
Miarą spektakularnego sukcesu jest choćby ilość widzów w pierwszym tygodniu wyświetlania – w Polsce, w krótkim czasie od premiery Shreka Trzeciego, film ów obejrzało około osiemset tysięcy osób. Teraz, po kilku tygodniach, sale kinowe wciąż są pełne, a multipleksy oferują seanse co godzinę. Z pewnością w tym ogromnym sukcesie ma swój udział polska lokalizacja – dokonujący jej Bartosz Wierzbięta wspinał się na wyżyny humoru, pisząc polskie dialogi, przy czym obficie korzystał i z popkultury, i aktualnych w danym momencie wydarzeń politycznych.
Obecnie mamy już do czynienia z trzecią odsłoną życia Shreka i jego wybranki Fiony. Sequele bywają na ogół mniej udane, a co dopiero dalsze kontynuacje... A jak przedstawia się sytuacja w tym przypadku? Czy Shrek Trzeci także budzi salwy śmiechu? 
Najpierw przybliżmy nieco zarysy fabuły. Swoistą podpowiedź mamy już w tytule. Król Harold choruje, zaś królowa tonie w nieszczęściu, zatem Shrek i Fiona starają się ich zastąpić, co rodzi całą masę problemów, gdyż para gruboskórnych zielonych ogrów nieszczególnie radzi sobie z subtelnościami dworskiego ceremoniału. Zwłaszcza nasz ulubiony olbrzym ma kłopoty – a to „zbyt mocno” pasuje rycerza, a to przesadzi z chrzczeniem statku... Niestety, ojciec Fiony umiera, a Zasiedmiogórogród potrzebuje nowego władcy. Ponieważ w bajkach zawsze musi być król i królowa, z naciskiem na tego pierwszego, jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że korona należy się córce; bądź co bądź prawowitej, legalnej dziedziczce. Została ona zaoferowana Shrekowi, lecz na jego szczęście propozycji owej towarzyszyła zbawcza informacja – istnieje jeszcze jeden potencjalny spadkobierca. Młody Artur, aktualnie przebywający w szkole z internatem.
Zatem „następca mimo woli”, w towarzystwie wiernych, złaknionych przygód przyjaciół, czyli oczywiście Kota w Butach i Osła, udaje się w drogę. W międzyczasie jednak dawny Książę z Bajki przeżywa coraz to nowe upokorzenia... W rezultacie postanawia odegrać się na swych „wrogach”.
Film w zasadzie dzieli się na dwie nierówne części. Przez pierwszą połowę filmu Millera i Hui zbudowana zostaje układanka z nowych elementów – widzowie zapoznają się z szeregiem przygotowanych wątków. Składa się ona nie tyle z akcji jako takiej, co z całej serii gagów o różnym poziomie, generalnie jednak jest się z czego pośmiać. Chociaż część ta trwa nieco przydługo. W drugiej połowie Shreka Trzeciego, jak po zwolnieniu magicznego hamulca, akcja rusza z górki, operując już rozdanymi kartami. Ten nierównomierny rozkład elementów fabuły trochę drażni.
Tym razem twórcy zabrali się za parodiowanie Mitu Arturiańskiego, młodzieżowych komedii rozgrywających się w szkołach (gdzie oczywiście zawsze musi być klasowy oferma i „popularni uczniowie” w osobach cheerleaderek i przystojnych, acz brutalnych, graczy) oraz złych postaci z bajek (które wcale nie muszą być takie złe, a na pewno mają ku temu ważkie środowiskowe powody). Na tapetę wzięto także emancypację księżniczek, które decydują, że dla odmiany one kogoś uratują. Naturalnie w filmie pada sakramentalna kwestia brania losu w swoje ręce, tego, że wszystko zależy od nas samych, jak również... odwieczny lęk mężczyzn przed ojcostwem. W tym ostatnim przypadku można odnieść wrażenie, że reżyser bądź scenarzyści przeżyli ostatnio jakiś traumatyczny „wysyp” dzieci w rodzinie... Ów koszmar przyszłego tatusia przedstawiono bawiąc się dowcipnymi stereotypami, ale przy tym z zastanawiającą empatią.
Jeśli chodzi o najzabawniejsze momenty, to zdecydowanie prym wiedzie wypowiedź Pinokia, której pozazdrościłby mu każdy prawnik, jak również towarzyszące Fionie królewny. Śnieżka ciągle śpiewa, Śpiąca Królewna cierpi na narkolepsję, Kopciuszek jest pedantką z rozdwojeniem jaźni (wyraźny ukłon w stronę Golluma), a Roszpunka... Dość już, lepiej sami zobaczcie. Na pewno jedną z lepszych zagrywek polskich specjalistów od dubbingu okazało się obdarzenie sióstr Kopciuszka głosami Wojciecha Manna i Krzysztofa Materny.
Na uwagę ponownie zasługuje rewelacyjny dobór piosenek do filmu. Utwory są dopasowane do poszczególnych scen w przewrotny sposób. Wykorzystano takie hity jak The imigrant song zespołu Led Zeppelin i klasyczne Live And Let Die w wykonaniu Wings. 
Niektórym może się nie podobać sposób potraktowania Mitu Arturiańskiego – faktycznie twórcy zrobili totalny pastisz, niefrasobliwie brnąc w humor nader niskich lotów. Ogólnie rzecz ujmując, daje się odczuć, że to już trzecia część i nastąpiło pewne zmęczenie materiału, jednakże wciąż jest się z czego pośmiać. Mamy tu mniej zapożyczeń z popkultury, za to widać wyraźne ślady Monty Pythona i postmodernistyczną zabawę konwencjami – vide szkoła średnia Artura. Powiedzmy też szczerze, że ten film ewidentnie już skierowano do widzów dorosłych i nie ma co katować dzieciaków seansem. Zaobserwowaliśmy, iż maluchy obecne w kinie raczej nic nie rozumiały – łaziły, znudzone, pomiędzy rzędami, rozrzucając popcorn i marudząc: „Ja chcę siusiu”, „Mamo, ja chcę pić”. Pojawiło się nawet: „Kiedy już pójdziemy?”.
Dorośli shrekomani mogą za to spokojnie iść do kina, aczkolwiek niech czują się uprzedzeni, że niektóre gagi oparto na sitcomowym poczuciu humoru. I jak to zwykle, niestety, bywa, trzecia część nie zachwyca jak pierwsza, a już na pewno nie dorównuje drugiej – naszym zdaniem zdecydowanie najlepszej w całej shrekowej serii.
Plusy:
+ Man i Materna jako siostry Kopciuszka
+ komando królewien
+ teksty Kota w Butach, Osła i Pinokia
+ strach przed ojcostwem
+ bardzo dobra animacja
+ muzyka
Minusy:
- niektóre gagi są nader prymitywne
- nierównomierny rozkład elementów fabuły
Tytuł: Shrek Trzeci (Shrek the Third)
Reżyseria: Raman Hui, Chris Miller
Scenariusz: David N. Weiss, J. David Stem, Joe Stilman, Jeffrey Price, Peter S. Seaman, Jon Zack
Montaż: Michael Andrews
Muzyka: Harry Gregson-Williams
Obsada: Zbigniew Zamachowski, Jerzy Stuhr, Agnieszka Kunikowska, Wojciech Malajkat, Wojciech Man, Krzysztof Materna
Produkcja: USA, 2007
Dystrybucja: UIP