Średniowieczny Jagged Alliance dla masochistów.
Gra, którą we wczesnym dostępie zignorowałem i przyznaję, że był to błąd. Na szczęście mili ludzie z Shiro pokazali cały potencjał tego tytułu i jestem od teraz jego wielkim miłośnikiem. I nie znów nie sposób obyć się bez porównań, bo Wartales to w skrócie taki średniowieczny sandboksowy Jagged Alliance. Jeśli znacie też Battle Brothers, to jesteśmy w zasadzie w domu. Bo najważniejsze jest tutaj to, że prowadzimy grupę najemników.
Rozgrywka to tak naprawdę piaskownica, opowieść o próbie znalezienia swojego miejsca i może nawet zdobycia jakiejś pozycji, ale przede wszystkim przeżycia w tym okrutnym i bezpardonowym świecie. Świat gry jest okrutny i nie zawsze sprawiedliwy, ale sprytem, elokwencją, twardym orężem lub jeszcze twardszą walutą możemy sobie wyszarpać w nim miejsce. I to jest tu najfajniejsze, ta pełna w zasadzie swoboda. Bo owszem, są jakieś tam zadania i questy poboczne, ale i tak większość zależy od naszych decyzji. Lubię gry z intrygująca fabuła, ale czasem potrzebuję też piaskownicy, byle była odpowiednio brudna, błotnista i chciała mnie zabić. Ta taka właśnie jest.
Jest wyzwaniem. W Wartales wszystko jest wyzwaniem. Owszem, możemy siać postrach, albo być zbawcami uciemiężonych, ale jeść też musimy. Spać musimy. Rany się same nie zaleczą. W tej grze nie ma właściwie wielkich wydarzeń i wiekopomnych dokonań, o których napiszą ballady. Tu jest szare, zwyczajne życie, przeplatane z naszej lub niekoniecznie woli kolejnym wpier…dzielem. Bo jak powiedział mi jeden z twórców, to taka całkiem realistyczna symulacja, tu nie osiągniemy jak w D&D poziomu, na którym przyjmiemy na klatę trzy smocze zionięcia. Tu zresztą nie ma smoków.
No i oczywiście musimy jeszcze cały czas zwracać uwagę na uczucia naszych podwładnych. Bo mają swoje skomplikowane osobowości, mogą się lubić lub nie tolerować, kochać lub nienawidzić, podobnie zresztą, jak decyzje które podejmiemy podczas gry. Może się zdarzyć w naszej ekipie zarówno ślub, jak i popełnione podczas nocnego obozowania morderstwo. Właśnie takie mechaniki kupiły mnie najbardziej, ta dbałość o szczegóły i realizm, często ignorowane w innych erpegach i grach taktycznych. Tu jest wszystko w jednym miejscu.
Gra jest we wczesnym dostępie już od grudnia ubiegłego roku, ale dopiero teraz dostaniemy wyczekiwane duże miasto. Wielki Gosenberg. Dotychczas mogliśmy naszą grupą najemników działać w nieco bagnistym, acz otwartym terenie, przyszedł więc czas na dotarcie do cywilizacji. Miasto robi wrażenie realizmem, chciałbym, żeby tak odwzorowane były wszystkie większe aglomeracje w grach historycznych/fantasy. Nie ma chodzenia na skróty.
Gra cały czas się rozwija i co chwila mają do niej trafiać nowe elementy. Lubicie Blood Bowl? No dobrze, historyczny taki, prawdopodobnie Calcio Fiorentino. No to informuję, że to też mają w Wartales. Jako dodatkową grę taktyczną, z całą jej późnośredniowieczną brutalnością, uderzeniami pięścią podczas meczu i złamanymi kośćmi. Wspominam o tym choćby po to, by pokazać, jak rozbudowanym projektem staje się Wartales. I mam nadzieję, że to będzie się rozszerzać i obrastać w nowe fajne mechaniki, że wreszcie dostaniemy osadzonego w średniowieczu taktycznego sandboksa z prawdziwego zdarzenia.
Trzymam mocno kciuki, bo projekt trafił w chwili obecnej do mojej zakładki “ulubione”. Co ciekawe podczas rozmowy z twórcami wyczułem rzadko spotykany na targach takich jak gamescom spokój i pewność. Zero sztucznej “ekscytacji”, konkretny plan, pewność tego co chcą zrobić, jasny kierunek w jakim zmierzają i przekonanie, że starają się to robić najlepiej jak potrafią. Oraz cieszy ich szczerze, że ktoś potrafi docenić te wszystkie małe rzeczy składające się na wielką całość.