2012 to rok symboliczny. Niby miał być koniec świata, ale w końcu naukowcy doszli do wniosku, że błędnie odczytali kalendarz majów i ludzkość przetrwa kolejny wiek - uff. Proroctwa czarnowidzów najwyraźniej wzięli sobie jednak do serca twórcy Emergency 2012. Fantazja przy projektowaniu scenariuszów poniosła ich niekiedy aż za daleko. O ile pożary lasów w Grecji czy rozbicie sekty z zapędami terrorystycznymi przystają do rzeczywistości, tak zawalona w wyniku huraganu kilkusetletnia monumentalna katedra w Kolonii czy samolot rozbity na samym środku Placu Czerwonego w Moskwie to już gruba przesada. Szczyt producenci gry osiągnęli jednak w misji rozgrywającej się w Paryżu, gdzie naszym zadaniem jest rozgonienie demonstrantów zgromadzonych wokół... zburzonej Wieży Eiffle'a. Komuś być może taka apokaliptyczna wizja przypadnie do gustu, ale ja po tego typu produkcji oczekuję jednak większego realizmu. Tym bardziej, że ratownicy nie dysponują nadprzyrodzonymi mocami. Ba, jest wręcz odwrotnie. Na narzekanie na ich głupotę i ślamazarność czas przyjdzie jednak później.
Jeżeli chcecie się dowiedzieć, co przypadło do gustu, a co odrzuciło Pepsiego od Emergency 2012, zapraszamy do przeczytania jego recenzji.