Tego pana nie trzeba specjalnie przedstawiać fanom kina. Twórczość Ridleya Scotta cechuje się mistrzostwem w łączeniu ambitnych tematów z widowiskową formą. Warte podkreślenia, że reżyser odznacza się też niebywałą jak na swoje lata filmową płodnością. Kręci nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat., mając już na karku 86 wiosen (jego urodziny przypadają 30 listopada), a jego filmy za każdym razem stanowią filmowe wydarzenia, przy którego tworzeniu angażują się najważniejsze nazwiska w branży. Choć kilkukrotnie był nominowany do Oscara, nigdy statuetki złotego rycerza nie dostał. Nie ma jednak wątpliwości, że ma na swoim koncie kilka wiekopomnych dzieł o kultowym statusie. Jego najnowszy film właśnie zdobywa Box Office. Czy Gladiator 2 już teraz zasługuje na miano jednego z najlepszych filmów brytyjskiego reżysera? Cofnijmy się o 24 lata wstecz.
Gladiator (2000)
Opowiadając na zadane wyżej pytanie - nie, Gladiator 2 nie zasługuje na to, by znaleźć się w gronie najlepszych filmów Ridleya Scotta. Nie zmienia to jednak faktu, że to widowisko, które zostało bardzo sprawnie nakręcone i potrafi dać wiele frajdy, choć jest jednocześnie bardzo nierówne i sprawia wrażenie niepotrzebnego. O pierwszym Gladiatorze za to da się mówić już głównie w superlatywach. To film, który zrobił dokładnie to, czego nakręcony po latach sequel nie potrafił - oddał wizję Starożytnego Rzymu w sposób spektakularny, ale też niezwykle angażujący i spójny. Paul Mescal, choć bardzo się stara, nie jest Russellem Crowe. Fabuła Gladiatora 2, choć jest bardzo podobna, nie zdołała tak samo wciągnąć, jak uczynił to scenariusz oryginalnego filmu, niesiony przypływem świeżości. Tak, to było wydarzenie, którego wszyscy byli złaknieni, bo Rzym nigdy wcześniej, ale też nigdy później, nie był w kinie tak majestatyczny i porywający. Efekt ten udało się jednak osiągnąć nie tylko dzięki scenom batalistycznym, ale także, albo przede wszystkim dzięki postaciom, które przyciągają swoją charyzmą. Los Maximusa nas obchodził, a finał jego drogi, jako gladiatora, do dziś jest idealnym przykładem filmowego dramatyzmu.
Obcy - 8. pasażer Nostromo (1979)
Fenomen Obcego w popkulturze rozlał się szeroko, za sprawą niesamowicie silnie oddziałującej postaci ksenomorfa. Strach przed tym potworem działał tak dobrze, że rychło zaczęto tworzyć nowe filmy z serii, książki, komiksy i oczywiście gry komputerowe. Ale początek tej długiej i trwającej do dziś historii dał film z 1979 okraszony wymownym taglinem, mówiącym, że "w kosmosie nikt nie usłyszy naszego krzyku". Może i nie, ale z pewnością wszyscy do dzisiaj słyszą te gromkie zachwyty, jakie nawet po latach są uskuteczniane w kontekście Nostromo, określanego, nie bez powodu, mianem najlepszego filmu z serii. Groza zaczerpnięta z niemieckiego ekspresjonizmu, zamek zamieniony na ciasne korytarze statku, a wampir zamieniony na krwiożerczą bestię z kosmosu. Pośrodku tego, ona - kobieta, uosobienie niewinności, które wydaje się bez szans w starciu z diabłem. Ridley Scott tworzył silne kobiece bohaterki nim stało się to modne, a science ficiton pod jego batutą w końcu rozszerzyło swoje konteksty, serwując szerokie spektrum doznań. Co widać także w kolejnym filmie tego zestawienia.
Łowca androidów (1982)
Kilka lat po sukcesie Obcego, Ridley Scot, korzystając z podobnych narzędzi stylistycznych, nakręcił podobny w duchu film science fiction, tym razem jednak dziejący się na Ziemi. Myk polegał jednak na tym, że tak jak w Obcym potwór był metaforą ludzkich lęków, tak w opowieści o androidach ten strach skondensowany został w bytach, które sam człowiek powołał na swoje podobieństwo. I tak się ta inicjatywa rozwinęła, że ów człowiek musiał wynająć specjalnego detektywa, który zajął się eliminacją zbuntowanych syntetyków. Jak wskazuje teoria doliny niesamowitości, im bardziej podobne do człowieka są roboty, tym bardziej boimy się w te lustro zajrzeć. Dla Ricka Decarda, bohatera Łowcy androidów, jest to chleb powszedni. Film z 1982 roku jest dziś postrzegany jak dzieło kultowe, choć warto zaznaczyć, że do tego miana dojrzewał dość długo. W dniu premiery został wręcz zabity negatywnymi ocenami, które odnosiły się jednak głównie do przemontowanej wersji producenckiej filmu, oddanej na przekór wizji Scotta. Dopiero po latach, gdy Scott postawił ostatecznie na swoim, film zagościł w masowej świadomości już na stałe, jako coś dalece wybitnego, będącego SF o głębszym znaczeniu. Harrison Ford trochę gra tak, jakby Indiana Jones zgubił chwilowo swój kapelusz i bat, ale jego powściągliwość jest ujmująca. To jednak Roy Batty w wykonaniu Rutgera Hauera kradnie show, bo scena z płaczącym na deszczu androidem tak wiarygodnym oddaniem egzystencjalnego bólu, że aż dziw, że w jej centrum stoi nie-człowiek.
Thelma i Louise (1991)
Jak już wspomniałem przy okazji Obcego, Ridley Scott potrafił opowiadać o kobietach z niezwykłą czułością i robił to wtedy, gdy nie było to jeszcze modne. Najlepszym na to dowodem jest Thelma i Louise z 1991, film, który można określić mianem feministycznego manifestu. Choć nie wiem, czy dziś to określenie nie jest dla niego jednak krzywdzące i wykluczające. Bo to nie jest tak, że to tylko film o kobietach i przeznaczony dla kobiet. Tak, pod wieloma względami, także z uwagi na walory edukacyjne i uświadamiające, to także kino bardzo wartościowe dla facetów, którzy myśleli dotychczas, że problemy egzystencjalne i uporczywa chęć dokonania w życiu przewrotu, to dylematy zarezerwowane dla mężczyzn. Thelma i Louse bardzo zdecydowanie przełamuje wizerunek kobiety w kinie i jest filmem pod tym względem niezwykle szczerym i autentycznym. Także dzięki brawurowym kreacjom Geeny Davis i Susan Sarandon, które tworzą znakomity i zapadający w pamięci duet. Film ukazuje dwie bohaterki, które podejmują decyzję o ucieczce przed rzeczywistością, po dramatycznym wydarzeniu. Ich działanie jest inspirujące dla każdego, bo staje się symbolem wolności i buntu wobec społeczeństwa i normom, w którym zastygle tkwi. Finałowa scena - kolejny popis idealnego, filmowego dramatyzmu, bez chodzenia na skróty.
Pojedynek (1977)
W 2023 swoją premierę miał film Napoleon. Kontrowersyjny i nieco dziwny film, podzielił widownię, ale już wtedy mówiło się, że jednoznacznie dobry film opowiadający o czasach Napoleona powstał z ręki Ridleya Scotta znacznie wcześniej. Jego narracja może jednak zaskakiwać. Pojedynek Ridleya Scotta z 1977 roku skupia się na relacji dwóch mężczyzn, którzy przez lata toczą osobisty konflikt, w którym honor, ambicja i obsesja stają się głównymi motywami. To film o toksycznej męskości? Poniekąd. Podczas gdy ukazany przez Scotta świat płonie w konfliktach, reżysera zainteresowała właśnie skala mini, zaglądając do psychiki żołnierzy i analizując ideały honoru i męskiej dumy, którymi się kierują. Wyłania się z tego niemały absurd, co było świadomym celem reżysera, dającym do zrozumienia, że przemoc, rodzi przemoc i jest zależnością błędnego koła. Film wyróżnia się także brawurową pracą kamery, montażem, a także precyzyjnie odtworzonymi realiami XIX-wiecznej Europy oraz piękną, malarską estetyką, w której wielką rolę odgrywa szczegółowe i sugestywne wykorzystanie krajobrazów. Ostatnie ujęcie nadaje się do powieszenia na ścianie.
1942: Wyprawa do raju (1992)
Mogłem na końcu zestawienia wspomnieć o Marsjaninie, wszak to film, dzięki któremu Ridley Scott ponownie zawalczył o Oscara. Mogłem też przytoczyć nieco już zapomniany Helikopter w ogniu, jako przykład niezwykle dynamicznego kina wojennego, które wyprzedziło swoje czasy. Postanowiłem jednak docenić film, który ponownie przenosi nas w przeszłość i udowadnia to, że Ridley Scott czuje się w wielkim kinie i wielkich tematach jak ryba w wodzie. Co jednak ciekawe, 1492: Wyprawa do raju nie jest filmem, który wszyscy z miejsca pokochali, ale jak wiemy, u Scotta jest więcej takich trudnych do zdefiniowania przypadków. Historia Kolumba ma swoje problemu, bo bohater zdaje się być pozbawiony wad, a fabuła, w centrum której stoi, momentami wydaje się miewać zastoje i traci na tempie. Te "dziury" łata jednak cudowna muzyka Vangelisa, który ponowił tu współpracę z reżyserem, wcześniej komponując do Łowcy androidów. To m.in. brzmieniom muzyki greckiego kompozytora, ale także przy udziale wiernemu oddaniu historycznych realiów, za sprawą kostiumów i scenografii, da się poczuć wielkość tego kina i płynąć na jego fali. Jakby nie patrzeć na Kolumba, był wizjonerem, popełniał błędy, nie bał się ryzyka, a koniec końców historia zapamięta go jako pozytywnego bohatera. Prawda, że brzmi to jak opis twórczości Ridleya Scotta?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!