Transformers: Początek – recenzja filmu. Tak upadał Cybertron

Radosław Krajewski
2024/09/21 08:00
1
0

Po ostatnich aktorskich porażkach serii Transformers, Paramount Pictures zwrócił się w stronę animacji. Oceniamy, czy to powiew świeżości w wojnie między Autobotami a Deceptikonami.

Zło rodzi zło

Transformers: Przebudzenie bestii z ubiegłego roku miało być zupełnie nowym otwarciem, ale nawet bez Michaela Baya seria nie sprostała oczekiwaniom widzów i popularna niegdyś marka radzi sobie w kinach coraz gorzej. Nawet zapowiedziany crossover z G.I. Joe raczej niewielu fanów ekscytuje, ale Paramount Pictures wierzy, że to jedyny ratunek dla obu franczyz. Żeby jednak utrzymać zainteresowanie widzów Transformersami, a przy okazji wychować kolejne pokolenie, które będzie w przyszłości chodzić na aktorskie produkcje, wytwórnia dała zielone światło dla kinowego filmu animowanego. Film o młodości Optimusa Prime’a i Megatrona to strzał w dziesiątkę, dając ciekawe podwaliny pod słynny konflikt, jednocześnie dostarczając widzom masę udanego fanserwisu. Seria o popularnych robotach właśnie odżyła i już dawno nie miała się tak dobrze.

Transformers: Początek

Orion Pax (Chris Hemsworth) i D-16 (Brian Tyree Henry) to młodzi górnicy, którzy żyją wojenną legendą o dzielnych Prime’ach, którzy obronili Cybertron przed atakiem obcej cywilizacji znanej jako Quintesson. Lekkomyślny Pax namawia swojego rozważnego i zasadniczego kolegę do wzięcia udziału w wyścigu, który bacznie obserwuje lider Transformersów i jedyny ocalały z wojny Sentinel Prime (Jon Hamm). Nie wszystko jednak idzie po ich myśli i trafiają na sam dół społecznej drabiny, gdzie spotykają B-127 (Keegan-Michael Key). Razem odnajdują mapę do poszukiwanego przez wszystkich Matrycy przywództwa, która zaginęła podczas ataku Quintessonów. Po drodze napotykają na Elitę Jeden (Scarlett Johansson), byłą brygadzistkę górników, która została zdegradowana po ostatnim wybuchu w kopalni. Cała czwórka wyrusza w podróż, podczas której odkryją straszliwy spisek i prawdziwe motywacje Sentinela Prime’a.

Wspomniana dwójka głównych bohaterów to nikt inny, jak przyszły Oprimus Prime oraz Megatron, zanim stanęli po przeciwnych stronach barykady. Transformers: Początek jest więc swoistym prologiem dla wszystkich wcześniejszych produkcji, zarówno tych rozgrywających się na Ziemi, jak i tych podczas wojny o Cybetron. Twórcy dają nam poznać sam wstęp do historii walki dobra ze złem, gdzie przywódcy Autobotów i Deceptikinów byli zupełnie innymi robotami. Mam nieodparte wrażenie, że to nie ostatni raz w tym roku, kiedy w kinie obejrzymy tę samą opowieść. Identycznie jak w Transformers: Początek, również Mufasa: Król Lew od Disneya zaprezentuje zbliżoną historię, gdzie wielcy przyjaciele staną się zaprzysięgłymi wrogami, którzy doprowadzą do waśni dwóch odmiennych idei.

Transformers: Początek

W Transformers: Początek ten wątek wybrzmiewa przez cały film i twórcy dokładnie prezentują przemianę obu głównych bohaterów. Orion Pax początkowo nie przypomina Optimusa Prime’a, którego znamy, ale to urodzony lider, który potrafi prowadzić tłumy, a przy tym wierzy w dobro i sprawiedliwość. Jeszcze ciekawej wypada D-16, który staje się owładniętym żądzą zemsty brutalem, który chce stworzyć despotyczne rządy i ukarać każdego winnego, kto przyczynił się do powstania poprzedniego reżimu. Cieszy, że nikt nie próbuje usprawiedliwiać działań Megatrona i nadać im zupełnie innego kontekstu, próbując wybielić jego czyny. Produkcja skupia się na jego przemianie, więc rozumiemy, skąd bierze się jego gniew i porzucenie wszelkich ideałów. Ale z drugiej strony nie dochodzi do sytuacji, że Megatron staje się jakąkolwiek stroną, której widz miałby kibicować. To zła postać, ale najbardziej interesująca jest odpowiedź na pytanie, co spowodowało, że taki się stał.

Na chwałę trzeba zasłużyć

Produkcja Paramount Pictures zdecydowanie nie jest skierowana do młodszych odbiorców, a mam nawet wrażenie, że została stworzona z myślą o dorosłych fanach Transformersów. W filmie kluczowym wątkiem jest wspomniany reżim zbudowany na kłamstwie i próbie jego obalenia za sprawą rebelii zwykłych obywateli, a wszystko to opakowane w klasyczną przygodówkę. Nie ma tu jednak zbyt wielu infantylnych momentów, a jedyne „zabawne” sytuacje tworzy Bumblebee, którego gadatliwe usposobienie czasami potrafi wymęczyć i aż żal, że znowu sprowadzono tę postać do roli „śmiesznostki”. Jednak gdy przebolejemy ten element, otrzymujemy historię, która przypomina nieco starego, dobrego Disneya z lat dziewięćdziesiątych, czy na początku lat dwutysięcznych. Jakby kogoś nadal to nie przekonywało, to zakończenie oferuje sporo scen, gdzie roboty piorą się po twarzach, chcąc zrobić sobie prawdziwą krzywdę. Nie brakuje też bardziej epickich momentów i wspomnianego fan serwisu, który jest nienachlany i nie próbuje każdemu mrugnięcia okiem do fanów nadać rangi wielkiego wydarzenia.

Transformers: Początek

GramTV przedstawia:

Świetnie wypadają też pozostałe postacie na czele z Elitą Jeden, której charakter również zmienia się pod wpływem kolejnych wydarzeń i własnych doświadczeń. Nawet Bumblebee dostaje swój wielki moment chwały, a intrygująco wypada też Alpha Trion, czy Starscream, który zdecydowanie zasługuje na swój własny spin-off. I jedynie Sentinela Prime’a żal, że jego postać nie została bardziej rozbudowana. To złoczyńca oparty na prostych, ale do pewnego stopnia działających schematach. Mimo to można było oczekiwać więcej.

Film miałem przyjemność oglądać w oryginalnej ścieżce dźwiękowej i mogę zapewnić, że Chris Hemsworth spisał się w roli Optimusa Prime’a. Aktor świetnie dobiera głos do różnego zachowania swojego bohatera, żeby pod koniec brzmieć niczym młodsza wersja Petera Cullena. Dobrze wypada też Brian Tyree Henry jako Megatron, Scarlett Johansson w roli Elity Jeden oraz Laurence Fishburne jako Alpha Trion i Steve Buscemi w niewielkiej, ale wartej zapamiętania, głównie dzięki jego głosowi, postaci Starscreama.

Transformers: Początek to jeden z najlepszych filmów o Autobotach i Deceptikonach. Od premiery Bumblebee minęło już sześć lat, więc dobrze, że w końcu jakaś produkcja o Transformersach się udała. Film stanowi odpowiednie wprowadzenie do serii, dostarczając sporo rozrywki i epickiej historii nie tylko nastoletnim widzom, ale również dorosłym fanom, którzy pamiętają czasy, gdy pierwszy Transformers od Michaela Baya wchodził do kin. Mam nadzieję, że Paramount Pictures pójdzie za ciosem i da nam odpocząć od aktorskich wersji robotów, na rzecz ich animowanych przygód. Transformers: Początek ewidentnie zostawia furtkę dla kontynuacji, pozostawiając kilka niedokończonych wątków, które można wykorzystać w kolejnych filmach. Miejmy nadzieję, że te powstaną.

7,5
Transformers: Początek to jeden z najlepszych kinowych filmów z serii.
Plusy
  • Ciekawa historia z klasyczną przygodą
  • Świetnie napisane i odegrane postacie Optimusa Prime’a i Megatrona
  • Mnóstwo akcji
  • Epickie zakończenie
  • Sporo udanego fanserwisu
  • Oryginalny dubbing
  • Przyjemna dla oka oprawa wizualna
Minusy
  • Miejscami irytujący Bumblebee
  • Sentinel Prime mógłby zostać bardziej rozwinięty
  • Czasami tempo prowadzenia historii jest zbyt szybkie
Komentarze
1
Hithaeglir
Gramowicz
Dzisiaj 09:53

Bez Cullena i Welkera to nie są transformersy.