obejrzenia tego serialu.

lesz3u
Gramowicz
02/04/2024 12:09

Pytanie: jak mocno spin-off nawiązuje do fabuły głównej serii? The Walking Dead oglądałem na bieżąco w momencie premiery (czyli już dawno temu), ale swoją przygodę skończyłem na 4 albo 5 sezonie (Rick dalej zajmował tam centralne miejsce w serialu). Mam czego tutaj szukać, czy jednak wiele mi umknie? Nie ukrywam, że chyba trochę się stęskniłem za takimi klimatami.