Seria Gothic cieszy się w naszym pięknym kraju szaleńczą popularnością. Pierwsza i druga odsłona rozkochały w sobie graczy, więc oczekiwania wobec trzeciej również były ogromne. Piranha Bytes obiecywała naprawdę wiele, a wpatrzeni w nią fani z wypiekami czekali na dalsze przygody Bezimiennego. Jeśli pamiętacie premierę Gothic 3, to z pewnością ciągle macie przed oczami wszystkie związane z nią atrakcje. Brutalnie mówiąc, ta gra nie działała. Masa, często krytycznych, błędów i koszmarna optymalizacja sprawiały, że komputery paliły się w rytm pękających serc fanów. Ja należałem do grupy, której w 2006 roku, a także przez parę kolejnych lat nie było dane zagrać ze względu na zbyt słaby sprzęt. Znając historię, w ogóle tego nie żałowałem, aż do teraz.
Czy z Gothic 3 dało wyciągnąć się więcej?
Pomimo fatalnego przyjęcia Gothic 3 dał radę się wybić. Gra w oczach fanów broniła się charakterystycznym dla produkcji Piranha Bytes klimatem i podejściem do gameplayu. Mam na ten temat swoją teorię. Polacy kochają bowiem kombinować, a rozgrywka w tej serii zaprojektowana jest tak, że kombinować można na każdym kroku. Moim zdaniem, to właśnie dlatego tak pokochaliśmy Goticzki. Kilka lat patchy, aktualizacji, modów społeczności i postępu technologicznego później Gothic 3 stał się w pełny grywalny i znalazł swoich fanów, którzy będą go bronić zębami i pazurami. Niesiony sentymentem do przygód Bezimiennego skusiłem się, by po latach znowu dać mu szansę. Na Innosa, Beliara i Adanosa, co mnie podkusiło?
Jeśli macie ciepłe wspomnienia dotyczące trójeczki, albo jeśli tak jak ja planowaliście do niej wrócić, zaklinam Was, nie róbcie sobie tego. Gothic 3 okazał się sporym rozczarowaniem, a ponad połowa z 40 godzin, których potrzebowałem na ukończenie tej gry, była wołaniem o pomoc i napisy końcowe. Niestety wizja Piranha Bytes kompletnie mnie nie przekonała. Wiem, że ich gry są otoczone kultem przyjemnej drewnowatości, ale już nawet dla mnie było tego wszystkiego za dużo.
Fabuła? A na co to komu? Komu to potrzebne?
Zacznijmy od fabularnego chaosu. Historia jest bezpośrednią kontynuacją opowieści z poprzedniej części. Bezimienny ląduje w szarganej konfliktami Myrtanie. Gdzie siła, potęga i zdolności, które bohater opanował w Gothic 2? Nie ma, wyparowały i proszę się nie interesować. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by od pierwszej minuty dołączyć do zaciętego boju przeciwko orkom, którzy mierzą się z buntownikami. Po wyzwoleniu Ardei możemy pogadać z kilkoma znanymi z poprzednich gier postaciami i rzucić się w ogrom otwartego świata, gdzie jesteśmy pozostawieni sami sobie.
Fabuła w Gothic 3 poprowadzona jest w taki sposób, że oferuje graczowi naprawdę dużo wolności. Chcesz trzymać z orkami? Proszę bardzo! Zabijaj buntowników i jakoś się dogadamy! A może jednak chcesz unicestwić orków? Droga wolna! Gracz sam może podejmować wybory, co jest naprawdę super, jednak historia jest na tyle pusta, że kwestia tego z kim będziemy walczyć nie ma większego znaczenia, bo reszta i tak sprowadza się do wykonywania typowych questów w stylu przynieś, zanieś, pozamiataj. Po 10-15 godzinach miałem już kompletnie dość wykonywania kolejnych bliźniaczo podobnych zdań, a zajawiona wyłącznie zdawkowo główna linia fabularna świtała gdzieś daleko na horyzoncie. Znajdź Xardasa! - krzyczał dziennik. Ale co? Gdzie? Jak i po co? Tego dowiedziałem się znacznie później, gdy miałem już kompletnie dość oglądania pleców Bezimiennego.