Painkiller: Overdose to produkcja, która udowadnia prawdziwość starego powiedzenia, że nieskomplikowane może oznaczać dobre. Proste elementy połączono w taki sposób, by zapewnić bardzo dobrą zabawę. Widać to chociaż by po niewygórowanych minimalnych wymaganiach sprzętowych, przy których gra powinna „pójść”. To sprzęt który był świetny – powiedzmy - te 3 lata temu.
W trybie zabawy dla jednego gracza czeka na nas piętnaście planszy podstawowych, podzielonych między trzy poziomy, oraz dwie przeznaczone do starć z głównymi przeciwnikami. Przeciętny gracz jest w stanie pokonać pojedynczą planszę w ciągu około pół godziny, co oznacza, że całą grę można ukończyć w czasie mniej więcej dziesięciu godzin (oczywiście nie licząc konieczności wczytywania). Jeżeli poświęcimy się eksploracji map (czyli próbom wyciśnięcia z nich każdego sekretu i ostatniej sztuki złota) czas ten najwyżej się podwoi. Poszczególne plansze powiązane są ze sobą na zasadzie luźnych skojarzeń. Za to ich bezpośredni wydźwięk na ogół jest łatwy w odbiorze. Bo chyba nietrudno zrozumieć gehennę szpitala polowego za czasów Wojny Secesyjnej, nie sposób nie zachwycić się scenografią i nastrojem jakiegoś antycznego miasta zniszczonego przez wulkan (oczywiście naturalne jest tu skojarzenie z Pompejami), i chyba nikt nie będzie miał problemu ze zgadnięciem, co kryje w sobie mapa o wymownej nazwie „Ragnarok”. Jakość grafiki, mimo pewnej archaicznej nutki, jest zadawalająca. Pomimo stosunkowo niewielkiej szczegółowości tekstury urzekają przemyślanym projektem stylistycznym.Jedną z istotniejszych dla gry kwestii jest gromadzenie dusz, pozostających po zabitych przeciwnikach. Ich konsumpcja pozwala na odzyskiwanie i podnoszenie limitu zdrowia. Dodatkowo powyżej pewnej ilości zgromadzonych dusz nasza postać przechodzi w tryb podwyższonej potęgi.
Nieodzownym elementem tego typu gry są drobne smaczki. W tym wypadku większość z nich wiąże się z prowadzoną przez nas postacią... ale nie tylko. Czasami jest to unikalny typ potwora, z którym się potykamy, jak chociażby operatorzy kamer na planszy nazywanej Studio lub szalone miłośniczki aeronautyki z silnikami turbośmigłowymi w garści, ścigające nas po pokładzie sterowca. Sam bohater dostarcza nam również nieustającej radości. Z jednej strony poprzez głos, który znakomicie dobrano do dubbingu, czy sposób, w jaki wypowiada niektóre kwestie - z drugiej zaś strony sama ich treść, jak choćby padające czasem przy „konsumpcji” duszy Mm... smakuje jak kurczak! albo szanta śpiewana w pirackim parku rozrywki. Klimatyczne są również „filmiki” pomiędzy głównymi etapami. Nie są może zbyt długie ani nie wnoszą nic specjalnego do rozgrywki, to raczej rodzaj podsumowania ukończonego etapu. Coś, co łączy ze sobą poszczególne części gry. Są jednak bardzo nastrojowe, a co za tym idzie, zapadają w pamięć. A gdy będę szedł doliną ciemną... Bezwarunkowo największym atutem Painkiller: Overdose są walki. Tak jak i w pozostałych elementach gry, nie ma w nich nic skomplikowanego. W większości wypadków wystarczy po prostu przytknąć przeciwnikowi lufę kościostrzelby do potylicy, a rozleci się w spektakularny sposób po połowie planszy. Tylko kilka stworów spośród tych, z którymi musimy się mierzyć, wymaga jakiegoś szczególnego zachodu, ot, wycelowania w zbiornik z paliwem do miotacza ognia czy strzelania w momencie, kiedy nie zasłania się tarczą. W efekcie otrzymujemy rzeźnię wysokiej klasy, szybką, wymagającą niewiele myślenia, za to z pewnością pozwalającą się rozładować. Największą i niepodważalną zaletą marki Painkiller był i nadal jest szeroki asortyment niezwykłego uzbrojenia. Uległ on pewnemu przeobrażeniu pomiędzy pierwszą a obecną częścią. Tym razem do naszej dyspozycji oddano takie zabawki jak: kostka, głowa demona, kosciostrzelba, ektoplazmer czy piekielna bomba. Oczywiście są też narzędzia bardziej standardowe: kusza, ostrze (nóż, kindżał) oraz karabin. Przy każdym typie uzbrojenia mamy do wyboru dwa tryby ataku, zasilane dwoma różnymi rodzajami „amunicji”. Równie znanym i popularnym elementem gry są karty Czarnego Tarota. Czarny Tarot jest źródłem specjalnych mocy, reprezentowanych przez konkretne karty, które stają się dostępne dla gracza po spełnieniu specjalnych warunków podczas rozgrywki. Kolekcjonowanie kart może być znakomitym wyzwaniem samym w sobie, zwłaszcza, że wymagania potrafią być naprawdę ciężkie do zrealizowania, jak choćby zebranie 160 dusz na 162 pojawiające się na planszy czy nie korzystanie z pancerza podczas rozgrywki. W przerwie pomiędzy kolejnymi misjami wolno nam wybrać karty spośród dwóch talii, jakimi dysponujemy, odpowiednio: dwie ze srebrnych i trzy ze złotych. Pierwsze z nich, karty srebrne, mają działanie stałe dla całego miejsca rozgrywki (planszy). Natomiast karty złote mają czas działania równy trzydziestu sekundom od chwili odpalenia. Ułożenie takiego pięciokartowego pasjansa wymaga opłaty w złocie, które zdobywamy w trakcie gry. Tak naprawdę to głównie zabawa kartami czyni z tej gry coś, nad czym warto zatrzymać się na dłużej. Nie można powiedzieć, że Painkiller: Overdose jest gorszy albo lepszy od swego poprzednika. Ba, nie można nawet powiedzieć czy jest inny. To po prostu gra czerpiąca pełnymi garściami z pierwowzoru. Nawet jeżeli kogoś nie zainspiruje do dłuższej zabawy (czytaj: wyrzynki w sieci), to z pewnością dostarczy nieco zabawy i nie zdąży się znudzić (jest dynamiczna i niezbyt długa). Niewątpliwie czeskie studio doskonale odwaliło swoją robotę – tylko tyle i aż tyle. To zaś, czy gra się spodoba, zależy tylko od tego czy nie zmieniło się zainteresowanie tematyką, wokół której Painkiller: Overdose się „obraca”. Każdy z nas spodziewał by się, że gra wydawana w trzecim kwartale zeszłego roku (oryginalnie) powinna wgniatać w fotel poziomem grafiki i – niestety - wymaganiami sprzętowymi. Na szczęście w tym wypadku tak nie jest. To tytuł przygotowany bardzo starannie, ale nie po to żeby zmusić klienta do wymiany bebechów w swoim blaszaku, ale aby zapewnić mu kilka godzin dobrej, choć niewyszukanej rozrywki. I to niewątpliwie jest to co się autorom udało. Bo kiedy kończy się grę, człowiek czuje się usatysfakcjonowany.
Na dobry początek proponujemy klasyczne materiały - trailer i teaser. Jednakże to nie wszystko - już wkrótce pojawi się filmik z naszych testów recenzenckich...