Podobne wizje snuje się już od końcówki lat 90., kiedy to upowszechnianie się szybkich łączy internetowych sprawiło, że przesyłanie przez sieć dużych plików przestało być problemem. Ale tak naprawdę ten segment rynku zaczął się szybciej rozwijać ok. 12 miesięcy temu. Taka forma sprzedaży ma już na koncie kilka sporych sukcesów i można się spodziewać, że jej popularność będzie rosnąć.
Sprzedaż online podzielić można na dwa rodzaje. Firmy takie jak Trymedia czy Valve oferują pełne gry za jednorazową opłatą. Skorzystanie z ich oferty jest więc po prostu alternatywą dla wizyty w sklepie. Zaś Yahoo, Comcast czy Verizon udostępniają na swoich stronach szereg gier uiszczającym miesięczny abonament. Dopóki się płaci - można korzystać, później dostęp wygasa.
Pracownicy Screen Digest spodziewają się też, że coraz większe pieniądze przynosić będzie sieciowa sprzedaż niewielkich dodatków do gier. Coś takiego ma się stać ważną częścią usługi Xbox Live po premierze nowej konsoli Microsoftu. Warto też zaznaczyć, że już teraz podobny system doskonale sprawdza się w Azji, gdzie niezwykle szybko rozwijającemu się rynkowi gier online towarzyszy sprzedaż rozmaitych małych rozszerzeń. Wspomniane na początku 400 milionów dolarów dotyczy tylko rynków zachodnich - gdyby brać pod uwagę Daleki Wschód, to z pewnością wyszłoby dużo więcej.
Według specjalistów z firmy analitycznej Screen Digest, dystrybucję gier przez sieć, z pominięciem wydawców, czeka świetlana przyszłość. Z opublikowanego przez nich raportu wynika, że rynek ten już w 2010 roku wart będzie 400 milionów dolarów.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!