(Prawie) nowa generacja
Jeśli chodzi o grafikę, to twórcy oddali do naszej dyspozycji trzy warianty. Można grać w natywnym 4K z 30 klatkami animacji na sekundę, 1440p (skalowanie do 4K) z 60 fps-ami lub wybrać płynność na poziomie 120 fps-ów, co wiąże się z obniżeniem rozdzielczości do "przedpotopowego" 1080p.
Grając w remastery co jakiś czas przełączałem się głównie między dwoma pierwszymi wariantami. Uwielbiam obserwować akcję w 60 fps-ach, ale utrata płynności na rzecz wyższej rozdzielczości kusi przy tak pięknej i szczegółowej oprawie graficznej. Grając w 4K od razu widać bardziej realistyczne włosy, fakturę ubrań i inne detale, które w niższych rozdzielczościach są bardziej rozmyte i jednostajne. Oczywiście nie ma tragedii, bo remastery bazują na jednych z najładniejszych gier poprzedniej generacji, ale 4K robi różnicę. 120 klatek animacji na sekundę również, jednak żałuję, że twórcy nie poszli w tych wariantach o krok dalej.

Uncharted 4 w trybie Wydajności (dynamiczne 4K, czyli skalowanie z 1440p i 60 fps), a poniżej w trybie Wiernym (natywne 4K, 30 fps). Proszę kliknąć w obrazek i zwrócić uwagę na włosy Nathana i biały podkoszulek “kolegi”
Wielka szkoda, że standardem w takich grach na PlayStation 5 nie jest 4K/60 fps i Ray Tracing. Przykro to pisać, ale mocni pececiarze zapewne będą mieli powody, by drzeć łacha z konsolowców, którzy dostali graficznie niezbyt imponującego remastera. Żeby była jasność – obie części Uncharted wyglądają znakomicie nawet 5-6 lat po premierze, ale po remasterach zwłaszcza takich tytułów spodziewałem się, i nie tylko ja, czegoś więcej (czyt. natywnego 4K/60 fps i Ray Tracingu).
Honor kolekcji na pewno ratuje czas wczytywania się danych (SSD), który jest nawet dziesięć razy krótszy niż na PlayStation 4. Czyli zamiast pół minuty (sic!) bezczynnego gapienia się w ekran zaczynamy grać dosłownie po kilku sekundach od przeklikania tego, co konieczne w menu.

Krótko mówiąc, doznania oferowane przez DualSense to prawdziwie nowa generacja (xboksowcy mają czego zazdrościć), mamy 3D Audio i błyskawiczne wczytywanie z dysku SSD. Z drugiej strony, opcje graficzne nie powalają na kolana, choć z przyjemnością powtarzałem znaną mi przygodę w 4K. Czy warto więc sięgnąć po Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei? Zdecydowanie, jeśli wcześniej nie grało się w te gry na PS4. Posiadacze oryginałów nie muszą wydawać pełnej kwoty na remastery, bo jest opcja płatnego (ok. 50 zł) ulepszenia do ściągnięcia z PlayStation Store. Gorzej mają ci, którzy chcieliby sobie w ten sposób ulepszyć Uncharted 4 z pakietu PS+ (nie da się) oraz posiadacze płytowych wydań, którzy zainwestowali w PS5 Digital Edition. Dla nich pan Sony jest bezlitosny i każe kupić drugi raz te same gry w cyfrze plus ulepszenie lub od razu nową kolekcję.
Na koniec wracamy do punktu wyjścia, czyli kontrowersji, jakie może wzbudzać Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei. Z jednej strony otrzymujemy znakomite gry w odświeżonej wersji, które zdecydowanie warto sobie powtórzyć (lub nadrobić) na PlayStation 5. Z drugiej zaś nie da się ukryć, że brak natywnego 4K/60 fps i Ray Tracingu mocno rozczarowuje w tak flagowym tytule Sony. Patrząc na końcową ocenę, weźcie pod uwagę, że jest to wypadkowa nowych i starych wrażeń kogoś, kto zna te gry na wylot z poprzednich lat. Jeżeli ma to być wasze pierwsze podejście do szukania skarbu Henry'ego Avery'ego i rozbijania się po indyjskich ruinach, to śmiało dodajcie do oceny oczko, a nawet dwa wyżej.