Dla wielu jeden z najważniejszych reżyserów w historii Hollywood. Choć w ostatnich filmach nieco podupadł na jakości, to jednak Coppola ma wciąż silną renomę w branży. Ostatni film raczej tego obrazu nie zaburzy, kto wie, może go nawet wzmocni. Przypomnę, że ten Amerykanin o włoskich korzeniach w wieku 85 lat w końcu zrealizował swój projekt marzeń, czyli Megalopolis. Film powstawał przed długie lata w niemałych bólach. W końcu został zademonstrowany widowni tegorocznego Cannes, potem szukał dystrybutora, by finalnie trafić do kin 25 października. Trudno jednak mówić o filmie w kategorii sukcesu. Na pewno z punktu widzenia determinacji, ale nie w wymiarze samego dzieła, które jest filmem dziwnym i niejednoznacznym. Daleko mu do miana opus magnum, aczkolwiek, arcydzieło już Coppola w swojej karierze miał i to nie jedno. Oto subiektywna lista najlepszych filmów Fracisa Forda Coppoli (uwaga – kolejność nie jest przypadkowa).
Rumble Fish (1983)
Matt Dillon stara się w filmie z 1983 roku, dorównać legendzie swego brata-gangstera, wchodząc w mroki podziemnego świata. Rumble Fish może i brzmi typowo, ale to jedno z bardziej eksperymentalnych dzieł Coppoli. Wyróżnia się hipnotycznym stylem wizualnym, w którym czarno-biała estetyka potęguje melancholijną i posępną atmosferę. Miało z tego wyjść zderzenie dynamicznych marzeń o buncie z brutalną, beznadziejną rzeczywistością. Jego narracja jest poetycka, przypomina sen. Młodzieżowy niepokój przeplata się z refleksją nad samotnością, przynależnością i braterskimi relacjami. Warto zwrócić uwagę na pierwszorzędną grę aktorską, wyrażaną dużą swobodą. Obok Dillona, w filmie aktywni są inni, etatowi buntownicy, Mickey Rourke, Nicolas Cage (prywatnie spokrewniony z reżyserem) oraz Denis Hopper. Zacny film, choć zdecydowanie zapomniany.
Dracula (1992)
Wampiryzm może i przywodzi na myśl potwora, ale jest też opowieścią o człowieku. Tylko w krzywym zwierciadle. U Coppoli to lustro zostało jeszcze rozbite, co ma podkreślać brutalność opowieści, będącej jednocześnie u swych podstaw opowieścią głęboko romantyczną. Dracula Francisa Forda Coppoli to gotycka interpretacja klasycznej historii, wyjęta z kart powieści Brama Stokera. Łączy romantyzm z horrorem i robi to w niezwykle stylowy, wizualnie oszałamiający sposób. Coppola wykorzystuje teatralne efekty specjalne (świadomie ocierając się o kicz), grę światłem i cieniami (nawiązując do ekspresjonizmu) oraz niezwykle szczegółowe kostiumy, aby stworzyć mroczną, zmysłową atmosferę, podkreślającą emocjonalną głębię postaci. O udziale w filmie Keanu Reevesa się dziś raczej nie pamięta, ale już kreacja Gary'ego Oldmana jest ikoniczna, w czym pomogła, rzecz jasna, charakteryzacja. Strach jest tu narzędziem do snucia opowieści o mrokach ludzkiej duszy. Targanej tak żądzami oraz potrzebą miłości, ale także akceptacji pozwalające na wyjście z cienia. Nade wszystko jednak to opowieść o pragnieniu sięgnięcia nieśmiertelności. W warstwie przesłań jest więc Dracula filmem zdecydowanie ponadczasowym.
Ojciec chrzestny (1972)
Trudno piszę się o tak ewidentnych klasykach. Wszyscy znają i cenią, a Marlon Brando sam sobie pomnik tą rolą postawił. Na tym mogłaby się kończyć rekomendacja. Ale warto pamiętać, że Ojciec chrzestny swój kult zbudował na opowiadaniu na opak. Redefiniuje bowiem kino gangsterskie, ukazując mafijną rodzinę Corleone w sposób pełen dramatyzmu i emocjonalnej głębi. Do czasu premiery tego filmu, zwykło się wykorzystywać gangsterów raczej jako antagonistów, rzezimieszków. Coppola nie dość, że odważył się iść pod prąd, to jeszcze stworzył za sprawą tego filmu mit gangstera obecny później w popkulturze, ukazujący go jako człowieka, którego zło nie jest dziełem szatana, a kwestią… wyboru i zimnego pragmatyzmu, a także częścią kultury w której dorastał. Coppola mistrzowsko miesza brutalność z subtelną refleksją nad władzą, lojalnością i moralnymi dylematami, tworząc jedyny w swoim rodzaju, intymny portret przestępczego świata. To zaskakujące, ale historia gangstera, historia rodziny Corleone staje się przez to ponadczasową opowieścią o ludzkich ambicjach i słabościach. Film, którego nie da się podrobić, ALE to nie znaczy, że nie dało się kontynuować jego konceptu - o tym za chwilę.
Rozmowa (1974)
Rozmowa wydaje się z tego grona zdecydowanie najskromniejszym filmem. Nie potrafiłbym powiedzieć, że mało się w nim dzieje. Akcja jest zachowawcza, owszem, ale w to głowie bohatera odbywa się istny thriller, przykuwający naszą uwagę. Rozmowa z 1974 to mistrzowskie studium paranoi i obsesji. Jest też komentarzem do inwigilacji, która daje możliwość poznania prawdy, ale nie takiej, jaką chciałoby się usłyszeć. Coppola tworzy duszną atmosferę za pomocą minimalistycznej scenografii, powolnego tempa i oszczędnej narracji, budując napięcie wokół tajemniczej rozmowy. Poznanie jej szczegółów staje się katalizatorem destrukcji wewnętrznej bohatera. Innymi słowy, są rzeczy, o których nikt o drugim człowieku wiedzieć nie powinien. Film eksploruje temat etycznej odpowiedzialności jednostki za swoje czyny, szczególnie w świecie, gdzie granice prywatności są stale naruszane. Wciąż mocno aktualny temat i szczerze powiedziawszy, przyjąłbym z otwartymi ramionami remake Rozmowy, jeśli ktoś miałby na niego dobry pomysł. To także film, który udowadnia, że lata 70. były dla Coppoli najlepsze. To w tej dekadzie reżyser nakręcił bowiem aż cztery swoje arcydzieła. Mam wrażenie, że estetyka tych lat została z nim na dłużej.
Czas Apokalipsy (1979)
Film totalny. W moim odczuciu najlepszy film wojenny w historii kina. Choć w tym stwierdzeniu kryje się pewna pułapka. Bo nie za sceny batalistyczne, których nie ma. Nie za obraz rycerskości żołnierzy, którego także brakuje. Czas Apokalipsy to portret człowieka upadłego, skundlonego, w którym wojna uruchamia najgorsze instynkty, ale jednocześnie, skłania do refleksji nad bezsensem istnienia. Za podwaliny do scenariusza posłużyła książka naszego rodaka Josepha Conrada pt. Jądro ciemności. Istotnie, Francis Ford Coppola podąża tą drogą, zgłębiając mroki ludzkiej duszy, ale scenariusz urozmaica jeszcze odniesieniami do wojny w Wietnamie. Wyszła z tego wizjonerska opowieść o absurdzie wojny, która łączy w sobie psychologiczną głębię, wspierając się surrealistyczną atmosferą, jakby z sennego koszmaru. To także specyficzna forma kina drogi. Film ukazuje mroczną podróż kapitana Willarda, dążącego do konfrontacji z dotkniętym szaleństwem Kurtzem. Stanowi to metaforę podróży w głąb ludzkiej psychiki, napotkania moralnego chaosu i upadku człowieczeństwa. To intensywny, niemal hipnotyczny obraz, pełen symbolizmu, dźwięków i wizji, co zdecydowanie wykracza poza ramy filmu wojennego.
Ojciec chrzestny 2 (1974)
Wspomniałem wcześniej, że bez względu na to, jak wielkim arcydziełem jest Ojciec chrzestny, miarą geniuszu Coppoli było to, że zdołał opowiedzieć tę historię ponownie. I to jeszcze jak. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że to jedyny taki przypadek w historii kina, w którym sequel arcydzieła nie tylko nie odstaje od oryginału jakościowo, ale przez wielu, w tym przeze mnie, jest ceniony od niego jeszcze wyżej. Ojciec chrzestny II to film ze wszech miar elektryzujący, przykuwający uwagę od pierwszych do ostatnich minut. I znowu, jak to u Coppoli, na ekranie niewiele się dzieje, ale w rozmowach, gestach, spojrzeniach da się wyczuć napięcie. Aż do momentu kulminacji, po którym wszystko w życiu bohatera Ala Pacino przestaje być takie, jak chciał, żeby było. Kompleksowość tej historii polega na tym, że zostaje ona uzupełniona o przeszłe losy ojca głównego bohatera. Wzbogaca to film o unikalny kontekst. Z jednej strony przestępczy świat staje się szansą, do ocalenia rodziny, z drugiej strony staje się przyczynkiem jej rozpadu. Kontynuacja jeszcze głębiej wnika w tematy władzy, rodziny i korupcji. Coppola zręcznie splata dwie narracje, podkreślając, jak ambicje i lojalność prowadzą do nieuchronnej izolacji i emocjonalnej ruiny. Film po latach zachwyca przede wszystkim zaskakującym wręcz minimalizmem. Tym, że kiedyś wystarczyło usadzić aktora w fotelu, nadać sytuacji odpowiedniego kontekstu i pozwolić mu w spokoju mówić, by przykuć uwagę widza. Jestem zdania, że krzykliwy zwykle Pacino, to właśnie tu, przy udziale powściągliwości, oddał największą kreacje w swej karierze. Choć statuetka Oscara powędrowała do niemniej zachwycającego Roberta De Niro.