Do takich wniosków doszli specjaliści od spraw reklamy badający rynek gier wideo. W końcu w naszym ulubionych tytułach coraz częściej natykamy się na znajome z rzeczywistego świata produkty. Czy to prawda, że sami chcemy, aby tak było?
Do takich wniosków doszli specjaliści od spraw reklamy badający rynek gier wideo. W końcu w naszym ulubionych tytułach coraz częściej natykamy się na znajome z rzeczywistego świata produkty. Czy to prawda, że sami chcemy, aby tak było?
Kontakt z marką w czasie gry jest o wiele bardziej intensywny, angażujący i dłuższy niż w przypadku standardowych form reklamowych. Umieszczenie gry w serwisie firmy przedłuża również czas spędzany na niej przez użytkowników. Natomiast elementy społecznościowe zawarte w grach umożliwiają ich promocje bez dodatkowych nakładów (zapraszanie znajomych do gry, rankingi i tym podobne) - napisał w raporcie dla serwisu interaktywnie.com Adam Semik z firmy AdAhead .
W dodatku rynek ten będzie się gwałtownie rozrastał, co oczywiście jest skutkiem tego, że rośnie cała branża elektronicznej rozrywki.
Gwałtowny wzrost zainteresowania reklamodawców grami online można zaobserwować od ponad półtora roku. Pojawiają się nowe, nawet wydawało by się egzotyczne dla tego narzędzia, branże, a to głównie zasługa Facebooka i innych serwisów społecznościowych udostępniających gry. Z tego kanału korzystają już właściwie wszyscy - od FMCG, operatorów sieci komórkowych poprzez uczelnie, kończąc na producentach skarpet czy partiach politycznych. To się po prostu opłaca - mówi Jacek Jankowski, doradca zarządu do spraw gier i reklamy w grach z Redefine.
Co ciekawe, eksperci są też zdania, że graczom w żaden sposób nie przeszkadzają takie zagrywki ze strony producentów. Niekiedy nawet domagamy się ich - np. w grach wyścigowych.
Często nie jesteśmy świadomi reklam. W wyścigach samochodowych chętniej wybierzemy samochód, którego rzeczywista wersja stoi (lub chcielibyśmy aby stała) w naszym garażu - albo przynajmniej ta sama marka. A producenci płacą, żeby to ich model znalazł się w grze. Innym przykładem – może odległym w polskich realiach, ale całkiem aktualnym w USA - są gry FPP, w których twórcy odwzorowują rzeczywiste modele broni
Graczy nie denerwuje in-game advertising. Po pierwsze, twórcy dostosowują treść reklam do odbiorcy – w wyścigach samochodowych raczej nie znajdziemy kampanii damskich kosmetyków. Po drugie, gracz zwykle wie, że dzięki reklamie kupił program taniej. W końcu po trzecie, promocje i logo prawdziwych firm urzeczywistniają rozrywkę. Zdecydowanie bardziej wolimy zestrzelić puszkę Pepsi niż oranżady nieistniejącej marki - kwituje Jankowski.
Czy można tym osobom przyznać rację? Przedstawione przez nich argumenty wydają się rzeczowe. Miejmy jednak nadzieję, że reklamy mimo wszystko nie zaleją wirtualnych światów w takim stopniu jak zdążyły to zrobić z tym rzeczywistym. Chyba nikt z nas nie chciałby, aby kierowana przez nas postać przeciskając się przez tłum w grze FPP bądź też nowej części Grand Theft Auto musiała unikać nachalnych ulotkarzy.
Źródło: interaktywnie.com