Chleb, woda, mleko, szare mydło - kto tego potrzebuje? Gdy się mieszka w ciemnej piwnicy spędzając cały czas przy pececie czy konsoli, artykułem pierwszej potrzeby stają się oczywiście gry. A te, jak się okazuje, ostatnio zaczęły... tanieć.
Według wyników badań organizacji Electronic Entertainment Design and Research, konsolowi producenci coraz częściej rzucają swoje premierowe gry na amerykańskie półki sklepowe w cenach poniżej zwyczajowych 60 USD oraz 50 USD (Wii). Według analityka rynku elektronicznej rozrywki, Jesse'ego Divnicha, powodów takiej sytuacji jest kilka.
Przede wszystkim, maleją koszty produkcji. Firmy prowadzą aktywny "recycling" stworzonych do tej pory technologii i fragmentów kodu, a to pozwala znacząco skrócić czas pomiędzy rozpoczęciem projektu a premierą.
Drugim powodem jest rosnąca konkurencyjność. Do tej pory rynek gier był jak miejski basen, do którego każdy chętny mógł wskoczyć i sobie popływać (czytaj - zarobić). Niestety, chętnych do zabawy w wodzie przybywa, a ciężkie czasy powodują zmniejszenie wymiarów basenu. Siłą rzeczy zaczyna dochodzić do przepychanek.
Czy te obniżki dotrą także do polski? Bardzo życzylibyśmy sobie, aby tak było, chociaż reakcja nadwiślańskiego rynku na zachodzące na zachodzie zmiany nie będzie pewnie zbyt szybka. Szczególnie zła jest sytuacja rodzimych graczy konsolowych. Nowe gry kosztują u nas wciąż ponad 200 zł, gdy tymczasem pecetowcy mogą cieszyć się tym samym tytułem za śmieszne (z tej perspektywy) 80 zł.