Inwazja barbarzyńców to nie barbarzyńska, a erudycyjna inwazja nietuzinkowych pomysłów malezyjskiej reżyserki na kino akcji z metafilmową perspektywą.
Odkryć swoje prawdziwe JA
Swoistym wstępem, pierwszą jaskółką zawirowań fabularnych w filmie Tang Chui Mui jest tajemniczy mnich buddyjski (Mano Maniam), przesiadujący w pobliżu sali treningowej. Mężczyzna po pewnym czasie wręcza kobiecie zakurzoną broszurę zatytułowaną Kto wlecze za sobą to ciało? Później oferuje też radę, która wyda się znajoma wszystkim choć trochę zaznajomionym z podstawami filozofii Wschodu, najzwyklejszą, tą troszkę mądrzejszą pop-psychologią czy po prostu z popkulturą, a szczególnie jeszcze innym zachodnim hitem, z gatunku tych mniej lub bardziej pobieżnie czerpiących z azjatyckiego dorobku kulturowego: Twoje ciało nie jest więzieniem dla twojego umysłu. To umysł jest więzieniem twojego ciała (domyślacie się?). Cóż, tak czy owak niełatwo uwolnić w pełni czy to ciało, czy to umysł, gdy przez cały wspomniany czas synek „pomaga” jej, jak może (choć przyznać trzeba, że nasza bohaterka wskutek pofolgowania własnym potrzebom i zainteresowaniom nawiązała znacznie lepszy kontakt z Yu Zhou, co wyraźnie stanowi nader obrazową poradę dla innych rodziców), a ponadto pojawiają się liczne perturbacje związane z produkcją filmu, w którym ma zagrać główną rolę. Nagle okazuje się, że zmuszona będzie współpracować z byłym mężem, co prowokuje konieczność dojścia do ładu z przeszłością, potem że być może w ogóle nie zagra tej roli, bo światek filmowy rządzi się swoimi prawami... Yoon Moon ma już dość wszystkiego i zniesmaczona decyduje się pożegnać ze swym nauczycielem i wyjechać. Niedługo potem widownia Inwazji barbarzyńców obserwuje, jak dochodzi do tragedii...
Dość rzec, iż znajomość sztuk walki nie zawsze zapewnia zwycięstwo, rozwiązanie najważniejszego problemu. Bohaterka Inwazji barbarzyńców wprawdzie wykonuje wiele sekwencji akcji bez dublerki, z których prawie wszystkie bardzo dobrze się ogląda, tym razem jednak musi poradzić sobie w niezwykle zagmatwanej sytuacji, wymagającej walki z natłokiem uczuć, pracy z meandrami własnego umysłu. Bardzo ważna, wieloznaczna jest scena, w której dokładnie jak odcięty od własnej tożsamości Jason Bourne próbuje przedrzeć się do swego prawdziwego JA i patrząc w lustro, zadaje w kilku językach pytanie: Kim jestem?
Wybrać pigułkę
Tak jak jedna z postaci w pewnym momencie z uśmieszkiem oferuje filmowej bohaterce wybór Niebieska czy czerwona? , tak ważny jest wybór, kto właściwie wlecze za sobą to ciało. Kim jestem? Stara prawda, poruszona również w Inwazji barbarzyńców, głosi, że nie jesteś swoją pracą, swoim imieniem ani swoimi związkami. To wszystko nikogo z nas tak naprawdę nie definiuje. Dlatego za pośrednictwem swego utworu Tang Chui Mui stawia pytania o tożsamość matki, która nie chce przestać być po prostu człowiekiem. Aktorka, reżyserka i scenarzystka na podstawie własnych doświadczeń i odczuć mówi o tym, jak ogromną zmianą jest pojawienie się dziecka i jak ważne jest odzyskanie własnego ciała, które w pewnym sensie się straciło. W jednym z wywiadów stwierdza: Kiedy tracimy kontakt z własnym ciałem, tracimy kontakt ze sobą. W recenzowanym obrazie artystka cudownie bawi się scenami nawiązującymi do filmów Bruce’a Lee(który mówił co nieco o wyrażaniu siebie poprzez sztuki walki), tu warto dodać, że sama Tang trenuje od trzech lat, poświęcając się głownie brazylijskiemu dżiu-dżitsu. Patrząc na ekran, widzimy, że obserwowana postać wie, co robi (choć nie jest jeszcze mistrzynią świata i okolic, co próbuje się zasugerować w pewnej warstwie dzieła). Notabene personalia głównej bohaterki odnoszą się do Moon Lee, aktorki i kaskaderki znanej przeważnie z filmów należących do podgatunku honkongijskiego kina akcji girls with guns. Widzowie znajdą w Inwazji barbarzyńców (tytuł nawiązuje do rozważań Hannah Arendt na temat przemocy – czym niestety po trosze okazuje się wspominana zmiana, przewrócenie do góry nogami całego życia) całą masę odniesień: Tożsamość Bourne’a (zarówno w sensie książek Roberta Ludluma, jak i filmu Douga Limana), ukłon w stronę filmów sportowych, hołd dla piętrowości świata, niepewnej tożsamości i teorii spiskowych w serii Matrix oraz utworach Philipa K. Dicka (książki Ubik i Czy androidy śnią o elektrycznych owcach), jak również mrugnięcie oka w stronę Davida Lyncha, a nawet... Platona.
GramTV przedstawia:
A co w tym filmie naprawdę urzeka, to fakt, jak zmyślnym jest komentarzem odnośnie do tworzenia filmów. Na planie zresztą, prócz Tang Chui Mui, zebrała się sama śmietanka filmowców, a jednocześnie starych przyjaciół: piosenkarz, kompozytor muzyki filmowej i reżyser Pete Teo, reżyser i mistrz kung-fu James Lee oraz aktor i reżyser Bront Palarae (w roli tajemniczego Adnana). Ten ciut prześmiewczy, lecz pełen sympatii „remake” zachodnich hitów to jeden z obrazów na tegorocznym festiwalu Pięć Smaków, które naprawdę warto obejrzeć.
Inwazja barbarzyńców Tang Chui Mui to wyśmienita zabawa kinem i ironicznym spojrzeniem na własne życie twórczyni. Film w filmie i o filmie.
Plusy
Fajne kino akcji, a zarazem psychologiczne
Metawarstwy, kontekstowość i liczne odniesienia do literatury i kinematografii
Kobiece spojrzenie na karierę, status i tożsamość matek, w których życiu skutecznie, choć wbrew ich woli zaczyna dominować dziecko
Humor
Ciesząca oko gra aktorska
Sztuka reżyserska (płynne połączenie fikcji z rzeczywistością)
Podkreślająca klimat ścieżka dźwiękowa
Minusy
Uważni widzowie nie dadzą się tak do końca nabrać na żart reżyserki (pytanie, czy to naprawdę ważne, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyraźne wskazówki umieszczone w fabule)
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!