Najwybitniejszy twórca czekolady powraca, tym razem z opowieścią o swoich początkach. Oceniamy, czy Wonka to udany film.
Pralinka
W ostatnim czasie twórczość Roalda Dahla przeżywa swoją kolejną młodość za sprawą licznych ekranizacji jego dzieł. W ubiegłym roku Netflix uraczył nas musicalem Matylda, a niedawno mogliśmy na platformie obejrzeć kilka krótkometrażowych filmów w reżyserii Wesa Andersona na podstawie opowiadań Dahla. W przygotowaniu jest kilka kolejnych adaptacji, ale zdecydowanie największe nadzieje i oczekiwania były wobec prequela Charliego i fabryki czekolady. Główna w tym zasługa nazwiska reżysera Paula Kinga, który zachwycił dwiema częściami Paddingtona. Filmowiec zrobił sobie przerwę od kręcenia kolejnych przygód z peruwiańskim misiem, skupiając się na najbardziej znanym wytwórcy czekolady. Podobnie jak sama słodka przekąska, Wonka to film, którego konsumuje się z nieskrywaną przyjemnością i radością, ciesząc się każdym kolejnym kęsem. Nawet gdy w pewnym momencie nadzienie wydaje się niepotrzebnie gorzkie.
Willy Wonka (Timothée Chalamet) ma wielkie marzenie, aby zostać największym twórcą czekolady. Wyrusza więc do miasta, w którego sercu znajduje się wielka galeria handlowa, słynna z czekoladowych wyrobów trzech rywalizujących ze sobą magnatów: Slugwortha (Paterson Joseph), Prodnose’a (Matt Lucas) i Fickelgrubera (Mathew Baynton). Chłopak szybko przekonuje się, że przedsiębiorcy żądzą rynkiem czekolady twardą ręką i nie uśmiecha im się dzielnie zyskami. Spłukany do cna Wonka trafia na ulicę, gdzie na swej drodze spotyka szemranego Bleachera (Tom Davis), który prowadzi podejrzany hotel wraz z panią Scrubbit (Olivia Colman). Chłopak zostaje uwięziony i zmuszony do pracy w pralni, gdzie spotyka Nitkę (Calah Lane) i resztę ferajny, którzy również utknęli w przymusowej pracy. Wonka nie rezygnuje jednak ze swoje marzenia i pomimo wszystkich przeciwności losu postanawia wytwarzać czekoladę i sprzedawać ją mieszkańcom, aby zarobić na wykupienie siebie i reszty. Podejmuje się karkołomnego zadania, uciekając przed goniącym go skorumpowanym szefem policji (Keegan-Michael Key). Tropem młodego czekoladnika podąża pomarańczowy ludzik o zielonych włosach (Hugh Grant), który ma osobiste porachunku z Wonką do wyrównania.
Chociaż to familijna produkcja, która skierowana jest również do dzieci, to Wonka porusza zaskakująco wiele problemów natury ekonomicznej. Chłopak pomimo magicznej wręcz receptury swoich czekoladek i niezwykłych zdolności, aby nieść ludziom nie tylko radość, ale i pomoc w ich różnych przypadłościach, zostaje zmiażdżony przez ludzi, którzy poruszają za wszystkie sznurki. Ciężko nie dostrzec tu krytyki kapitalizmu i monopolu, w której mniejsi przedsiębiorcy nie mają szans w starciu z tytanami, pomimo oferowania lepszego produktu. Choć wszystko jest w zgodzie z familijną linią filmu, to Wonka jawi się jako prawdziwe gangsterskie kino przywodzące na myśl miejscami dzieła Martina Scorsese. Zamieńmy czekoladę na jedną z zakazanych substancji, dostosujmy nieco świat i postacie, a otrzymamy zaskakująco dojrzałą i poważną historię o mafijnych porachunkach. Kuriozalne, ale świetnie to w tym filmie działa.
Historia porusza również wciąż aktualny wątek wyzysku biedniejszych społeczności przez czekoladowych potentatów, którzy za niewielką cenę pozyskują owoce kakaowca, w żaden sposób nie przyczyniając się do rozwoju tych krajów. Szkoda, że Wonka jedynie prześlizguje się po tym temacie, rzucając trudny wątek, ale niewiele więcej z nim robiąc i w kiepski sposób usprawiedliwiając poczynania głównego bohatera. Jest w tym pewna niekonsekwencja, która pozostawia poczucie dużego rozczarowania.
Umpa lumpa dumpadi di
Na szczęście to jeden z niewielu problemów Wonki, który ma odpowiednio skrojoną historię, wzbogaconą o dodatkowe wątki i konteksty. Przede wszystkim to ciepła i miła opowieść o realizacji własnych marzeń, ale również otwieraniu innym okna na świat i niesieniu pomocy, aby zgodnie z przesłaniem filmu, dzielić się własnym szczęściem. Jak na kino familijne nie ma w tym nic odkrywczego i do podobnych wniosków prowadziły nas obie części Paddingtona, ale Paul King ponownie potrafił uczynić z tego pasjonującą i pełną emocji historię, która nawet na moment nie nudzi. Jest to w pełni przemyślana i zrealizowana fabuła, gdzie nawet pewne nieścisłości i naiwności da się do pewnego stopnia wybaczyć.
GramTV przedstawia:
Jednym z największych plusów Wonki jest wykreowany świat i same postacie. Film prezentuje jedną z najlepszych scenografii w tegorocznych produkcjach, ale przede wszystkim nie ma się wrażenia sztuczności tego świat. Ma on swoją własną historię i mitologię, która na swój sposób potrafi być szalona, ale również sprawiająca dużą frajdę. Nie ma poczucia, że to świat działający dla głównego bohatera, ale że Willy Wonka jest tylko jednym z wielu trybików. Podobnie ma się z postaciami, wśród których trudno wskazać kogokolwiek, kto nie pasowałby do całości, czy wyraźnie odstawał. Poza trójką magnatów, kolejnymi dobrymi przykładami jest Bleacher i pani Scrubbit, którzy swoją postawą i wizerunkiem przypominają małżeństwo Thénardier z Nędzników. Nie zdziwiłbym się, gdyby twórcy inspirowali się właśnie tymi postaciami.
Timothée Chalamet jest świetnym Willym Wonką. Nie próbuje kopiować Johnny’ego Deppa, ale jednocześnie potrafi być równie szalony, ekscentryczny i uroczo naiwny w swoich działaniach. To bohater nieco bardziej przystępny i z większym ciepłem, niż „dorosła” wersja Wonki. Również Calah Lane, Olivia Colman i Tom Davis są doskonali. Zresztą cała obsada spisała się rewelacyjnie, ale największym skarbem filmu jest Hugh Grant jako Umpa lumpa. Szkoda, że aktora jest tak mało na ekranie, ale to kolejna fantastyczna rola Granta w filmie Paula Kinga po Paddingtonie 2.
Paul King wyrasta na króla kina familijnego i przy Wonce znów nie spudłował. To idealna propozycja na świąteczny okres, po której robi się cieplej na sercu, mając poczucie, że twórcy doskonale wiedzieli, jaki film chcą zrobić i udało im się to zrealizować bez większych problemów. Nawet musicalowe momenty z co najwyżej poprawnym śpiewem Chalameta całkiem dobrze sprawdzają się w tej produkcji, nawet jeżeli żadna piosenka nie zostaje w pamięci na dłużej. Liczę, że to nie ostatnie spotkanie z Wonką i będziemy mieli okazję zobaczyć jak prowadzi swoje imperium wraz z Umpa lumpa do świetności. Po tym filmie ma się ochotę na zjedzenie choć kawałka czekolady, więc warto zaopatrzyć się w jakieś słodkości ma zaplaowany seans.
8,0
Wonka jest niczym sama czekolada, która rozumie jak sprawić radość.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!