Stworzony przez zaledwie trzy osoby Voidwrought to przykład klasycznie zrealizowanej metroidvanii, w którym nie znajdziemy absolutnie niczego nowego. Mimo to – warto zagrać.
Było ich trzech…
Dopiero po kilku godzinach rozgrywki, czyli gdzieś w połowie kampanii fabularnej, przypadkiem natrafiłem w internecie na informację, z której wynikało, że za stworzenie Voidwrought odpowiadają Chris (styl artystyczny), Martin (projekt) i Erik (kodowanie). Byłem pod wrażeniem, bo całość wygląda tak, jakby została przygotowana przez znacznie większy zespół. Owszem, i tak wciąż widziałem i nadal widzę elementy, które mogłyby zostać wykonane w Voidwrought znacznie lepiej, ale hej - to gra malutkiego studia. Nie oczekujmy, że będzie dorównywać jakością hitom stworzonym przez znacznie większe firmy. Mimo wszystko mam wobec ekipy Powersnake jeden poważny zarzut, o którym przeczytacie poniżej.
O co tu chodzi?
Voidwrought to, jak już wspomniałem we wstępie, klasycznie zrealizowana metroidvania z dwuwymiarową oprawą wizualną. Hollow Knight w tytule recenzji nie pojawił się wyłącznie dlatego, że zarówno tytuł od Powersnake, jak i niezapomniany hit ekipy Team Cherry (jak tam z Silksongiem?), należą do tego samego gatunku. Rozpoczynając swoją przygodę z Voidwroughtem nietrudno zauważyć, że twórcy nawiązali stylistyką do przeboju sprzed siedmiu lat. Szkoda tylko, że w odróżnieniu od przywołanego wcześniej Hollow Knighta, w Voidwrought brakuje jakiejś magii, czegoś co sprawiłoby, że zapamiętałbym tę grę na dłużej. To jednak świetnie wykonana, ale niestety wciąż rzemieślnicza robota. Tak, jakby autorom brakowało odwagi. Jakby bali się dodać coś, co wyróżni ich grę na tle innych przypominających Metroida czy Castlevanię.
Jak nietrudno się domyślić, historia w Voidwrought nie należy do skomplikowanych. Można nawet odnieść wrażenie, że pojawia się tylko dlatego, byśmy mieli cel podróży. Tym bardziej, że po krótkim wprowadzeniu - z którego dowiadujemy się, że wcielamy się w wyłaniającego się z kokonu bohatera i musimy zbierać krew bogów (poprzez zabijanie potworów), by uratować świat przed nadchodzącą nową erą - fabuła nieco się rozmywa, a z czasem, gdy nawet rozmawiamy z napotkanymi postaciami niezależnymi i poznajemy kolejne niuanse opowieści, są one niezwykle sztampowe. Przez to scenariusza nie śledzi się z jakimkolwiek zaangażowaniem. A samo zakończenie? Cóż, mówiąc krótko - jest bardzo przewidywalne.
Jak to wygląda?
Co innego świat w klimatach horror lovecraftowskiego czy też cosmic horroru. Ten zaproponowany przez autorów Voidwrought, gdzie przemierzamy różnorodne biomy stanowiące ruiny Pierwszej Cywilizacji, może się podobać. Nie są to tak piękne i klimatyczne miejscówki, jak w Hollow Knightcie (dość już tych porównań), ale było kilka momentów, w których stanąłem i zrobiłem “wow”.
Tak czy inaczej, wygląd to jedno, a projekt to kolejna sprawa do omówienia. Cały obszar udostępniony w Voidwrought jest naprawdę spory, lecz sama gra do najdłuższych nie należy. Dotarcie do napisów końcowych zajmuje maksymalnie dziesięć godzin, ale oczywiście jeśli gdzieś utkniemy (czy to na wymagającej sekwencji platformowej czy też na bossie), to gra zatrzyma nas przed ekranem na dłużej. Lub odwrotnie - mając doświadczenie w metroidvaniach można przejść Voidwroughta nieco szybciej.
Jest ciężko? Tak, ale…
Początkowo może wydawać się, że Voidwrought będzie stanowił naprawdę ogromne wyzwanie. Racja, próg wejścia jest dosyć wysoki i przedzieranie się przez początkowe obszary może sprawiać problem, nawet pomimo dość często występujących punktów umożliwiających zapisywanie stanu rozgrywki. Niemniej mniej więcej w połowie, kiedy odblokujemy umiejętności aktywne i pasywne, stajemy się zbyt potężni, przez co twórcy odbierają nam trochę frajdy z zabawy, stawiając przed nami niezbyt wymagających przeciwników.
GramTV przedstawia:
Na szczęście jednak pojawia się kilka fragmentów, podczas których musimy wykazać się nie lada zręcznością, odpowiednio omijając różnego rodzaju pułapki. Przykład? Sekwencja polegająca na bieganiu po ścianie i odbijaniu się w stronę kolejnej, by znowu po niej przebiec, jednocześnie unikając rozmieszczonych na mapie wystających kolców. Zasadniczo jest tu sporo momentów, które - jak chociażby w Prince of Persia: The Lost Crown - zmuszają nas do tego, aby się idealnie wstrzelić, podczas skakania po kolejnych obiektach otoczenia, wykorzystując uprzednio zdobyte umiejętności.
Rozwój, rozwój, rozwój…
Skoro już o tym mowa, to warto dodać, że w Voidwrought nieustannie czujemy postępy. Po pierwsze dlatego, że nie błądzimy po lokacjach, mając zaznaczony cel na mapie. Po drugie natomiast sukcesywnie odblokowujemy nowe sposoby eksplorowania lokacji. Początkowo jedynie biegamy po dostępnych obszarach, z czasem (bardzo szybko) możemy wykonywać przewroty, a później pojedyncze i dalekie skoki, do tego dochodzi szarża w powietrzu, a później jeszcze opcja przenikania przez ściany. W ten sposób, a jakżeby inaczej, docieramy do wcześniej niedostępnych miejsc.
Mało? Autorzy oddają do naszej dyspozycji także między innymi linkę z hakiem czy też pozwalają na skorzystanie z usług pewnych jegomościów, którzy przy wykorzystaniu łopaty odblokowują dla nas dostęp do nowych terenów. To oczywiście nie wszystkie atrakcje, jakie czekają na chętnych, którzy zdecydują się zagrać w Voidwrought. Jest tego nieco więcej, dzięki czemu gra, najzwyczajniej w świecie, wciąga.
Voidwrought to oczywiście również system rozwoju postaci oparty przede wszystkim na pozyskiwaniu wspomnianych wcześniej przeze mnie umiejętności pasywnych i aktywnych, dzięki którym zwiększamy swoje szanse na zwycięstwo w kolejnych starciach z przeciwnikami. Możemy pozyskać relikwie sprawiające, że zadajemy większe obrażenia, albo takie, dzięki którym szybciej odnowimy możliwość korzystania z aktywnych talentów i - przykładowo - strzelimy wiązką do wroga, zamiast korzystać z domyślnej broni białej, lub też skorzystamy z innych zdolności. W tym wszystkim nie brakuje oczywiście zwiększania paska zdrowia głównego bohatera. Dokonujemy tego poprzez zwiedzanie lokacji i odnajdywanie odłamków życia.
Podsumowanie
Wszystko to już było, prawda? Owszem - Voidwrought to klasyczny przykład naprawdę dobrej, lecz w żadnym aspekcie nieodkrywczej produkcji. Takiej, która zapewni dwa, może trzy wieczory, angażującej rozgrywki wszystkim fanom metroidvanii, lecz ci najprawdopodobniej szybko o niej zapomną. Nie zmienia to jednak faktu, że po Voidwrought naprawdę warto sięgnąć, choćby w oczekiwaniu na Hollow Knight: Silksong. Dzieło studia Powersnake jest na tyle udane, że nie powinniście go przegapić, zwłaszcza że kosztuje poniżej 100 złotych, co jest ceną naprawdę atrakcyjną, biorąc pod uwagę jakość i czas rozgrywki.
7,0
Voidwrought to naprawdę udana metroidvania. Szkoda tylko, że nie wprowadza niczego nowego do gatunku, stawiając na sprawdzone rozwiązania. Mogłaby również wyglądać nieco lepiej…
Plusy
świetnie zaprojektowane lokacje
czytelna mapa świata
angażująca rozgrywka
nieustanny rozwój postaci
Minusy
po odblokowaniu niektórych umiejętności stajemy się zbyt potężni, przez co gra staje się nieco za łatwa
nieciekawa historia, dodana jako pretekst do rozgrywki
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.